Tłumy fanów Liverpoolu czekają na zdjęcie z mężczyzną, którego czule nazywają „Szalonym Erikiem”.
Minęło ćwierć wieku, odkąd Erik Meijer dołączył do klubu na zasadzie wolnego transferu z Bayeru Leverkusen, a jego pobyt w klubie okazał się krótki: zaledwie 27 występów i dwa gole później wrócił do Niemiec, aby podpisać kontrakt z Hamburgiem. Jednak jak udowodniła kolejka kibiców czekających, aby zobaczyć go w Hotelu Anfield przed niedawnym meczem Ligi Mistrzów pomiędzy Liverpoolem a Leverkusen, pozostawił po sobie niezatarte wrażenie.
„To wspaniałe uczucie” – mówi Meijer, którego nieprzeciętna osobowość i niezachwiane zaangażowanie zapewniły mu status kultowego bohatera na The Kop. „Nie byłem długo w Liverpoolu. Byłem tylko małą częścią historii, nie wygrałem tutaj wielkich nagród, ale kiedy grasz dla Liverpoolu, ludzie zawsze cię rozpoznają i doceniają.
„Scouserzy uwielbiają graczy, którzy ciężko pracują. Nie byłem szczególnie utalentowany, ale zawsze biegałem i biegałem, aż zbiornik był pusty. Mogli zobaczyć, ile znaczy dla mnie gra dla Liverpoolu i zawsze będę fanem tego klubu.
Meijer, obecnie 55-letni, mieszka w holenderskim mieście Maastricht i zrobił karierę jako ekspert dla Sky Germany. W każdą sobotę przejeżdża przez granicę, by polecieć z Dusseldorfu do Monachium, aby wraz ze swoim byłym kolegą z drużyny Liverpoolu, Dietmarem Hamannem, uczestniczyć w relacjach z Bundesligi.
„Pierwsze pytanie, jakie mi zadano, brzmiało: «W tym kraju jest 80 milionów Niemców, więc dlaczego muszą zatrudniać Holendra?»” – śmieje się. „Ale chcieli innego głosu – kogoś, kto powiedziałby, że Bayern Monachium to c**a, kiedy tak było”.
Istnieje poczucie dumy, że inny Holender Arne Slot wywarł tak niezwykły wpływ na Anfield od czasu przejęcia drużyny od Jurgena Kloppa. Liverpool ma pięć punktów przewagi nad liderem Premier League i może poszczycić się jedyną stuprocentową skutecznością w Lidze Mistrzów.
Meijer siedział na trybunie Anfield Road, aby oglądać rozbiórkę Leverkusen Xabiego Alonso w drugiej połowie.
„To było naprawdę imponujące” – mówi. „Analiza Arne i jego personelu jest bardzo dobra. Ciągle wprowadzają sprytne zmiany taktyczne, jeśli chodzi o system i personel, dzięki czemu druga połowa meczu jest znacznie lepsza niż pierwsza. Znajdują słabe punkty, które można wykorzystać, i zawsze pojawia się reakcja.
„Arne, którego widzę w Liverpoolu, jest tym samym, którego widziałem w Cambuur, AZ i Feyenoordzie. Taki spokojny i wyważony. Jedyne, co się zmieniło, to jakość zawodników, z którymi pracuje.
„To był bardzo mądry wybór Liverpoolu, ponieważ Feyenoord grał podobnym typem futbolu jak Liverpool. Dla graczy nie była to duża adaptacja. Jest po prostu trochę więcej struktury i cierpliwości przy piłce. W defensywie wyglądają o wiele pewniej. Czasami dobrze jest, aby gracze usłyszeli nowe pomysły i nowe głosy.
Transformacja pomocnika Ryana Gravenbercha, który pod wodzą Kloppa miał niewielką rolę, jest prawdopodobnie najlepszym przykładem zdolności Slota do wyciągnięcia więcej z odziedziczonego składu.
„Ryanowi po prostu brakowało ręki na ramieniu” – mówi Meijer. „Nie dostał szansy, aby pokazać, na co go stać w Bayernie Monachium. Przeniósł się tam zbyt młodo. Następnie w zeszłym sezonie pojawiał się i wychodził z drużyny Liverpoolu.
„Ale Arne wiedział, do czego jest zdolny. W Ajaxie był postrzegany jako nowy Frank Rijkaard – zawodnik, który zdawał się przechodzić z defensywy do ataku w czterech krokach. W tym sezonie Ryan rozwinął się jako osoba i zawodnik. Jest teraz jednym z pierwszych nazwisk na kartach składu drużyny narodowej.
Meijer, syn rzeźnika, jako nastolatek musiał dokonać wyboru między przejściem do rodzinnego biznesu a realizacją marzenia o zostaniu zawodowym piłkarzem w Holandii.
„Ojciec zawsze wysyłał mnie na boisko obok” – mówi. „Tego właśnie chciał dla siebie, ale nie do końca mu się to udało i po prostu grał amatorsko. Urosłem do 1,9 m i nadal strzelałem gole.
Po dokonaniu przełomu w Fortuna Sittard, spędził okresy w Royal Antwerp i MVV Maastricht, zanim w 1993 roku przeniósł się do PSV Eindhoven. W następnym roku ich siła uderzeniowa została dodatkowo wzmocniona przez przybycie 17-letniego Brazylijczyka imieniem Ronaldo.
„Pamiętam pierwszy dzień, kiedy przyszedł na trening. Ten malutki facet z dużymi zębami” – wspomina. „Nic o nim nie wiedzieliśmy. Było ciepło, wszyscy byliśmy w krótkich spodenkach i T-shirtach, ale on miał na sobie pełny dres. Gdy tylko dostał piłkę, pomyślał: „Wow, co to jest?”. To było jak eksplozja.
„Jego ruchy były niewiarygodne, a on wykończył piłkę z zimną krwią. W swoim pierwszym sezonie strzelił 30 goli (w lidze). Nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego.”
Meijer grał w Bayerze Leverkusen pod koniec sezonu 1998/99, kiedy zadzwonił ówczesny menadżer Liverpoolu Gerard Houllier, który chciał go pozyskać jako wolnego agenta po wygaśnięciu jego kontraktu tego lata. Zorganizowano spotkanie na lotnisku w Brukseli.
„Houllier zapytał: «Erik, czy chciałbyś grać dla Liverpoolu?». Chciałem tylko krzyknąć: „Tak!”. Jako dziecko Ian Rush był moim bohaterem. Mój ojciec też kochał Liverpool.
„Kiedy zadzwoniłem do ojca, nie załatwiłem jeszcze umowy, ale on powiedział: «Po prostu powiedz im, że przyjedziesz, nieważne! Chcę iść na Anfield.
„Schodząc po raz pierwszy po schodach na Anfield z „Nigdy nie będziesz chodzić sam” w uszach, powstrzymywałem łzy”.
Mając na zawodach Michaela Owena i Robbiego Fowlera, a także Titi Camarę, która przyjechała z Marsylii, Meijer wiedział, że nie będzie regularnie startował.
„Houllier bardzo jasno przedstawił moją rolę. Byłem tam, aby inni wyglądali lepiej – aby wygrywać piłki, aby inni mogli na tym zyskać.
„Sześciu z nas zadebiutowało tego samego dnia przeciwko Sheffield Wednesday (wraz z Camarą, Hamannem, Sami Hyypią, Vladimirem Smicerem i Sanderem Westerveldem). Między Anglikami i obcokrajowcami panowało dobre koleżeństwo. Byłem najbliżej tych, którzy mieszkali blisko mnie w Calderstones Park – Sami, Sander, Didi i Rigobert Song.
„Na początku nie było mi łatwo z Houllierem. Francuzi różnią się od nas, Holendrów, którzy są bardzo bezpośredni. Dobrze pasujemy do Scouserów – czarny humor, umiejętność śmiania się z siebie. Należałem do tych, którzy zawsze przeklinali i krzyczeli podczas treningów, gdy sprawy nie szły tak, jak chciałem, a Houllierowi to się nie podobało. Musiałem przyzwyczaić się do Houlliera. Taktycznie był bardzo dobry i po pewnym czasie bardzo go szanowałem.
Jego dwa gole dla Liverpoolu padły w wygranym 5:1 meczu z Hull City w Pucharze Ligi na Boothferry Park we wrześniu 1999 roku.
„Mam je w najpiękniejszym mieście!” chichocze. „To była wielka ulga, że w końcu udało nam się osiągnąć cel. W tym sezonie grałem całkiem sporo (10 meczów i kolejne 14 występów jako rezerwowy). Houllier zaskoczył mnie, wystawiając mnie przeciwko Man United na Old Trafford – przy remisie 1:1, gdy Patrik Berger uderzył z rzutu wolnego.
Był to czas, kiedy gracze nadal często spotykali się towarzysko w mieście.
„Świetnie się bawiliśmy w Albert Dock. To był Blue Bar, a potem na dół do Baby Blue. Pamiętam, jak wyszedłem około drugiej w nocy z Markusem Babbelem i naszymi żonami. Wsiedliśmy do taksówki, ale wtedy kierowca kazał nam wysiąść. Powiedział: „Jestem Evertonem!” Nigdzie was nie zawiozę.
„Kiedyś byliśmy w restauracji Jalons, ci goście weszli i zaczęli strzelać. Dwóch zostało postrzelonych w nogę. To było przerażające i musieliśmy składać zeznania policji w Melwood. To miało związek z gangami.
Po zaledwie trzech występach w rezerwach na początku sezonu 2000/2001 Meijer zdecydował, że nadszedł czas na zmianę. David Moyes spędził krótki okres wypożyczenia w Preston North End, zanim w grudniu 2000 roku dołączył do Hamburga na stałe.
„Zabił mnie transfer Emile’a Heskeya (11 milionów funtów z Leicester City w marcu 2000 r.)” – mówi. „Był większy, szybszy, młodszy i strzelił więcej niż ja.
„Przede mną byli trzej reprezentanci Anglii: Owen, Fowler i Heskey. Byli lepsi ode mnie. Wtedy musisz być szczery i cofnąć się o krok. Opuściłem Liverpool z bólem w sercu, ale była to słuszna decyzja. Mogę powiedzieć, że poziom Liverpoolu był dla mnie zbyt wysoki. Tak po prostu jest.
„Jedynym pozytywem było to, że kiedy wychodziłem, wpadłem na Jariego Litmanena na lotnisku w Manchesterze. Podpisywał kontrakt z Liverpoolem z Barcelony. Powiedziałem mu, że mój dom jest na sprzedaż i dałem mu swój numer. Dwa dni później zadzwonił, żeby powiedzieć, że mu się podoba i ustaliliśmy cenę. Jego jedynym żądaniem było pozostawienie anteny satelitarnej na ścianie.
Liverpool Houlliera zdobył słynną potrójną koronę w sezonie 2000/01, a Meijer pojechał do Dortmundu, aby obejrzeć ekscytujący triumf 5:4 w finale Pucharu UEFA nad Alaves. Jego wspomnienia z tamtej nocy są mgliste.
„Sander załatwił bilety dla mnie i kilku przyjaciół” – mówi. „Dotarliśmy na miejsce pięć godzin przed rozpoczęciem i udaliśmy się na plac miejski, który był pełen fanów Alaves i Liverpoolu.
„Moi przyjaciele mieli koszulki Liverpoolu z napisem „Meijer” na plecach. Myślę, że byli to jedyni piłkarze, których Liverpool sprzedał w tym sezonie! Kiedy poszli do baru złożyć zamówienie, Scouserzy zapytali ich, dlaczego je noszą, a oni odpowiedzieli: „Erik jest naszym kumplem i jest tam”. To było to!
„Musiałem pić litry piwa. Wydawało się, że wszyscy mi jednego dają. Po prostu ciągle nadchodziło. To była jedna wielka impreza, na której wszyscy śpiewali. Prawie udało mi się dotrzeć na mecz. Nigdy nie zapomnę tego dnia.”
Meijer przeniósł się z Hamburga do niemieckiej drugoligowej drużyny Alemannia Aachen. Pomógł im dotrzeć do finału Pucharu Niemiec w 2004 roku, zakwalifikować się do Pucharu UEFA i wywalczyć awans do Bundesligi. Kiedy w 2006 roku przeszedł na emeryturę, miał prawie 37 lat.
„Moje ciało było wykończone – pięta, kolano, wszystko mnie bolało” – mówi. „Robiłem się coraz wolniej. Czułem, że różnica w stosunku do młodszych graczy staje się coraz większa. Myślałem, że gdybym w tym wieku grał w Bundeslidze, wszyscy by się ze mnie śmiali.
„Przez 18 lat byłem zawodowym piłkarzem. Moim początkowym celem było posiadanie jednego, więc muszę być z tego zadowolony. Zawsze było to dobrze płatne hobby.
„To uczucie w szatni, którego najbardziej mi brakuje – różne narodowości i religie, wszyscy noszący te same koszulki i walczący o siebie nawzajem. Trzeba oddać coś z siebie, żeby otrzymać coś w zamian od kogoś innego.”
Obecnie łączy pracę eksperta z grą w padla i jest zapalonym triatlonistą.
„To mój sposób na uniknięcie podwójnego podbródka” – dodaje.
„To był mój pierwszy wyjazd na Anfield od czasu sprzed pandemii i wspaniale jest widzieć, jak klub radzi sobie tak dobrze. Nie mam wątpliwości, że Arne i gracze mogą to utrzymać. Jurgen zbudował bardzo dobre BMW. Arne poprawił nieco silnik tu i ówdzie i sprawił, że mruczy.
(Zdjęcie na górze: Christof Koepsel/Getty Images)