Dearborn, Michigan – Layla Elabed twierdzi, że od ponad roku wraz z innymi arabskimi Amerykanami uczestniczy w „zbiorowym pogrzebie”.
„Jesteśmy w żałobie. Jesteśmy sfrustrowani. Jesteśmy źli. Jesteśmy załamani. Czujemy się zdradzeni” – powiedziała Elabed, w końcu biorąc oddech, gdy zastanawiała się nad szalejącymi wojnami Izraela z Gazą i Libanem.
A teraz, gdy bomby wciąż spadają, dodała, że arabsko-amerykańskich wyborców poproszono o wstrzymanie smutku i oddanie we wtorek głosu na kandydatów na prezydenta, którzy nie mają planu „powstrzymania zabijania”.
Jest to uczucie, które odbija się echem wśród dużej społeczności arabsko-amerykańskiej w stanie Michigan, na polu bitwy, gdzie Elabed jest liderem Ruchu Niezaangażowanych, którego celem jest wywarcie presji na prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena oraz jego wiceprezydenta i kandydatkę Demokratów Kamalę Harris. , aby położyć kres ich niezachwianemu wsparciu dla Izraela.
Harris obiecała kontynuować dozbrajanie Izraela, podczas gdy jej republikański rywal Donald Trump ma zdecydowanie proizraelskie podejście, pomimo swoich twierdzeń, że chce zaprowadzić „pokój” w regionie.
Owinięta szalikiem z haftem palestyńskim, znanym jako „tatreez”, Elabed powiedziała Al Jazeerze, że zostawia czystą górną część biletu.
„Pomijam to, ponieważ ani wiceprezydent Harris, ani Donald Trump nie przyjęli polityki, która wyraźnie mówi, że bomby ustaną” – powiedziała mieszkanka okolic Detroit, matka trójki dzieci i 12. z 14 dzieci palestyńskich imigrantów .
Inni arabscy Amerykanie dokonują jednak innych wyborów.
Niektórzy popierają Harris, argumentując, że pomimo jej obietnicy utrzymania napływu amerykańskiej broni do Izraela Demokrata pozostaje lepszym wyborem niż Trump w polityce wewnętrznej i zagranicznej.
Inni postrzegają nieprzewidywalność Trumpa i samozwańczy status kandydata antywojennego jako szansę na oderwanie się od Partii Demokratycznej i ukaranie Harrisa.
Elabed należy do trzeciego obozu: tych, którzy twierdzą, że żaden z kandydatów nie zasługuje na głosy wspólnoty.
Ale nawet w obrębie tego podejścia istnieją podziały. Niektórzy wzywają do całkowitego pominięcia wyścigu prezydenckiego, inni zaś opowiadają się za kandydatką Partii Zielonych, Jill Stein.
„Musimy siebie szanować”
Ogólnie jednak wydaje się, że wśród ogółu panuje niewielki entuzjazm, co podkreśla dylemat, przed jakim stoją arabscy Amerykanie, usiłujący uzgodnić strategię, która mogłaby pomóc wpłynąć na wybory i zakończyć wspierane przez USA wojny izraelskie, w których do tej pory zginęło ponad osób w Gazie i prawie 3000 w Libanie.
Alissa Hakim, libańsko-amerykańska absolwentka uniwersytetu, stwierdziła, że „nie ma żadnej nadziei” w związku z głosowaniem.
Hakim w 2020 roku po raz pierwszy w historii oddała głos w wyborach prezydenckich, głosując na Bidena, którego uważała za lepszego od Trumpa. Jednak po czterech latach i wojnie, którą wielu ekspertów określiło jako ludobójstwo, 22-latka stanowczo odrzuciła argument „mniejszego zła”.
„Poprzeczka naszym kandydatom na prezydenta została postawiona tak nisko, że chcecie, żebyśmy na was głosowali tylko dlatego, że nie jesteście tą drugą osobą” – powiedział Hakim, siedząc w jemeńskiej kawiarni z laptopem z naklejkami z mapą historycznej Palestyny .
„Uświadomiłam sobie, że musimy bardziej szanować siebie, niż tylko sprzedawać swój głos temu, kto powie ładniejsze słowa” – powiedziała Al Jazeera.
Chociaż Hakim pozostaje niezdecydowana, stwierdziła, że jej głos z pewnością nie odda ani na Trumpa, ani na Harrisa.
W Dearborn, 110-tysięcznym mieście znanym jako Stolica Ameryki Arabskiej, obie główne kampanie starają się dotrzeć na różne sposoby, ale ich wysiłki nie wydają się przynosić decydującego rezultatu.
W obliczu zbliżającego się dnia wyborów Al Jazeera przeprowadziła ankietę w dziesiątkach dzielnic mieszkalnych we wschodniej części miasta, w dużej mierze arabskiej. Liczba znaków przedstawiających kandydatów do rad szkolnych oraz flag Libanu i Palestyny znacznie przewyższała liczbę znaków przedstawiających dwóch głównych kandydatów na urząd prezydenta.
Jak wynika z danych wyborczych miasta, w 2020 r. Biden zdobył ponad 80 procent głosów w okręgach Dearborn, w większości arabskich, co pomogło mu wygrać w Michigan.
Tym razem jednak Harrisa czeka ciężka walka w lokalnej społeczności. Nawet arabscy Amerykanie, którzy wspierali Demokratkę w wywiadach dla Al Jazeery, wyrazili frustrację z powodu jej stanowiska i przyznali się do niedociągnięć jej kampanii.
W zeszłym tygodniu były prezydent Bill Clinton powiedział na wiecu Harrisa w Michigan, że Izrael „zmusza” Hamas do zabijania cywilów. W komentarzach, które wywołały oburzenie wśród grup arabskich i muzułmańskich, zasugerował także, że syjonizm był starszy od islamu.
Harris odmówiła także spotkania z zwolennikami Ruchu Niezaangażowanych po tym, jak w jej kampanii odrzucono żądanie tej grupy dotyczące umożliwienia wystąpienia przedstawiciela Palestyny na Narodowej Konwencji Demokratów w Chicago w sierpniu.
W niedzielę podczas przystanku kampanii w Michigan Harris została zapytana, czy ma końcową sprawę do przekazania arabskim Amerykanom. Powiedziała, że ma nadzieję „zapracować” na głosy społeczności i powtórzyła swoje stanowisko dotyczące „konieczności zakończenia wojny” w Gazie i zapewnienia uwolnienia kilkudziesięciu osób przetrzymywanych w niewoli na oblężonym terytorium.
„Trudna pigułka do przełknięcia”
Ali Dagher, lokalny działacz Demokratów, który podpisał list prominentnych arabskich Amerykanów, w którym poparł Harrisa, powiedział, że społeczność jest w „szoku” i „głębokiej depresji” w związku z rzezią w Gazie i Libanie.
Dagher powiedział Al Jazeerze, że poparcie dla Harrisa odbyło się we współpracy z innymi grupami, w tym z obrońcami praw obywatelskich i organizacjami związkowymi, które postrzegają Trumpa jako zagrożenie.
„Kolejna prezydentura pod rządami Donalda Trumpa stanowiłaby większe zagrożenie nie tylko dla polityki międzynarodowej… ale także na poziomie krajowym – jeśli chodzi o prawa człowieka, prawa obywatelskie i środowisko” – powiedział Dagher.
Przyznał, że głosowanie na Harris było „bardzo trudną do przełknięcia pigułką”, ale stwierdził, że decyzję podjęto przy założeniu, że arabsko-amerykańscy Demokraci będą współpracować ze swoimi sojusznikami, aby nakłonić ją do zmiany polityki USA wobec Izraela i Palestyny.
Część Arabów w Ameryce opowiada się jednak za całkowitym odejściem od Demokratów, argumentując, że praca w ramach systemu partyjnego okazała się daremna.
„Nie można robić w kółko tego samego i oczekiwać różnych rezultatów” – powiedział burmistrz Hamtramck Amer Ghalib w ratuszu Al Jazeera w Dearborn na początku tygodnia.
Ghalib, jeden z lokalnych urzędników arabsko-amerykańskich, który poparł Trumpa, powiedział, że otworzył kanały komunikacji przed wybuchem wojny, próbując zakończyć rozłam z Partią Republikańską po latach zaangażowania politycznego wyłącznie z Demokratami.
Arabskich Amerykanów nie zawsze uważano za elektorat skłaniający się ku Demokratom. Wielu arabskich wyborców w rejonie Detroit poparło republikańskiego prezydenta George’a W. Busha w 2000 r. Jednak wojna z Irakiem pod przewodnictwem USA w 2003 r. i tak zwana „wojna z terroryzmem” przesunęły poparcie społeczności na Partię Demokratyczną – i to nie tylko na prezydenta poziom.
Wielu polityków arabsko-amerykańskich w południowo-wschodnim stanie Michigan zostało wybranych na urzędy publiczne jako Demokraci, w tym kongresmenka Rashida Tlaib, a także kilku komisarzy okręgowych i prawodawców stanowych.
Jednak ci sami urzędnicy Demokratów, w tym Tlaib i burmistrz Dearborn Abdullah Hammoud, którzy obaj zasiadali w Izbie Reprezentantów stanu Michigan, odmówili publicznego poparcia Harrisa w sprawie wojny, co sygnalizuje kolejną zmianę.
Kampanie są skierowane do arabskich wyborców
Harris z radością przyjął poparcie byłego republikańskiego wiceprezydenta Dicka Cheneya – architekta epoki po 11 września, który pchnął arabskich Amerykanów do Demokratów – i prowadził kampanię wraz ze swoją córką Liz Cheney.
To poparcie nie spodobało się wielu mieszkańcom okolicy i Republikanie próbują wykorzystać to niezadowolenie.
„Kamala prowadzi kampanię z nienawidzącą muzułmanów podżegaczką wojenną Liz Cheney, która chce najechać praktycznie każdy muzułmański kraj na świecie” – powiedział Trump na wiecu w Michigan w październiku. „I powiem wam, muzułmanie w naszym kraju, oni to widzą i wiedzą”.
Kampania powiązana z Republikanami była agresywnie wycelowana w arabskich Amerykanów w Michigan, za pomocą reklam i SMS-ów podkreślających powiązania Harris z Cheneyami, a także jej proizraelskie przeszłości.
„Jestem wolontariuszem pomagającym w wyborze proizraelskich kandydatów. Z naszych danych wynika, że wspierasz wiceprezydenta Harrisa. To jest [sic] świetnie” – brzmiała wiadomość SMS wysłana w niedzielę do mieszkańców Dearborn.
„Potrzebujemy jej, aby kontynuowała politykę Bidena polegającą na wysyłaniu pomocy do Izraela, aby mógł to kontynuować [stand] aż do terroryzmu na Bliskim Wschodzie. Czy zgadzasz się?”
Z drugiej strony Emgage PAC – muzułmańska grupa polityczna wspierająca Harrisa – rozesłała listy do wyborców w rejonie Detroit, podkreślając proizraelską politykę Trumpa i jego bliskie stosunki z izraelskim premierem Benjaminem Netanjahu.
„To, co się dzieje, to trauma”
Mimo to, w obliczu „niemożliwych wyborów” wielu wyborców twierdzi, że żaden z tych wysiłków ich nie przekonuje.
Gdy w piątek Trump spotkał się w Dearborn z grupą arabskich Amerykanów, Leila Alamri, lokalna pracownica służby zdrowia, przyniosła flagę palestyńską na zgromadzenie przed wydarzeniem poświęconym Trumpowi.
Powiedziała, że jej przesłanie dotyczy Palestyńczyków, a nie wyborów w USA, i dodała, że nie będzie głosować na żadnego z dwóch głównych kandydatów.
„Jesteśmy tutaj, aby reprezentować naród Palestyny. Nie jesteśmy tutaj, aby poprzeć tego czy innego kandydata” – powiedział Alamri Al Jazeerze.
Wissam Charafeddine, lokalny działacz popierający Steina z Partii Zielonych, powiedział, że społeczność poczuła się upokorzona przez ludzi sprawujących władzę i stanęła w obliczu „katastrofy” polegającej na wycofaniu się z systemu politycznego.
„To, co się dzieje, to trauma” – powiedział Al Jazeerze.
„Ta wojna w jakiś sposób bezpośrednio dotyka każdą osobę mieszkającą na tym obszarze – albo w wyniku śmierci członka rodziny lub przyjaciela, albo w wyniku zniszczenia domu lub mienia. To coś innego niż wspólna trauma związana z oglądaniem ludobójstwo dzieci i kobiet, które codziennie popełniane są na ich oczach.”