Hiszpania zamknęła szkoły i ewakuowała mieszkańców po ulewnych deszczach, które nawiedziły kraj dwa tygodnie po najgorszych powodziach od pokolenia, w których zginęło ponad 200 osób.
Krajowe biuro pogodowe AEMET postawiło w środę południową prowincję Malaga i północno-wschodni region Katalonii w stan czerwonego alarmu, najwyższego poziomu w przypadku silnych opadów, jakie mają trwać do piątku.
Prognozuje, że w ramach czerwonego alarmu w ciągu zaledwie 12 godzin może tam spaść aż 180 milimetrów (siedem cali) deszczu.
Mniej dotkliwe ulewy spodziewane są także we wschodniej Walencji, w dotkniętym powodzią regionie, jednak lokalni urzędnicy ostrzegli, że systemy kanalizacyjne są zatkane błotem i mogą sobie z nimi poradzić.
Burza, która miała miejsce 29 października, zabiła co najmniej 222 osoby, głównie w regionie Walencji, powodując zniszczenie infrastruktury, zniszczenie budynków i zatopione pola. Oczekuje się, że ostateczny rachunek wzrośnie do dziesiątek miliardów euro.
„Nie ma teraz nic do stracenia” – powiedział lokalnej stacji telewizyjnej A Punt Carlos Molto, mieszkaniec przedmieścia Picanya w Walencji.
Według lokalnej gazety Las Provincias części miasta Paiporta, jednego z najbardziej dotkniętych żywiołem, zostały ponownie zalane po gigantycznych akcjach porządkowych.
Wiele osób zabarykadowało swoje domy deskami lub workami z piaskiem, próbując chronić je przed nowymi powodziami.
Deszcz oznaczał także zamknięcie szkół i uniwersytetów w dużej części Walencji, w południowym regionie Andaluzji i Katalonii.
Ratusz w Maladze podał, że nakazał ewakuację domów położonych nad brzegiem rzeki Campanillas ze względu na ryzyko powodzi.
Na środę przełożono również rozpoczęcie finałów tenisowych Billie Jean King Cup pomiędzy Hiszpanią a Polską w południowym mieście.
Władze regionalne Andaluzji i Katalonii wysłały powiadomienia alarmowe na telefony komórkowe, ostrzegając ludzi, aby zachowali ostrożność.
Krytycy kwestionują skuteczność systemu ostrzegania w regionie Walencji podczas październikowej ulewy, który w niektórych przypadkach docierał do telefonów mieszkańców dopiero wtedy, gdy przez miasta przetaczała się już woda powodziowa.
Oburzenie na władze za rzekome niewłaściwe zarządzanie przed powodzią i po niej wywołało w sobotę masowe protesty. Największe wydarzenie w Walencji przyciągnęło 130 000 ludzi.