Świeżo po nominacji na dyrektora Włoskiego Muzeum Kina Narodowego były szef Berlinale Carlo Chatrian przebywa w Grecji, gdzie przygotował intrygującą gamę tytułów, które znajdą się na pasku bocznym repertuaru tegorocznego Festiwalu Filmowego w Salonikach.
Wśród filmów wybranych przez Chatriana, pogrupowanych tematycznie „potwory”, znajduje się m.in. film George’a Romero Noc żywych trupów i Lee Chang-Donga Cukierki miętowe. Ta wyjątkowa mieszanka tytułów stała się hitem wśród greckiej publiczności i najlepiej ilustruje wyjątkowy i zdecydowanie międzynarodowy styl programowania, który według Chatriana zapewnił mu reputację „outsidera” w branży.
„Naprawdę staram się poszerzać wizję kina” – mówi.
W latach 2012–2018 Chatrian był dyrektorem artystycznym Festiwalu Filmowego w Locarno. Zajmował to samo stanowisko na Festiwalu Filmowym w Berlinie od 2020 r. do tego roku, kiedy ustąpił ze stanowiska po ogłoszeniu przez niemiecki rząd planów zniesienia krótkotrwałej podwójnej struktury zarządzania festiwalem. Chatrian prowadził festiwal wraz z Mariette Rissenbeek, która zajmowała się logistyką, podczas gdy on programował filmy. W tym czasie ponad 300 profesjonalistów filmowych, w tym Martin Scorsese, Olivier Assayas, Joanna Hogg i Radu Jude, podpisało list otwarty wzywający do przywrócenia i przedłużenia kontraktu Chatriana.
Poniżej Chatrian omawia swój czas prowadzenia Berlinale, który określił jako „wymagający”, ale satysfakcjonujący pod względem twórczym i zawodowym. Omawiamy także jego długoterminowe cele wobec Włoskiego Muzeum Kina Narodowego i dlaczego jego zdaniem kalendarz festiwali filmowych jest obecnie „zawalony”.
Festiwal Filmowy w Salonikach potrwa do 10 listopada.
DEADLINE: Carlo, czy lubisz chodzić na festiwale? Wyobrażam sobie, że większość czasu, jaki spędziłeś na ich prowadzeniu, była stresująca.
CARLO CHATRIAN: Choć może to zabrzmieć dziwnie, nie jest to stresujące. Przynajmniej dla mnie nie było to stresujące. Oczywiście jest pewien stopień presji, ale to przyjemność. Nawet gdy byłem u szczytu presji w Berlinie, wciąż pamiętałem, że robiłem to, bo sprawiało mi to przyjemność. I oczywiście jest lepiej, gdy nie muszę wykonywać głównej pracy. Festiwale są dobrym miejscem na spotkania z przyjaciółmi. To także dobre miejsce do odkrywania nowych filmów, zwłaszcza na festiwalu takim jak ten, który ma szeroką widownię. Można poczuć prawdziwe wibracje.
DEADLINE: Kolekcja filmów, których jesteś kuratorem, jest tak różnorodna i to jest to, o czym najczęściej myślę w twoich programach. Nigdy nie są przewidywalne. Nie masz charakterystycznego stylu.
CZATRIAN: To bardzo dobrze odzwierciedla to, co staram się przekazać w swoich programach. Naprawdę staram się poszerzać wizję kina. Nie mogę powiedzieć, że wszystkie filmy podobają mi się w ten sam sposób, ale każdy z nich coś do mnie przekazuje i mam nadzieję, że zrobi to samo dla widzów. Tego nauczyłem się podczas pobytu w Locarno, a następnie w Berlinie. Programowanie to nie tylko wybieranie najlepszego filmu. To tak, jakby coś komponować. Jest dość różnorodny i mam nadzieję, że ostatecznie uda się zachować pewną spójność, ale punktem wyjścia jest połączenie filmów z różnych środowisk.
TERMIN: Gratulacje z okazji nowej pracy. Wiem, że jesteś z Turynu, ale dlaczego występ w muzeum był dla ciebie interesujący?
CZATRIAN: Częścią mojej decyzji było zbliżenie się do rodziny. Berlin był świetny z zawodowego punktu widzenia. Praca z ludźmi w zupełnie innym środowisku niż Locarno była niezwykle pożywna. Ale na poziomie osobistym było to stresujące. Moja rodzina została we Włoszech z powodu Covid-19. Planowaliśmy się przeprowadzić. Ale potem nastąpiła pandemia. A potem było już za późno na przeprowadzkę moich dzieci. Chodziłem więc tam i z powrotem. Drugi element jest taki, że Muzeum Turynu jest instytucją, którą znam dość dobrze, nie tylko dlatego, że znam to miasto, ale dlatego, że część osób, z którymi studiowałam na uniwersytecie, obecnie tam pracuje. Było to więc swego rodzaju spotkanie. Poza tym lubię wyzwania. Kiedy przyjąłem Berlin, nie mówiłem ani słowa po niemiecku. To było duże wyzwanie. W Locarno było tak samo. A to nowe wyzwanie, bo prowadzenie instytucji to zupełnie coś innego niż komponowanie programu na festiwalu. Muzeum Narodowe w Turynie jest jednym z 10. najczęściej odwiedzanych muzeów we Włoszech, na liście znajduje się również Uffizi. Rocznie odwiedza nas około 700 000 widzów, co jest wspaniałe, ponieważ chcę także tworzyć programy dla dużej publiczności, co jest obecnie największym wyzwaniem dla kuratorów filmowych.
TERMIN: To niezwykle ciekawy moment na przeprowadzkę do przestrzeni muzealnej. Dużo czasu spędzam teraz na rozmyślaniu o coraz bliższych relacjach przestrzeni galeryjnej z kinem. Niekoniecznie jest to nowość, ale różnica polega na tym, że galeria jest powiązana z wystawą niektórych rodzajów kina, co jest nieco niepokojące.
CZATRIAN: Tak, istnieje i myślę, że musimy to zaakceptować i wykorzystać. Nie ma nic złego w pokazaniu filmu w muzeum lub galerii, o ile możemy go pokazywać zbiorowej grupie ludzi. Właśnie to mnie martwi. W Turynie mamy trzy teatry, które dobrze działają, ale ich liczba nie jest porównywalna z liczbą teatrów odwiedzających szersze muzeum. Jednym z moich celów jest połączenie części tej publiczności. Być może jest tam szansa.
TERMIN: Czy są Państwo zainteresowani podniesieniem rangi muzeum?
CZATRIAN: Zależy mi na tym, aby muzeum było domem dla ludzi, którym kino jest bliskie. Nie wiem, czy ma to związek z powiększeniem. W mojej prezentacji przed zarządem muzeum powiedziałem, że mogę przynieść dwie rzeczy. Jedną z nich jest strona międzynarodowa. Muzeum cieszy się już dużym zainteresowaniem. Możemy trochę rozszerzyć, ale nie aż tak bardzo. To już 700 000 odwiedzających. Ale możemy to zrobić, aby uczynić go bardziej znanym. Druga sprawa dotyczy kina niezależnego, które nie jest zagrożone, ale się zmienia. Widziałem, że w Berlinie presja rynku jest większa, nawet w przypadku uznanych twórców filmowych, którzy muszą się bardziej starać, aby robić swoje filmy. Muzeum niewiele może w tej sprawie zrobić. Ale może uda nam się zbudować dom dla kina niezależnego, taki jak Cinematheque w Paryżu czy MoMA i Lincoln Center w Nowym Jorku. Dom z dala od presji festiwali.
DEADLINE: Jak wspominasz swoją karierę w Berlinie?
CZATRIAN: Jestem niesamowicie wdzięczny za szansę, którą dostałem. To był trudny czas. To były trudne czasy ze względu na pandemię. A pora roku, w której odbywa się Berlin, nie jest najłatwiejsza. Zawęziliśmy liczbę filmów z 460 do 240 i utrzymaliśmy tę samą liczbę sprzedanych biletów, co było moim najważniejszym celem. Daliśmy główną platformę filmowcom, którzy podejmują ryzyko. Dahomej jest dobrym przykładem, podobnie jak filmy Raju Jude. Może to było zbyt prowokacyjne, ale może nie było. Nie wiem. Ale skorzystałem z okazji, aby pokazać, co możemy zrobić z filmami. Jeśli spojrzeć wstecz na historię festiwali, zawsze podziwiałem podjęte ryzyko. Nadal uważam się za outsidera. Ostatecznie nie obchodzi mnie, czy ludzie mówili, że Berlin staje się zbyt wąski. Ostatecznym celem zawsze było wspieranie twórców filmowych. Kiedy patrzę wstecz, jestem dumny, że otworzyliśmy nową drogę dla różnych twórców filmowych.
DEADLINE: Dlaczego myślisz o sobie jako o outsiderze?
CZATRIAN: Ponieważ obwód festiwalu jest mały. Staram się wkładać wiele wysiłku w utrzymanie rynku. Rozumiem, że rynek potrzebuje bezpiecznego zakładu. Inwestujesz dużo pieniędzy. Sprowadzenie dużego filmu do Berlina, co jest tańsze niż przywiezienie go do Cannes czy Wenecji, wciąż kosztuje firmę mnóstwo pieniędzy. Jeśli więc nie daje to satysfakcji, po co mieliby przynosić swoje filmy? Musisz więc zaoferować firmom atrakcyjną platformę. Zatem te większe filmy, niektóre z nich są świetne, to projekty, które napędzają rynek. Ale jednocześnie, i mówię to bez cienia krytyki wobec moich kolegów, czasami te filmy są jedynym celem. Chciałem spróbować znaleźć lepszą równowagę.
DEADLINE: Jak się czułeś po opublikowaniu listu otwartego w obronie Twojego stanowiska? Podpisów było ponad 300, w tym ludzie tacy jak Martin Scorsese.
CZATRIAN: Byłem przytłoczony. Nie spodziewałem się, że ten list się pojawi. Byli nawet twórcy, których filmy przez lata odrzucałem. Zdecydowanie skomplikowało to wszystko w moim zeszłym roku, ponieważ zwróciło to uwagę na festiwal, ale może to też pomogło festiwalowi. Nie wiem, jak będzie wyglądać kolejna edycja, ale tu nie chodzi o ludzi. Istotna w tym liście jest obrona stanowiska dyrektora artystycznego, czyli odrębnej roli, która coś znaczy w naszej dziedzinie. Nie wiem, czy list pomógł, ale na pewno wywarł presję na właściwych ludziach.
TERMIN: Berlin jest takim festiwalem politycznym. Wydaje się, że w funkcjonowanie festiwalu wkrada się pewien poziom biurokracji rządowej. Dlaczego tak jest?
CZATRIAN: Jest to związane z wzorcami kulturowymi. Nie zapominajmy, że Berlin jest jedynym spośród trzech dużych festiwali odbywających się w stolicy. Jesteśmy tuż obok Ministra Kultury. Berlin to także bardzo polityczne miasto, co jest świetne, ale jednocześnie wywiera na ciebie dużą presję. Drugi element jest taki, że festiwal jest w zasadzie własnością rządu, co może nie jest najlepszą strukturą.
DEADLINE: Jak oceniasz dalszy kalendarz festiwalu?
CZATRIAN: Kalendarz festiwalu jest powalony, bo jest sezon wysoki i bardzo niski. Ale może coś się zmieni. Nie sądzę, że rozwiązaniem jest przenoszenie każdego festiwalu na jesień. Nie mogę odpowiadać za innych, ale to, co zrobiliśmy w Berlinie, to wykorzystanie faktu, że nie uczestniczymy w sezonie nagród. Dało nam to większą swobodę w pokazywaniu innego rodzaju filmów i pracy w inny sposób. Daliśmy miejsce na przykład serialom. Robiliśmy gale, ale w inny sposób. Myślę, że pytanie brzmi także: jaki jest cel festiwalu filmowego? Przez ostatnie 20 lat miał wspierać dystrybucję kinową. Pytanie, jak wygląda teraz dystrybucja kinowa?
TERMIN: Na torze krążą plotki, że przygotowujesz się do objęcia najważniejszego stanowiska w Wenecji. Słyszeliście tę plotkę? Jak myślisz?
CZATRIAN: Jestem w Turynie. Prowadzę muzeum. To nowe wyzwanie, naprawdę chcę się nim cieszyć i myśleć o tym. Nie myślę o niczym innym.