„To jest jak wojna”. Tak opisuje Rodrigo Fortunyhotelarza z San Esteban de Pravia, co widział we Wspólnocie Walenckiej, gdzie rozdawał żywność wraz z kilkunastu innymi przewożonymi vanem osobami z Bajo Nalón. Ten biznesmen nie mógł znieść obrazów, jakie oglądał w telewizji po DANA, i postanowił zmobilizować swoich znajomych do zbiórki żywności i artykułów pierwszej potrzeby oraz osobistego zaniesienia ich do poszkodowanych.
„Odpowiedź była brutalna, dali nam tak wiele rzeczy, że nie byliśmy w stanie tego wszystkiego przyjąć”Fortuny wyjaśnił w COPE, że jest już z powrotem w Asturii, aby przygotować nową dostawę w nadchodzących dniach.
„ROZROZUMIALIŚMY JEDZENIE NA SCHODACH”
Rodrigo Fortuny i grupa wolontariuszy, którzy towarzyszyli mu w drodze do Walencji, rozprowadzali cały zebrany materiał wśród ludności Albal, Catarroja i Benetúser. W trzech miastach zamieszkuje ich ponad 50 000 mieszkańców. Niektórzy stracili wszystko, inni Nie mogą nawet wyjść z domów, bo portale są nadal zablokowane. przez pojazdy porwane przez powódź.
„Musieliśmy wspiąć się po drabinie, żeby dawać ludziom jedzenie przez okno”– powiedział hotelarz z San Esteban de Pravia, bardzo zszokowany tym, co zobaczył we Wspólnocie Walenckiej i po rozdaniu jedzenia na środku ulicy.
„TO JAK WOJNA”
Panorama, jaką wolontariusze z Bajo Nalón odkryli na terenach zdewastowanych przez DANA, jest taka „jak wojna”– mówi Fortuny. Ten asturyjski biznesmen, właściciel cydrowni i restauracji z hamburgerami w San Esteban de Pravia, nie może sobie wyobrazić, że u bram roku 2025 będą ludzie, którzy tydzień po ogromnej powodzi wciąż będą odizolowani, bez jedzenia i prądu która zdewastowała część Wspólnoty Walenckiej. „Brakuje tu koordynacji”żałuje.