Z kacem, z ciemami, prawie bez głosu, ale z uśmiechem, który nie schodzi z twarzy od niedzieli pod koniec wyścigu MotoGP. Taki był Jorge Martín, który pojawił się na torze Montmeló, aby spotkać się z mieszkańcami Aprilii, jego rodzicami, Ángelem i Susaną oraz jego brat Javier, który odebrał cały ich dobytek od Prima Pramac i przeniósł do nowego domu. To było jak ruch. Jednak przy każdym transferze pojawiał się ktoś z mistrzowskiej drużyny i na tym pożegnaniu trzeba było go przytulić.
Kontynuuj czytanie