DO POKOJU

W 2020 roku, u szczytu pandemii, Khruangbin wydał swój trzeci album studyjny, pt. Mordechaj, wytchnienie w stylu disco-funk z niezwykłym, choć mile widzianym dodatkiem wokalu basistki Laury Lee. Cztery lata później trio powraca z rozebranymi ubraniami DO POKOJU, wyraźna zmiana kierunku i skali w porównaniu z kilkoma ostatnimi albumami. Khruangbin zawsze czerpał inspirację z gatunków, które obejmują cały świat i przenoszą słuchacza w odległe zakątki. Tym razem skupiają wszystkie te wpływy w powszechnie ukochanym miejscu: domu.

Utkane ze zebranych fragmentów niewydanych nagrań i pętli beatowych, DO POKOJU– co można przetłumaczyć jako „do salonu” – cofa grupę do początków w Houston, gdzie jej wczesne nagrania były mocno inspirowane psychorockiem i funkiem z lat 70., osadzonymi w stylach od Tajlandii po Niger. W międzyczasie Khruangbin stał się streamingowym olbrzymem i ulubieńcem niezależnej sceny jam, co oznacza, że ​​ma znacznie mniej do udowodnienia. Wszystkiego jest dużo mniej DO POKOJU: mniej kosmicznych syntezatorów, mniej wokali i podejście „mniej znaczy więcej” w stosunku do ich zwykłego podejścia do naginania gatunków. Zespół prosperuje, gdy pozbywa się wszelkich fanaberii i tworzy mały świat, w którym wszystko jest możliwe.

Dużą zaletą jest tutaj możliwość oddychania. Jeśli Mordechaj pokazał zbyt wiele ruchomych części, aby skupić się na jednym momencie lub uczuciu, DO POKOJU delikatnie prowadzi Cię przez przypływy i odpływy różnych nastrojów i osobowości. „Fifteen Fifty-Three” wita nas niczym wieczorna rozmowa, jakby gitarzysta Mark Speer przy każdym długo zanikającym uderzeniu opowiadał historię z poprzedniego życia. „Hold Me Up (Thank You)” zaczyna się jak znajomy psycho-funkowy trening Khruangbina, aż do połowy, kiedy kilka ostrych szarpnięć gitarą wprowadza piosenkę w tradycyjny kongijski rytm soukous. Przez cały czas w tle błyszczy subtelna praca wokalna, pozwalając instrumentom oddychać.

„Pon Pón” żyje w tropikalnym raju, przenosząc nas późnym popołudniem na promenadę nad oceanem przy dźwiękach oldschoolowego brazylijskiego funku i MPB. Zręczna, subtelna gra na perkusji DJ Johnsona dodaje dynamiki melodii, nie odwracając uwagi od smyczków i delikatnego wokalu odliczającego dźwięki w różnych językach. Najbardziej wyróżniającym się utworem jest „Ada Jean” – noirowa kompozycja, której podstawą jest mroczna, podejrzana linia basu Lee. W miarę rozwoju utworu trzepoczące gitarowe riffy Speera łagodzą scenę, która kończy się odległymi dźwiękami syren i skomleniem. Być może „Ada Jean” to zabójczyni, która trafiła w swój cel, a płacząca osoba pogrążona w żałobie. Być może jest to opowieść z Dzikiego Zachodu o nieudanym napadzie na bank. Niezależnie od tego, kiedy trio nuci w ten sposób, katalog mentalnych obrazów jest głęboki.

Zrodlo

LEAVE A REPLY

Please enter your comment!
Please enter your name here