Dearborn, Michigan – Abdullah Hammoud przechadzał się po swoim biurze, prowadząc ożywioną rozmowę telefoniczną na temat twierdzeń byłego prezydenta Billa Clintona, że Hamas „zmusza” Izrael do zabijania palestyńskich cywilów.
Zanim burmistrz Dearborn na przedmieściach Detroit usiadł na rozmowę, otrząsnął się z gniewu – przynajmniej na pozór.
Hammoud (34 l.) wydawał się trzeźwo myślący o przyszłości miasta znanego jako stolica Ameryki Arabskiej i dalszych losach jego pogrążonej w żałobie społeczności w obliczu wojny Izraela z Gazą i Libanem.
„Tę społeczność właśnie okryła zasłona smutku, a ludzie, oczywiście, próbują sobie poradzić w obliczu całości wyborów prezydenckich w kontekście ludobójstwa, wojny w Libanie, bombardowań w Jemenie i tak dalej, ” Hammoud powiedział Al Jazeerze.
Hammoud, jeden z najwybitniejszych arabsko-amerykańskich urzędników wybieranych w Stanach Zjednoczonych, który służył w legislaturze stanowej jako demokrata, nie poparł żadnego z kandydatów, wzywając mieszkańców, aby zamiast tego „głosowali zgodnie ze swoim sumieniem”.
W zaciętym wyścigu dziesiątki tysięcy arabskich wyborców w Dearborn – 110-tysięcznym mieście – i w całym Michigan mogą okazać się kluczowe dla wyniku wyborów w stanie, a być może i w kraju.
Nie umknęło to kandydatom: w piątek Trump ma złożyć wizytę w Dearborn, a Harris spotkał się z Hammoudem już wcześniej podczas kampanii, ale nie w Dearborn.
Hammoud podkreślił potrzebę wyjścia i głosowania na społeczność, aby jej głos został usłyszany.
„W tej chwili ważniejsze niż cokolwiek innego jest niezachwiane przestrzeganie naszych wartości i zasad oraz stanie po stronie siebie w mieście” – powiedział.
Jednak dla Hammouda walka o położenie kresu izraelskiej machinie zabijania w Gazie i Libanie – rodzinnym domu tysięcy mieszkańców Dearborn, w tym samego burmistrza – nie kończy się wraz z zamknięciem lokali wyborczych 5 listopada i wyborem nowego prezydenta.
„Ktokolwiek obejmie ten urząd, jesteśmy gotowi przyłożyć go do ognia i pociągnąć do odpowiedzialności” – powiedział. „Wszyscy obiecują zawieszenie broni, ale nikt nie mówi, w jaki sposób to zapewnią”.
„Nacisk zostanie zwiększony”
Kandydatka Demokratów Kamala Harris powiedziała, że będzie nalegać na zakończenie wojny, a jej republikański rywal Donald Trump obiecał „pokój” na Bliskim Wschodzie.
Jednak zarówno wiceprezydent, jak i były prezydent niezachwianie wspierają Izrael.
Hammoud zauważył, że obaj kandydaci określili, jak potraktują izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu, który wielokrotnie obiecał kontynuować rzeź aż do „całkowitego zwycięstwa”.
„Ale presja zostanie zwiększona z naszej strony. Będziemy też opierać się na szerszej koalicji antywojennej, która została zbudowana – na naszych związkowych przywódcach związkowych, którzy wystąpili naprzód i wezwali nie tylko do zawieszenia broni, ale także do nałożenia embarga na broń wobec Izraela” – powiedział burmistrz.
„Do licha, nawet w tym momencie będę polegać na młodych Republikanach, którzy opowiadają się za embargiem na broń”.
Dla Hammouda zmiana jest możliwa niezależnie od wyniku wyborów. „Taka jest polityka. Miliony Amerykanów to popierają” – powiedział.
„A nie zobaczycie, że 50 milionów, 100 milionów Amerykanów będzie nadal trzymać się swoich wartości i zasad. Myślę, że możemy uwierzyć, że miliony Amerykanów mogą poruszyć w tej sprawie choć jedną osobę w Białym Domu”.
Ubrany w niebieską marynarkę i białą koszulę Hammoud ostro skrytykował obu głównych kandydatów za ich stanowisko na Bliskim Wschodzie i podejście do społeczności arabskiej w Michigan.
W jego biurze wisiała mapa Libanu nad jemeńskim sztyletem, hełmem strażaka, futbolem amerykańskim z logo Detroit Lions, pieczęcią miasta – przedstawiającą stary samochód ze względu na historię produkcji miasta jako rodzinnego miasta pioniera przemysłu Henry’ego Forda – jak a także inne przedmioty przedstawiające historię Dearborn i różnorodne społeczności.
„Wyniki polityki nie różnią się”
Hammoud wyliczył niektóre antymuzułmańskie i antypalestyńskie polityki Trumpa, w tym przeniesienie ambasady USA do Jerozolimy, odcięcie pomocy humanitarnej dla Palestyńczyków i uznanie rzekomej suwerenności Izraela nad okupowanymi przez Syrię Wzgórzami Golan.
Przywołał także wydany przez Trumpa zakaz podróżowania z kilku krajów z większością muzułmańską, a także niedawne komentarze zastępcy byłego prezydenta Rudy’ego Giulianiego, który oświadczył, że Palestyńczyków „uczy się nas zabijać” w wieku dwóch lat.
„Ale myślę, że trudność polega na tym, że chcesz przeciwstawić się Trumpowi czymś, co wydaje się bardziej przyjazne” – powiedział Hammoud.
„Kiedy więc widzisz uwagi byłego prezydenta Billa Clintona, mówiącego o tym, jak Izrael jest zmuszony zabijać cywilów i o tym, jak roszczenia izraelskiego rządu do ziemi poprzedzają istnienie islamu, staje się to niezwykle frustrujące”.
Kiedy w tym tygodniu Clinton wypowiadał się w ten sposób, zwracał się do wyborców pochodzenia arabsko-amerykańskiego podczas oficjalnego wydarzenia kampanii Harrisa w Michigan.
Na początku tego miesiąca Harris prowadził także kampanię w Michigan z byłą republikańską kongresmenką Liz Cheney – córką byłego wiceprezydenta Dicka Cheneya, jednego z architektów inwazji na Irak i tzw. „wojny z terroryzmem”.
„Kiedy surogatki takie jak Liz Cheney prowadzą kampanię w całym stanie Michigan i mówią o tym, jak nawet Dick Cheney – zbrodniarz wojenny – wspiera wiceprezydenta Harrisa, czy powinno to być powitaniem dla tej społeczności?” – zapytał Hammoud.
Zauważył również, że administracja Bidena-Harrisa nie zmieniła proizraelskiej polityki Trumpa.
„Tak, retoryka może być inna” – powiedział, odnosząc się do podejścia Harrisa i Trumpa. „Czasami wyniki polityki nie różnią się od siebie i myślę, że dla wielu było to frustracją”.
„Nadzieja istnieje”
W miarę jak wyścig o Michigan nabiera tempa, uwaga skupia się na Dearborn, pierwszym mieście w kraju zamieszkanym przez większość arabską.
Billboardy kampanii można zobaczyć w całym mieście. Mieszkańcy codziennie dostają do swoich skrzynek pocztowych stosy reklam skupiających się na kwestiach arabskich i wojnie Izraela z Gazą i Libanem.
Jednak wydaje się, że mieszkańcy nie podzielają entuzjazmu kampanii. Społeczność arabsko-amerykańska zamieszkująca to miasto, zwłaszcza liczna populacja libańskich Amerykanów, zmaga się z udręką związaną z obserwowaniem z daleka wojny, która niszczy ich ojczyznę.
Konflikt jest dla nich głęboko osobisty. Ich rodziny są wysiedlane, rodzinne wioski dziesiątkowane, a bliscy zabijani w wyniku bomb dostarczonych głównie przez USA. Społeczność straciła szanowanego przywódcę Kamela Jawada, który 1 października zginął w izraelskim zamachu bombowym w południowym Libanie.
„O wiele częściej uczestniczymy w pogrzebach niż w uroczystych wydarzeniach” – powiedział Hammoud.
W całym mieście liczba flag libańskich i palestyńskich oraz szyldów kandydatów do rad szkolnych znacznie przewyższa liczbę flag Trumpa i Harrisa.
Pomimo frustracji wyborców i rosnącego poczucia rozczarowania systemem politycznym Hammoud przestrzegł przed wycofywaniem się z procesu politycznego, nazywając to „wielkim strachem”.
Burmistrz podkreślił wagę wyborów, zwłaszcza na szczeblu lokalnym. Przytoczył wybór urzędników takich jak on i innych przedstawicieli, w tym kongresmenki Rashidy Tlaib, którzy wzmocnili żądania społeczności dotyczące konfliktu.
Powiedział, że chociaż ludzie zmagają się z kwestią prezydencką, „istnieje nadzieja” w terenie.
„Na całym świecie odbywają się wiece, a środek Ameryki przesunął się na Izrael-Palestynę, a środek świata przesunął się” – powiedział.
„Myślę, że dzieli nas jedno pokolenie od pokolenia wybieranych przywódców, którzy będą w większym stopniu odzwierciedlać stanowiska polityczne oraz wartości i zasady szerszego elektoratu”.