Porażka wiceprezydent Kamali Harris w wyborach prezydenckich w USA oznacza, że stała się drugą kandydatką pokonaną przez republikanina Donalda Trumpa, mimo prowadzenia historycznej kampanii.
Dla analityków, którzy rozmawiali z Al Jazeerą, strata Harrisa wywołała poczucie deja vu, przypominając porażkę innej demokratki Hillary Clinton w 2016 roku.
Podkreślili, że rasa i płeć Harris odegrały kluczową rolę w jej porażce z rękami byłego prezydenta Trumpa, którego karierę polityczną określały seksizm i rasizm.
„Największą dynamiką leżącą obecnie u podstaw amerykańskiej polityki są poglądy na rasę i płeć” – stwierdziła Tresa Undem, badaczka opinii publicznej zajmująca się płcią.
Undem i inni eksperci przewidują, że Demokraci staną w obliczu tsunami reakcji, biorąc pod uwagę stawkę wyborów w 2024 roku.
„Harris i Demokraci staną w obliczu ogromnego gniewu” – wyjaśnił Undem. „Będą różne narracje: co jest nie tak z Demokratami? Co jest nie tak z Harrisem? Czy chodziło o jej rasę i płeć? Za dużo mówi o aborcji…”
Kiedy szok po stracie Harrisa minie, Mike Nellis, były doradca kampanii Harrisa „Europa 2020” i założyciel grupy White Dudes for Harris, powiedział, że Partia Demokratyczna wyciągnie kluczowe wnioski do wyciągnięcia wniosków w obliczu bitew, jakie czekają ją pod rządami prezydenta… wybrać Trumpa.
„Każdy będzie miał swoje zdanie” – Nellis powiedziała Al Jazeerze. „Wszystkie nasze włosy staną w ogniu”.
„Głęboko zakorzenione białe supremacje”
Gdyby wygrała, Harris rozbiłaby szklane sufity i została pierwszą kobietą, drugą czarnoskórą osobą i pierwszą osobą z Azji Południowej wybraną na najwyższy urząd w kraju.
Sama Harris niewiele wspomniała o historycznym charakterze swojej kandydatury na prezydenta podczas skompresowanego, trzymiesięcznego sprintu do dnia wyborów, po tym, jak w lipcu prezydent Joe Biden wycofał się z wyborów.
Zamiast tego przedstawiła się jako kandydatka „wszystkich Amerykanów”, prowadząc kampanię centrową i obiecując kontynuację polityki Bidena.
Częścią tej strategii były zabiegi skierowane do Republikanów rozczarowanych Trumpem, a ona prowadziła kampanię u boku konserwatywnych prawodawców, takich jak była przedstawicielka USA Liz Cheney.
Ale to nie wystarczyło, aby zdobyć Biały Dom.
„Ta strata wskazuje, że wciąż mamy o wiele więcej pracy do wykonania tutaj, w USA, jeśli chodzi o stosunki płciowe i rasowe” – powiedziała Tammy Vigil, profesor na Uniwersytecie Bostońskim, której badania skupiają się na kobietach w polityce.
Vigil powiedział, że Trump „ dał ludziom możliwość bycia najgorszym z siebie, co z pewnością obejmuje bycie seksistowskim i rasistowskim”.
Dodała, że kwestia płci i rasy w dalszym ciągu będzie siłą mobilizującą: „To będzie wielki krzyk bojowy”.
Dla Nadii Brown, dyrektor programu studiów nad kobietami i płcią na Uniwersytecie Georgetown, nie ma wątpliwości, że Harris był lepiej wykwalifikowanym kandydatem w wyścigu.
Miała za sobą dziesięciolecia doświadczenia rządowego: od pracy jako prokurator po służbę w Senacie i Białym Domu.
Rodzi to pytanie, dlaczego tak wielu wyborców wybrało jej przeciwnika, wyjaśnił Brown.
„Ta strata tylko podkreśla skalę zakorzenionego rasizmu i białego heteropatriarchatu oraz głęboko zakorzenioną białą supremację w tym narodzie” – powiedział Brown. „Nie można zaprzeczyć, że jest osobą, która od pierwszego dnia mogła pełnić funkcję prezydenta”.
Trump wielokrotnie opisywał Harris jako „z niskim IQ” i „upośledzoną umysłowo”, nazywając ją nawet „jedną z głupszych osób w historii naszego kraju”.
Brown powiedział, że tego rodzaju retoryka dała jego zwolennikom prawo do zwalniania i oczerniania Harrisa. „Sposób, w jaki Trump ją namalował, i reakcje ludzi na nią właśnie wydobyły z wielu ludzi to, co najgorsze”.
Andra Gillespie, politolog z Emory University w Atlancie, zauważyła, że Harris nie jest pierwszym kandydatem na prezydenta, który napotyka przeszkody ze względu na rasę lub płeć.
Wskazała na byłego prezydenta Baracka Obamę, pierwszego czarnoskórego prezydenta USA, który stawał w obliczu powtarzających się pytań o swój kraj urodzenia i to, czy jest muzułmaninem.
A potem była Clinton, pierwsza kobieta nominowana na prezydenta z ramienia dużej partii. Podczas jej kampanii zwolennicy Trumpa gromadzili się pod tablicami z napisem „Trumpuj tę sukę”. Sam Trump oskarżył ją o „granie w kartę kobiety”.
Gillespie powiedział Al Jazeerze, że podczas gdy Obama musiał stawić czoła wyzwaniom związanym z rasą, a Clinton z płcią, dla Harrisa te przeszkody były jeszcze większe, Gillespie powiedział Al Jazeerze, dodając, że „seksizm, z którym borykał się Harris, ma zabarwienie rasowe”.
„Wszyscy trzej, ze względu na swoją odmienność, doświadczyli wyzwań” – Gillespie powiedział o Harrisie, Clintonie i Obamie.
Gillespie argumentował jednak, że było to „podwójnie trudne dla Harrisa” z powodu połączonej siły mizoginii i rasizmu. „Harris doświadczył ich inaczej, ponieważ jest zarówno kobietą, jak i osobą kolorową”.
Gra w obwinianie
Ale strata Harrisa nie sprowadza się wyłącznie do kwestii rasy i płci.
Kilku analityków stwierdziło, że Partia Demokratyczna będzie musiała zmagać się z tym, jak skutecznie udało jej się nawiązać kontakt z kluczowymi grupami demograficznymi podczas wyścigu o fotel prezydencki, w tym z tymi, którzy byli rozczarowani stanowiskiem Harrisa w sprawie wojny Izraela w Gazie.
Wojna podzieliła partię w okresie poprzedzającym wybory, a postępowcy, amerykańscy arabscy amerykanie i muzułmańscy wyborcy w dużej mierze sprzeciwiali się dalszemu wsparciu Izraela przez administrację Bidena-Harrisa.
Dalia Mogahed, była dyrektor ds. badań w Instytucie Polityki Społecznej i Porozumienia, ostrzegła, że proizraelskie stanowisko Harris może kosztować ją wybory.
Podkreśliła jednak, że niesprawiedliwe byłoby obwinianie określonej grupy demograficznej za stratę Harrisa.
„To kandydat powinien zdobywać głosy ludzi, a nie czuć się do nich uprawniony” – powiedział Mogahed.
Mimo to obawiała się, że tendencja do przypisywania winy może pojawić się teraz, gdy Harris został pokonany. Mogahed powiedział, że kiedy Trump został po raz pierwszy wybrany w 2016 r., panowało wiele „liberalnej sympatii” dla muzułmanów i Arabów, którzy byli postrzegani jako ofiary jego polityki.
W 2017 r. Trump wprowadził, co krytycy nazywają „zakazem muzułmańskim”, ograniczając wjazd z siedmiu krajów z większością muzułmańską.
Jednak biorąc pod uwagę dużą reakcję Arabów, Amerykanów i muzułmanów na wsparcie Harrisa dla Izraela, tym razem tej samej sympatii może nie być widać, ostrzegł Mogahed.
„Muzułmanie mogą czuć się bardzo odizolowani podczas drugiej prezydentury Trumpa” – stwierdziła. „To będą bardzo trudne cztery lata dla każdego, kto opowiada się za człowieczeństwem Palestyńczyków”.
Dla Rashy Mubarak, palestyńsko-amerykańskiej organizatorki społeczności z Florydy, porażka Harrisa uwydatnia niepowodzenia Partii Demokratycznej w nawiązaniu kontaktu z kluczowymi elementami jej bazy.
„Partia Demokratyczna w dalszym ciągu nie słucha swoich wyborców” – stwierdził Mubarak, powołując się na wsparcie partii dla Izraela, a także jej brak zaangażowania na rzecz społeczności niedofinansowanych.
Podkreśliła, że chociaż Trump również przechwala się polityką proizraelską, Demokraci tacy jak Harris mieli okazję podjąć działania w celu złagodzenia obaw humanitarnych wywołanych wojną Izraela. Ale tak się nie stało.
„Mieli władzę nałożenia embargo na broń, ale zamiast tego zdecydowali się nadal finansować i popierać ludobójstwo Izraela, a teraz to naród w tym kraju będzie nadal cierpieć” – wyjaśnił Mubarak.
„Ale ludzie przemówili i jest to sygnał, że nie będą już dłużej głosować na czystszą, brudną koszulę”.
Nellis, były doradca Harrisa, podkreślił, że aby odnieść sukces w przyszłych wyścigach prezydenckich, Demokraci muszą zadać sobie pytanie: „Co możemy w nas zmienić?”
Nellis stwierdziła, że skondensowany charakter kampanii Harrisa nie pomógł, ale Demokraci muszą pomyśleć o wyborcach, których pozostawili. Obejmuje to dane demograficzne powszechnie kojarzone z Partią Republikańską.
„Chcę poważnie porozmawiać o tym, jak rozmawiamy z białymi mężczyznami, którzy nie mają wyższego wykształcenia, i jak staramy się ich sprowadzić. Chcę porozmawiać o wyborcach wiejskich. Chcę porozmawiać o udaniu się we wrogie przestrzenie i próbie odzyskania ludzi” – powiedział.
Co najpilniejsze, dodał: „Musimy się zmobilizować, aby przeciwstawić się i spróbować powstrzymać najgorsze rzeczy, które Trump będzie chciał zrobić”.
Co się teraz stanie?
Brown, profesor Uniwersytetu Georgetown, przewiduje, że po pokonaniu Harrisa w USA nie nastąpi fala protestów, jaka wywołała pierwsze zwycięstwo Trumpa w 2016 roku.
W 2017 roku, dzień po inauguracji Trumpa, tysiące kobiet wyszło na ulice Waszyngton, DC i inne miasta z różowymi kapeluszami i feministycznymi hasłami. Aktywiści w całym kraju organizowali kampanie „oporu” przeciwko Trumpowi.
Brown powiedział, że w tym roku mogą dojść do protestów, choć prawdopodobnie nie na taką skalę.
„Prowadzę grupy fokusowe z czarnymi kobietami, które są najbardziej wiarygodnymi wyborcami Demokratów i stwierdzają, że są po prostu wyczerpane. Są zmęczeni. Są wypaleni” – powiedział Brown.
Dodała, że protestowanie wobec Trumpa stało się „mniej bezpieczne”. Na przykład ponad 180 osób aresztowano za protestowanie przeciwko inauguracji Trumpa, a niektórym postawiono zarzuty o udział w zamieszkach – choć wiele z tych zarzutów zostało później wycofanych.
Trump obiecał jednak zemstę na krytykach i przeciwnikach i wielu obawia się, że tym razem represje wobec sprzeciwu będą znacznie surowsze.
„Będą ludzie, którzy znajdą sposób, aby się przeciwstawić” – powiedział Gillespie z Emory University. „Najważniejsze pytanie brzmi: jak Trump zareaguje? Czy reaguje represjami?”
Vigil z Uniwersytetu Bostońskiego wskazała na niedawne decyzje dwóch wiodących gazet o zasięgu ogólnokrajowym o anulowaniu poparcia dla Harrisa jako dowód na to, że nawet wpływowi przywódcy obawiają się ostrej reakcji Trumpa.
„Niestety pojawił się strach [almost] jest wszechobecne wśród właścicieli firm, reporterów i zwykłych ludzi” – powiedział Vigil.
Zauważyła, że Trump nazwał swoich krajowych przeciwników „wewnętrznym wrogiem” i zagroził interwencją wojskową przeciwko nim.
„Wszystko to przemawia za ruchem w kierunku faszyzmu, co do którego Harris miał rację” – stwierdził Vigil. To z kolei grozi stłumieniem wszelkich protestów.
„Ludzie nie tylko są zmęczeni i wyczerpani i myślą, że to już nie ma znaczenia, ale jeśli nie zobaczymy tego rodzaju wieców, myślę, że będzie w tym również element strachu”.