W miarę zbliżania się wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych wiceprezydent Kamala Harris zwiększyła kontakt z wyborcami Partii Republikańskiej. Przez ostatnie kilka tygodni towarzyszyła jej była republikańska kongresmenka Liz Cheney podczas wydarzeń związanych z kampanią w wahadłowych stanach Pensylwanii, Michigan i Wisconsin, a ostatnio towarzyszyła jej córka byłego prezydenta George’a W. Busha, Barbara.
16 października po spotkaniu z byłymi republikańskimi prawodawcami w Pensylwanii Harris udzieliła wywiadu Fox News, mówiąc: „Zachęcam do zgłaszania pomysłów, niezależnie od tego, czy pochodzą one od wspierających mnie Republikanów, którzy właśnie byli ze mną na scenie kilka minut temu oraz sektor biznesowy i inne osoby, które mogą przyczynić się do decyzji, które podejmuję.”
Harrisa poparło wielu prominentnych republikanów, w tym były wiceprezydent Dick Cheney, były kongresman Adam Kinzinger i syn zmarłego senatora Johna McCaina, Jim. Uzyskała także akceptację 200 pracowników byłych republikańskich kandydatów na prezydenta.
Próbując wesprzeć tę dynamikę, kampania Harrisa doprowadziła nawet do powstania oddziałów Republikanów dla Harrisa w kilku wahadłowych stanach.
Jednak pogoń Harris za wyborcami Partii Republikańskiej może nie przynieść oczekiwanych przez nią rezultatów. Na poziomie obywatelskim sytuacja pozostaje beznadziejnie spolaryzowana. Pomimo znaczących poparcia, niewielu członków partii opozycyjnej przekroczy „linie wroga”, aby poprzeć Harrisa. W rzeczywistości jej prawicowy wpływ może w rzeczywistości kosztować ją więcej głosów Demokratów niż głosów Republikanów, które zdobędzie.
W ankiecie wydany 25 października zaledwie 4 procent Republikanów oświadczyło, że zamierza głosować na Harrisa. Taki sam odsetek Demokratów zadeklarował, że oddałby głos na kandydata Republikanów Donalda Trumpa. Innymi słowy, Demokraci dla Trumpa są tak samo ważni, jak Republikanie dla Harrisa. To sprawia, że prognoza że „miliony Republikanów” oddają głos na Kamalę Harris, co jest całkowicie fantazyjne.
Niektórzy mogą argumentować, że Harris próbuje wpłynąć na wyborców Partii Republikańskiej, szczególnie w stanach wahadłowych. Ale nawet tam liczby nie różnią się drastycznie.
Według sondaży New York Timesa/Sieny Harris zyskuje 7 procent zarejestrowanych Republikanów w Arizonie, a 6 procent Demokratów w tym stanie popiera Trumpa. W Pensylwanii liczby te wynoszą odpowiednio 12 procent i 10 procent. W Nevadzie Harris ma 6 procent zarejestrowanych Republikanów, a Trump 10 procent Demokratów. Margines błędu dla wszystkich tych sondaży wynosi od 3 do 4 procent.
Podczas gdy Harris ściga nielicznych wyborców Partii Republikańskiej, którzy mogą się odwrócić, odstrasza wielu innych zwolenników strony postępowej. Według Pew Research Center postępowcy stanowią około 12 procent bazy Demokratów. Miliony głosów oddanych na senatora Berniego Sandersa, wybitnego postępowca, w prawyborach Demokratów w 2016 roku sugerują, że ta grupa może być jeszcze większa.
Skręt Harrisa w prawo zdecydowanie nie jest dobrze przyjęty przez postępowców. Jej obietnica podpisania „najsurowszej ponadpartyjnej ustawy granicznej” od dziesięcioleci spotkała się z naganą ze strony zwolenników imigracji. Podobnie jej jednoznaczne poparcie dla izraelskiej agresji jest chłodnym podejściem do zwolenników pokoju i podstawowych praw człowieka. Jeśli chodzi o opiekę zdrowotną, po potwierdzeniu powszechnego ubezpieczenia podczas swojej kadencji w 2020 r. Harris znacznie się od tego powstrzymała.
Biorąc pod uwagę ich zobowiązania polityczne, postępowa lewica nie zwróci się w stronę Trumpa, ale może głosować na partię trzecią lub zostać w domu, co zaszkodziłoby Harrisowi, zwłaszcza w stanach, na których toczą się bitwy.
Ściganie Republikanów jest zatem nierozsądne. I historia to potwierdza. Demokraci usilnie ich ścigali także w 2016 roku. Przed wyborami prezydenckimi demokratyczny senator Chuck Schumer twierdził, że: „Za każdego robotnika Demokratycznego, którego stracimy w zachodniej Pensylwanii, wybierzemy dwóch umiarkowanych Republikanów na przedmieściach Filadelfii i można to powtórzyć w Ohio, Illinois i Wisconsin. ”
Nie trzeba dodawać, że Schumer się mylił. Kandydatka Demokratów Hillary Rodham Clinton przegrała z Trumpem w historycznym, upokarzającym zdenerwowaniu. Jedynym stanem, o którym wspomniała Schumer, który wygrała Clinton, było Illinois – bastion Demokratów, w którym również się urodziła.
Gdy była sekretarz stanu prowadziła kampanię w głęboko czerwonych stanach, takich jak Nebraska, jej „niebieski mur” runął. Żaden Demokrata od czasu Waltera Mondale’a w 1984 r. nie stracił Michigan, Pensylwanii i Wisconsin. Była to największa strata w historii amerykańskich prezydentów, gdy Mondale wygrał jedynie w swoim rodzinnym stanie Minnesota.
Harris miałaby większe szanse na wygraną, gdyby nie zabiegała o wyborców, których nie może pozyskać, i zamiast tego skupiała się na tych, których może pozyskać: niezależnych i postępowych grupach oraz ich kluczowych grupach.
Niedawna ankieta przeprowadzona przez AtlasIntel widać Trump prowadzi z niezależnymi o 8,5 punktu. Dwie najważniejsze kwestie dla niezależnych to gospodarka i przestępczość i Harris mógł z łatwością odwołać się do nich w tych kwestiach, nie skręcając tak daleko w prawo i goniąc za poparciem neokonserwatystów i innych skrajnej prawicy.
Co więcej, niezależni zajmują także stanowiska bardziej umiarkowane. Niezależni w przeważającej mierze opowiadają się za równością małżeństw, rozszerzeniem Medicare i legalizacją marihuany – kwestiami, którymi interesują się także postępowcy.
Harris mogła także pozyskać część postępowców, porzucając część swojej prawicowej retoryki i zmieniając swoje stanowisko w sprawie polityki zagranicznej USA, a dokładniej Izraela.
Podobnie jak jej kandydat na kandydata, Tim Waltz, Harris całkowicie opowiada się za Izraelem. Nie chciała zdystansować się od współudziału administracji prezydenta Joe Bidena w izraelskim militaryzmie, okupacji i terrorze. Współudział ten nasilił się dopiero w ostatnich tygodniach, gdy Biały Dom, którego jest częścią, nadzoruje izraelski „Plan Generalny” dotyczący czystek etnicznych w północnej Gazie poprzez bombardowania, głód i wydalanie ludności cywilnej. Ostateczna próba Bidena na rzecz krótkotrwałego rozejmu i uwolnienia izraelsko-amerykańskich jeńców nie zmieniłaby postrzegania przez wyborców stanowiska Harrisa.
Ta agresywna postawa szczególnie zniechęciła Amerykanów pochodzenia arabskiego i muzułmańskiego. Ci ostatni w 2022 r. stanowili niecałe 1,5 proc. zarejestrowanych wyborców, ale ich rozmieszczenie daje im nieproporcjonalną władzę, co zademonstrowali już niezaangażowanym ruchem, któremu przewodzili w prawyborach Demokratów.
Podczas gdy ludzie zwykle skupiają się na Michigan, muzułmańscy wyborcy stanowią również znaczącą grupę w Gruzji i Arizonie. Ich liczba znacznie przewyższa niewielki margines zwycięstwa Bidena w tych stanach w 2020 r. Nawet w stanach Pasa Rdzy, takich jak Pensylwania i Wisconsin, gdzie Biden wygrał łatwiej, sami muzułmańscy Amerykanie mogą zrobić różnicę. To nawet nie bierze pod uwagę wielu arabskich wyborców, którzy nie są muzułmanami.
Jak zwykle amerykański duopol stawia wyborcom wybór pomiędzy złem a gorszym. Jednak samo bycie mniejszym złem nie wystarczy, aby Harris wygrał.
Mimo to, gdy zbliża się listopad, goni wyborców, którzy jej nie chcą, i unika tych, których najbardziej potrzebuje. Nie chodzi tu nawet tylko o Arabów i muzułmanów. Wielu wyborców ze wszystkich grup demograficznych jest zniesmaczonych ludobójstwem w Gazie i pragnie bardziej postępowej polityki. Harris nie ma zamiaru realizować takiej polityki i może z tego powodu ucierpieć w wyborach.
Poglądy wyrażone w tym artykule są poglądami autora i niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko redakcyjne Al Jazeery.