Spurs muszą nadal organizować wieczory pucharowe – czołowa czwórka nie powinna być dla nich wszystkim

W środowy wieczór na stadionie Tottenham Hotspur czuć było wyraźną atmosferę. Coś, czego brakowało przez ostatni rok, może nawet przez większą część panowania Ange Postecoglou. Ale tłum to poczuł i nakarmił. Gracze to poczuli i wykorzystali. Było to zarówno paliwem, jak i płomieniem jednego z najlepszych zwycięstw Spurs w tym sezonie. Można nawet nadać temu nazwę: energia wielkiej gry.

Przed tym Spurs wygrali pięć meczów u siebie i czasami grali bardzo dobrze. Jednak Everton i West Ham United były tak słabe, kiedy przybyły do ​​Tottenhamu, że nie wydawało się to wielką rywalizacją. Brentford, Qarabag i AZ Alkmaar zostały profesjonalnie wysłane. Ale środa była inna. Było to widać w końcówce, gdy kibice świętowali ostatni gwizdek, a wyczerpani piłkarze Spurs padali na ziemię.

Nagrodą za zwycięstwo będzie kolejny mecz u siebie za siedem tygodni, przeciwko drużynie Manchesteru United, która pod wodzą nowego menedżera może mieć zupełnie inną perspektywę. Nadzieja dla Spurs polega na tym, że gracze i kibice będą mogli zebrać w sobie tę samą energię i siłę, co w tym tygodniu. Wygraj to, a Tottenham znajdzie się w półfinale Carabao Cup, swoim pierwszym półfinale od trzech lat.

Do tego czasu czeka ich jeszcze siedem meczów w Premier League i trzy kolejne w Lidze Europy. Rozpocznie się to od przybycia Aston Villi do Tottenhamu w tę niedzielę. Będzie to postrzegane jako gigantyczny mecz, decydujące starcie i szansa dla Spurs na pokonanie drużyny, która w zeszłym sezonie zapewniła im awans do Ligi Mistrzów. Dla Villi będzie to okazja, aby zemścić się za porażkę 4:0 ze Spurs w marcu, która wówczas wyglądała, jakby oznaczała dominację Spurs w wyścigu o czwarte miejsce. (W rzeczywistości Spurs zdobyli 13 punktów w ostatnich 11 meczach, a Villa przekroczyła linię bramkową przed nimi.)

Ale może to jest błędne. Być może żaden mecz ligowy na początku listopada nie będzie tak ważny, napięty i doniosły jak mecz 1/8 finału pucharu z Manchesterem City. Być może obsesja na punkcie końcowego miejsca w Premier League zaszła za daleko, jeśli oznacza to postrzeganie środy jako rozgrzewki lub odskoczni na niedzielę.

Mimo wszystkich plotek o zmianie mentalności Postecoglou w Tottenhamie, ta debata i to napięcie są znacznie większe niż sam menedżer. Jest tu znacznie dłużej niż on. Przeżyje jeszcze długo po jego odejściu. To pytanie stare jak świat: czy Tottenham powinien spróbować zdobyć puchar? A może powinni spróbować zająć jak najwyższe miejsce w lidze?


Spurs świętują drugiego gola w wygranym 2:1 meczu z Man City (Stephanie Meek/Getty Images)

Ludzie mogą się z tym nie zgadzać w dobrej wierze. Obydwa stanowiska mają swoje zalety. Fani mają prawo zmienić zdanie. Z pewnością był czas, pod rządami Mauricio Pochettino, kiedy wydawało się, że ustanowienie Tottenhamu jako regularnego pretendenta do Ligi Mistrzów było słuszną decyzją. (Można to nazwać „Top Four to nasze wszystko” epoki.) Pochettino zdenerwował niektórych fanów, gdy powiedział, że zdobywanie krajowych pucharów „tylko buduje ego”, zamiast pomagać klubowi, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że powiedział to zaraz po wyjściu pucharu do Crystal Palace i Chelsea. Powiedział to jednak z pozycji siły po trzech kolejnych miejscach w pierwszej trójce. Mógł wskazać przykład własnej twórczości.

To było prawie sześć lat temu, a większość meczów Spurs grała na jednym z najlepszych nowych stadionów na świecie. Miało to ogromny wpływ na ich globalny status, prestiż i przychody. Ale to niewiele jak na ich gablotę z trofeami. Właściwie można odnieść wrażenie, że zegar w ich nowym domu tykał coraz głośniej, prawie 17 lat po zwycięstwie w Pucharze Ligi w 2008 roku. Jak zespół grający na takim stadionie może nic nie wygrać? Fani, którzy płacą tak dużo za bilety, chcą nagrody w postaci dnia na Wembley (lub w Bilbao w maju przyszłego roku), który zapamiętają na zawsze.

W ciągu ostatnich kilku lat nie wydawało się to zwycięskim argumentem. Pamiętajcie, że ostatnim razem, gdy Spurs grali w finale Pucharu Ligi w 2021 roku, zwolnili Jose Mourinho sześć dni wcześniej. Chcieli dać Ryanowi Masonowi sześć meczów ligowych, aby spróbować uratować europejskie nadzieje Spurs na następny sezon. Spurs ostatecznie zajęli siódme miejsce.

Kiedy kilka miesięcy później dołączył do zespołu Antonio Conte, zainwestował wszystko w miejsce w czołowej czwórce i udało mu się. Ale nigdy nie dał najmniejszego znaku, że interesuje się pucharami. Middlesbrough, Nottingham Forest i Sheffield United pod okiem Conte wyeliminowały Spurs z rozgrywek pucharowych. Jego pozycja wśród fanów nigdy się nie poprawiła po grze z osłabioną drużyną na Bramall Lane. Wytrzymał tylko cztery kolejne mecze.

Oczywiście żaden menedżer Spurs nie podejmuje takich decyzji w próżni. Kiedy we wrześniu Daniel Levy został zapytany na forum kibiców o zatłoczenie meczów, nie wyraził do końca entuzjastycznego poparcia dla znaczenia Carabao Cup. „Zgadzam się, że jest za dużo meczów” – powiedział. „Ale problem, który mamy, szczególny problem w Anglii, polega na tym, że mamy dodatkowe rozgrywki pucharowe w porównaniu z resztą Europy”. Levy powiedział, że Tottenham „chciałby oglądać mniej meczów, ale mecze o wyższej jakości”. „Jeśli to oznacza, że ​​musimy zobaczyć pewne zmiany w niektórych naszych rozgrywkach, niech tak będzie”.

Odkąd w zeszłym roku dołączył do nas Postecoglou, wszyscy czekaliśmy, po której stronie stanie. Mówiąc wprost, czy byłby zawodnikiem pucharu czy ligi? Postecoglou, co być może zrozumiałe, nie lubi być umieszczany w takich pudełkach. W zeszłym sezonie bardzo jasno dał do zrozumienia, że ​​czołowa czwórka nie jest jego celem, mówiąc, że nie jest to „złoty bilet Willy’ego Wonki” do sukcesu. (Nie można argumentować inaczej po niezapomnianej kampanii Spurs w Lidze Mistrzów w sezonie 2022–2023.)

Kiedy jednak przed meczem z City zapytano Postecoglou o tę starą debatę, udzielił odpowiedzi, która byłaby znana fanom Spurs. „Postęp w lidze jest lepszym wskaźnikiem” – powiedział. „Myślę, że w tym nadal tkwi nasz najbardziej znaczący postęp”. Zwycięstwo w pucharze byłoby wspaniałe z wielu powodów – kontynuował. „Ale oczywiście nie jest to panaceum na wszystko”. Brzmiało to jak bardziej zaokrąglona wersja argumentów, których Pochettino używał w tym samym pokoju.

Nikt nie sugeruje radykalnej zmiany priorytetów Premier League. Żaden menadżer Spurs ani trener żadnego klubu nie przetrwałby zbyt długo, gdyby tak było. Piękno tych trzech pierwszych zwycięstw w Lidze Europy polega na tym, że Spurs są na dobrej drodze do zajęcia fazy finałowej w pierwszej ósemce ligi, nawet jeśli w przyszłym tygodniu zagrają z Galatasaray ze słabszą drużyną. Manchester United do ćwierćfinału Carabao Cup jest jeszcze daleko.

Ale nawet jeśli Spurs przegrają w niedzielę z Villą lub nawet z Ipswich Town w przyszłym tygodniu lub jeśli czołowa czwórka lub piątka zacznie patrzeć poza nich, nie oznacza to, że ten sezon należy spisać na straty. Jest o co walczyć, trzy szanse na stworzenie wspomnień, trzy szanse na utworzenie historii. Bycie drużyną pucharową nie jest wstydem. Tottenham musi po prostu przetrwać takie noce jak środa, bez względu na cenę.

(Zdjęcie na górze: Catherine Ivill/Getty Images)

Zrodlo