„Pamiętasz?” to pierwsze słowa Freda Thomasa na temat Okno w rytmie— i podtekst każdego tekstu, który następuje. Czy pamiętasz każdy dźwięk, widok i zapach z pokazu majsterkowania w 2002 roku, ale nie tam, gdzie pięć minut temu zostawiłeś klucze? Czy kiedykolwiek szukałeś swojego nieszczęsnego studenta do wynajęcia w Google Street View? Jeśli tak, masz w sobie potencjał na piosenkę Freda Thomasa. Chociaż Thomas zwykle łączy trzy różne projekty w danym momencie, na swoich solowych płytach jest Ann Arbor Proust, zamieniającą magdalenę na najgłupszy kawałek pizzy z Backroom. Ale jego marzenia nie zadowalają się już samą nostalgią jako zakończeniem. NA Okno w rytmie– ośmiela się zapytać Tomasz Dlaczego pamiętasz.
Album jest nieoczekiwaną kodą do niezależnej trylogii, którą Thomas rzekomo zakończył wraz z wydaniem z 2018 roku. Po. Albumy te zostały połączone w jedną całość niczym składanki, kolaże twee-popu, folk-punku, fanficu Elephant 6 i abstrakcyjnej elektroniki, aby lepiej reprezentować pełny zakres jego zainteresowań. (Jedna z takich składanek pojawia się w otwierającym „Embankment”, gdzie śpiewa: „Nagrałem dla ciebie taśmę z tą samą piosenką Squarepusher cztery razy, ale nie z rzędu/Aby naśladować sposób, w jaki tak wiele było przypadkowe/Obfitość magii w fragmentarycznym przepływie.”) Tym razem Thomas porzuca nazwisko Joanny Newsom Tak jako główny wpływ. Jego historia się potwierdza: w napisach końcowych pojawia się harfa (autorstwa Mary Lattimore i Shelley Burgon), a średnia długość utworu wynosi osiem i pół minuty. Ale podstawy solidnego śpiewu Thomasa nie uległy zmianie; Dyskursywne, śpiewane wersety po prostu podążają malowniczą trasą, po czym gwałtownie wskakują w ciasno nawinięte harmonie inspirowane Motown.
Pamięć Thomasa wykracza poza „fotograficzną” czy nawet „kinową”. Jego najbardziej sugestywny tekst jak dotąd tworzy zmysłową ucztę wszelkich szarości – „matowy, w kolorze wody do kąpieli blask każdej aureoli Adderall”; „brudna, szara woda w wazonie”; „brzydka, niewyprana koszulka typu tie-dye”; „materac na podłodze w piwnicy/czarne prześcieradła zawieszone w miejscu drzwi.” Na każdym z tych obrazów smak stęchłego Pabsta powraca tak mocno, że poczułem potrzebę łykania trzech lasek miętowej gumy.
Jak każde poszukiwanie straconego czasu, to wszystko jest z natury pobłażliwe i choć nawet przypadkowy lukier może wyłapać odniesienia do jego wczesnego stroju emo Lovesick, arkusz z tekstami prawdopodobnie powinien być opatrzony adnotacjami. Jednak ani jedna sekunda nie wydaje się stracona, nie wtedy, gdy chodzi o odtworzenie bezkształtnych okresów lat dwudziestych, które nabierają kształtu dopiero z perspektywy czasu: nieustanne listopady i rdzewiejące wiosenne rowery, dni ułożone wokół pobieżnych przyjęć i ślepych zaułków pracy. Powiększony, bliższy „Was’t” jest dronem w połowie sprzężonym zwrotnie, ale nawet ta decyzja wspiera sposób myślenia Thomasa o składance, popychając Okno w rytmie dokładnie do godziny. „Coughed Up a Cufflink” wydaje się wręcz skuteczny, kondensując ciszę całodniowej wędrówki przez Środkowy Zachód w 10 hipnotyzujących napiętych minut. W połowie krótki rzut oka na przeszłość przekształca się w pełny melodramat: