Gdyby nagroda Pulitzera została przyznana za (nieumyślnie) najzabawniejszy, wywołujący zamieszanie nagłówek opracowany przez „główną” organizację informacyjną w 2024 r., wówczas „The New York Times” – który pragnie takich frywolnych błyskotek – zdobyłby ją bez wątpienia.
Oto „nagradzany” nagłówek, opublikowany w zeszłym tygodniu w następstwie wyborów dyplomatycznych prezydenta-elekta USA Donalda Trumpa, który według „Los Angeles Times” „pomoże w kształtowaniu strategii prezydenta-elekta Trumpa” na Bliskim Wschodzie.
„Trump wybiera dla Bliskiego Wschodu sygnał zdecydowanej polityki proizraelskiej”, „The Times”. napisał.
To jest po prostu komiczne, prawda?
Identyczny nagłówek mógł zostać dosłownie powtórzony po tym, jak każdy prezydent-elekt Demokratów lub Republikanów upublicznił swoje „wybory na Bliskim Wschodzie” od zaplanowania powstania Izraela w 1948 roku.
Wielkie nieba.
Nagłówek sugeruje, że w jakiś sposób, z jakiegoś zagadkowego powodu, mógł pojawić się cień wątpliwości, że Trump nie zamierza przyjąć „zdecydowanej polityki proizraelskiej”, jak wszyscy jego pełni szacunku poprzednicy.
Jasne, Trumpie grał nicey-nicey z bandą naiwnych arabskich „przywódców” (pionków) w wahadłowym stanie Michigan podczas kampanii przed wyborami prezydenckimi, aby zdobyć przelotną przychylność „społeczności”, którą natychmiast porzucił po zdobyciu 270 głosów elektorskich.
Drugi wniosek płynący z nagłówka jest taki, że każdy amerykański prezydent – Demokrata czy Republikanin – rozważyłby, a co dopiero byłby w stanie przyjąć cokolwiek innego niż „zdecydowaną politykę proizraelską”.
Wreszcie, co być może najbardziej absurdalne, w ramach ciągłych i charakterystycznych wysiłków na rzecz normalizacji faszystowskiego prezydenta-elekta, hałaśliwy nagłówek i podtytuł „Timesa” sugerują, że Trump, który wkrótce po raz drugi zajmie Gabinet Owalny, ma szczegółowe pojęcie o Bliskiego Wschodu, co przełoży się na dobrze zdefiniowaną „politykę” i „strategię” dla regionu.
Mój Boże – kontynuacja.
Może to być rewelacja dla „Los Angeles Times”, ale nie sądzę, że Trump jest w stanie nawet rozróżnić Iran i Irak na mapie.
Jednak, jak wiemy, szczegółowe zrozumienie Bliskiego Wschodu niekoniecznie jest warunkiem wstępnym w Białym Domu lub Departamencie Stanu, jeśli chodzi o wybór lub mianowanie ludzi, którzy przejmą realizację amerykańskiej „polityki” lub „strategii” dla tej niespokojnej część świata.
Czy zdyskredytowane nazwiska George’a W. Busha, Dicka Cheneya, Condoleezzy Rice oraz zmarłego Donalda Rumsfelda i Colina Powella przychodzą komukolwiek na myśl – szczególnie współwinnym New York Times?
Abyśmy nie zapomnieli.
Jak można się było spodziewać, Joe Biden i Antony Blinken poszli niszczycielskimi śladami gangu „szoku i podziwu”, przekazując oskarżonemu premierowi Izraela Benjaminowi Netanjahu wszystkie pieniądze, broń i „strategiczną” przykrywkę, której potrzebował do popełnienia ludobójstwa w Gazie i na okupowanych terenach Zachodni Brzeg Jordanu.
Biden, Blinken i ambasador ONZ Linda Thomas-Greenfield stosują tę samą „politykę” lub „strategię” „najpierw zabij, pomyśl później” – wybierz, co chcesz – którą zastosował gang „szoku i podziwu” z tak katastrofalnymi i nieludzkimi konsekwencjami.
Można by rozsądnie pomyśleć, że katastrofalna inwazja na Irak dałaby Bidenowi, Blinkenowi i Thomasowi-Greenfieldowi chwilę zastanowienia.
Byłbyś w błędzie.
Zamiast tego, zgodnie z zasadą „najpierw zabij, potem pomyśl później”, Biden, Blinken i Thomas-Greenfield umożliwili ludobójstwo – które pochłonęło już życie ponad 43 000 Palestyńczyków, głównie dzieci i kobiet – z patyną fałszywej powagi, którą Trump i zapobiegnięcie brakom towarzystwa, co tak cenią uczeni znawcy z „Timesa”, CNN i MSNBC.
Zatem dlaczego ktokolwiek, gdziekolwiek miałby być „zszokowany” faktem, że Trump wybrał ewangelickiego chrześcijanina i niedoszłego, szalejącego izraelskiego osadnika, Mike’a Huckabee, na kolejnego ambasadora Ameryki w Izraelu, jest dla mnie głupią zagadką.
Dlaczego ktokolwiek, gdziekolwiek miałby być „zszokowany” faktem, że proizraelscy fanatycy, tacy jak senator Marco Rubio i przedstawicielka Elise Stefanik, zostali mianowani odpowiednio sekretarzem stanu i ambasadorem ONZ, również jest dla mnie głupią zagadką.
Podobnie jak Biden, Blinken i Thomas-Greenfield, Trump, Rubio, Huckabee i Stefanik uważają, że Izrael cieszy się absolutnym, niekwestionowanym „prawem do samoobrony”. Jeśli to oznacza wymazanie Gazy i Zachodniego Brzegu, niech tak będzie – do cholery przyzwoitość, konwencje praw człowieka i obywatela oraz prawo międzynarodowe.
Poza retorycznymi krawędziami mitycznego „rozwiązania w postaci dwóch państw” nie ma „światła dziennego” między Bidenem, Blinkenem i Thomasem-Greenfieldem a Trumpem, Rubio, Huckabee i Stefanikiem w sprawie „przyszłości” Palestyńczyków w Gazie i na Zachodzie Bank.
Nie mają „przyszłości”.
Biden, Blinken i Thomas-Greenfield pozwolili Izraelowi zrobić ze Strefą Gazy i Zachodnim Brzegiem to, co Trump, Rubio, Huckabee i Stefanik od dawna mieli nadzieję zrobić z Gazą i Zachodnim Brzegiem – obrócić pozostałości ziemi palestyńskiej w pył i pamięć poprzez w razie potrzeby śmiercionośną i masową siłę.
Trump, Rubio, Huckabee i Stefanik reprezentują nieco bardziej bezczelne i bluźniercze kontinuum definiującego amerykańską postawę wobec Bliskiego Wschodu „najpierw zabij, potem pomyśl później”.
Właśnie dlatego wściekłe „oburzenie” Demokratów i znawców na „skandalski” gabinet Trumpa i inne ważne wybory administracyjne było w dużej mierze zarezerwowane – niespodzianka, niespodzianka – dla jego „kontrowersyjnych” wyborów na prokuratora generalnego i sekretarza obrony.
Metodyczne, trwające ponad rok niszczenie Gazy i Zachodniego Brzegu to nieaktualna wiadomość.
Biden, Blinken i Thomas-Greenfield dali Izraelowi „zielone światło” na zabicie dowolnej liczby Palestyńczyków i tak długo, jak chce, a Trump, Rubio, Huckabee i Stefanik zrobią dokładnie to samo.
O ludobójstwie: nowy gang Białego Domu jest tym samym, co stary gang Białego Domu.
Trzymać się. Wciąż jest nadzieja. Arabscy przywódcy (pionki), którzy spotkali się z Trumpem pod koniec kampanii – w celu odparcia Kamali Harris – wysłano mu list, w którym prosi prezydenta-elekta o „aplikowanie”. [his] wpływ polityczny w żądaniu natychmiastowego zawieszenia broni w Libanie i Palestynie” w celu wynegocjowania „trwałego pokoju”.
Oczywiście list – zakładając, że Trump zada sobie trud jego przeczytania – z pewnością zmieni zakorzeniony pogląd Waszyngtonu, że Palestyńczycy są zawsze sprawcami, a nigdy ofiarami, i że ich życie jest w równym stopniu jednorazowe, co nieistotne.
Tak, list z ładnymi słowami powinien w końcu załatwić nieuchwytną sztuczkę.
Poglądy wyrażone w tym artykule są poglądami autora i niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko redakcyjne Al Jazeery.