Kiedy Donald Trump po raz pierwszy objął prezydenturę w Stanach Zjednoczonych po zwycięstwie w wyborach w 2016 roku, w Moskwie panowała nadzieja, że miliarder, który stał się politykiem, będzie bardziej przyjazny interesom Rosji.
Nie do końca tak to wyglądało. Pomimo oskarżenia wielu współpracowników Trumpa w związku z zarzutami, że Kreml próbował wpłynąć na wybory na korzyść Trumpa, zaostrzył sankcje wobec Moskwy i wzmocnił zdolności obronne Ukrainy za pomocą rakiet Javelin po objęciu urzędu.
Teraz, osiem lat później, gdy Trump wygrał w tym tygodniu wyścig prezydencki, pokonując wiceprezydent Kamalę Harris, reakcja Kremla jest jak dotąd znacznie stonowana.
Podczas gdy wielu światowych przywódców – od prezydenta Francji Emmanuela Macrona i premiera Izraela Benjamina Netanjahu po szefa NATO Marka Rutte i prezydenta Chin Xi Jinpinga – pogratulowało Trumpowi zwycięstwa, prezydent Rosji Władimir Putin tego nie zrobił. Kontrastuje to z rokiem 2016, kiedy Putin był jednym z pierwszych światowych przywódców, którzy pogratulowali Trumpowi zwycięstwa wyborczego.
„Nie zapominajmy, że mówimy o nieprzyjaznym kraju, który jest bezpośrednio i pośrednio zaangażowany w wojnę przeciwko naszemu państwu” – powiedział rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. powiedział reporterom w środę rano.
Pieskow dodał, że Putin nie ma zamiaru w najbliższej przyszłości pogratulować Trumpowi i zamiast tego poczeka, aż zobaczy, jak się zachowa po objęciu urzędu.
“Raz [in the Oval Office]wypowiedzi mogą czasem przybrać inny ton. Dlatego mówimy, że wszystko dokładnie analizujemy, wszystko monitorujemy i z konkretnych słów i konkretnych działań wyciągniemy wnioski” – powiedział Pieskow.
Natomiast prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski szybko pogratulowałem Trump o „imponującym” zwycięstwie.
Według Aleksieja Malinina, moskiewskiego założyciela Centrum Interakcji i Współpracy Międzynarodowej oraz członka Klubu Ekspertów Digoria, zwycięstwo Trumpa jest dowodem na to, że amerykańscy wyborcy są bardziej zainteresowani rozwiązywaniem problemów wewnętrznych niż polityką globalną.
„Ale oczywiście nikt nie oczekuje, że Trump porzuci kwestie polityki zagranicznej” – Malinin powiedział Al Jazeerze. „Zapowiedział już, że za jego kadencji nie będzie wojen, z czego można wnioskować, że planuje zakończyć konflikt na Ukrainie i na Bliskim Wschodzie”.
Malinin przestrzegł jednak przed przecenianiem tego, jak bardzo Trump mógłby zmienić kierunek polityki zagranicznej Waszyngtonu, nawet mając w Kongresie większość Republikanów. Republikanie odzyskali kontrolę w Senacie USA, ale wyniki dla Izby Reprezentantów są nadal niejednoznaczne.
„Moim zdaniem zdecydowanie jest za wcześnie na radość” – stwierdził Malinin.
Malinin argumentował, że „nie jest możliwe”, aby Trump samodzielnie zakończył wojnę na Ukrainie. „Nie będzie możliwe zakończenie tego żadnym przymusem ze strony Rosji, a akceptowalne przez nas warunki mogą nie odpowiadać zarówno Amerykanom, jak i wielu sponsorom Ukrainy w Europie. Powiedzą: „Wydano już tyle pieniędzy”. Czy to naprawdę wszystko na próżno?”
Kwestionował także, czy Trump będzie w stanie narzucić pokój na Bliskim Wschodzie – nawet jeśli jeszcze bardziej wzmocni ręce Izraela w jego wojnie z Gazą i Libanem.
Mimo to analitycy twierdzą, że chociaż Kreml rozumie, że nie zawsze będzie dogadywał się z kolejnym najemcą Białego Domu, być może będzie mógł cieszyć się nieco większą elastycznością w przypadku Trumpa niż za Harrisa, od którego oczekiwano dalszego zbrojenia i finansowania Ukrainy .
„Trump ma jedną cechę, która jest dla nas przydatna: jako biznesmen do szpiku kości śmiertelnie nie lubi wydawać pieniędzy na różnych bywalców – na idiotycznych sojuszników, na głupie projekty charytatywne i żarłoczne organizacje międzynarodowe” – jastrzębi były prezydent Dmitrij Miedwiediew napisał na Telegramie. „Toksyczna Ukraina Bandery stoi w tym samym rzędzie. Pytanie brzmi, ile zmuszą Trumpa do oddania na wojnę. Jest uparty, ale system jest silniejszy”.
Miedwiediew miał na myśli Stepana Banderę, ukraińskiego ultranacjonalistę, który podczas II wojny światowej sprzymierzył się z nazistowskimi Niemcami, a obecnie jest bohaterem Ukrainy.
Konsultant polityczny Ilja Gambaszydze powtórzył uwagi Miedwiediewa, nazywając prezydenta-elekta „znakomitym” biznesmenem, „bardziej zainteresowanym handlem niż wojną”.
„Wiele osób twierdzi, że Trump jest prorosyjskim prezydentem, a nawet „przyjacielem Putina”” – Gambashidze powiedział Al Jazeerze. „Ale wcale nie potrzebujemy go w tej roli. Nie oczekujemy, że będzie przyjacielem Rosji”.
Rosja, stwierdził, „nie potrzebuje współczucia ani pomocy Trumpa”.
„Byłoby więcej niż wystarczające, gdyby skupił się na pomocy USA – amerykańskiej gospodarce i sferze społecznej. Oznaczałoby to, że przeszedłby od konfrontacji z Rosją do konstruktywnych i pragmatycznych stosunków” – powiedział Gambashidze. „Chcielibyśmy powiedzieć Trumpowi: prowadźcie handel, a nie wojnę, a wszystko będzie dobrze”.
Istnieją jednak nieznane elementy podejścia Trumpa do polityki zagranicznej – i tych, którzy je będą realizować – które mogą stwarzać ryzyko z perspektywy Rosji.
„Nie wiemy jeszcze, kogo Trump powierzy politykę zagraniczną” – ostrzegła Ilja Budraitskis, rosyjska historyk, socjolog, a obecnie wizytujący pracownik naukowy na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley.
„Mamy [Vice President-elect] JD Vance, który uważa, że możliwe jest przyznanie Moskwie pewnych ustępstw [regarding Ukraine]ale jeśli to ktoś taki jak [former UN Ambassador during Trump’s first term] Nikki Haley zajęła bardzo twarde stanowisko w sprawie Rosji”.
Zwrócił także uwagę, jak relacje Trumpa z sojusznikami Rosji, zwłaszcza Chinami i Iranem, wpłyną na Moskwę.
„Musimy także spojrzeć na sprawę z szerszej perspektywy. Trump uważa Chiny za swojego wodza strategiczny konkurenti dał do zrozumienia, że będzie odważniejszy wobec Iranu”.
Rosyjscy obywatele również są podzieleni co do tego, co naprawdę reprezentuje Trump.
„W Rosji mądrzejsi uważają go za takiego samego figuranta, jak pozostali prezydenci, a amerykański system władzy nie pozwoli mu robić, co chce” – powiedziała Katherine, klinicysta z Sankt Petersburga. „A ci, którzy są mniej wykształceni, uważają go za świetnego faceta. I wielu też jest zaskoczonych – dlaczego i za co konkretnie elity w Ameryce i nasza była opozycja tak go nienawidzą. Na przykład, co on im wszystkim zrobił?”
A co myśli Katarzyna?
„Nie obchodzi mnie, co się tam stanie, dopóki nasza wojna się skończy” – powiedziała.
Inni, którzy są bardziej krytyczni wobec wojny Rosji z Ukrainą, martwią się konsekwencjami zwycięstwa Trumpa.
„Będzie mniejsze wsparcie dla Ukrainy i to jest do bani” – powiedziała mieszkająca w Moskwie Anya B.
„Z jednej strony oczywiście koniec wojny byłby fajny, ale jeśli skończy się wsparcie Ukrainy przez inne kraje, przede wszystkim USA, to jak będzie wyglądał koniec wojny? Zniszczenie Ukrainy? On [Putin] nie zatrzyma się w miarę upływu czasu.”