Los i alkohol

Jeśli ten album był nieco powolny, wydaje się, że został przesadzony Los i alkoholupraszczając formułę „dziewczyn i piw” do najbardziej podstawowej i mając nadzieję, że akordy mocy i kilka nadgorliwych „wow” wypełnią luki. „Pozytywnie 34th Street” wyrządza jej krzywdę Przodek Boba Dylana z najcieńszym zarysem maniakalnej dziewczyny ze snów wróżki z baru nurkowego: „Dziewczyna chodząca, rozmawiająca, pijąca, paląca i uprawiająca hazard” – King śpiewa zbolałym rejestrem, który brzmi gdzieś pomiędzy Mac McCaughanem a jego zatkany nos i Ned Flanders chroniący Morgana Wallena. Na całym albumie kobiety spotykają najgorszy liryczny los, stając się manekinami dla pustych elementów znaczących, takich jak „cekinowa sukienka Chanel nr 5” z „Alice”. W najlepszym wydaniu Japandroidy podobają się zarówno kobietom, jak i kolesiom, którym tak często je reklamowano – wierzcie lub nie, ale równie często szukamy zapomnienia na dnie Miller High Life – ale tutaj one są przedstawiane jako leniwe stereotypy: lisica, dziewczyna z sąsiedztwa, dowcipna „pani” udzielająca rad na temat „Chicago”.

Najmocniejsze piosenki zastępują te krępujące, oczywiste deskryptory niejasnymi gestami wyrażającymi zauroczenie i złamane serce: „Wybacz mi, jeśli jestem podejrzliwy, ale rzadko jest to rozmowa towarzyska” – śpiewa King w „A Gaslight Anthem”, ostrożnie zwracając się do starej miłości. Nawet pomimo jego znużonej goryczy wyczuwalna jest nuta podekscytowania, wspierana przez gitary, które zdają się rozciągać na jakiejś niekończącej się, pogłosowej autostradzie, co przypomina niepohamowany entuzjazm wczesnych Japandroidów. „Fugitive Summer” ze znajomym przesterem wpadającym w czerwień, który sprawił, że brzmienie zespołu było jednocześnie skompresowane i nieskończone, to album najbliższy transcendentnej, kołyszącej krokwiami energii Świąteczna skała— jeśli zamkniesz oczy, gdy King śpiewa o popijaniu trunku Mickey „slow-leh”, poczujesz się prawie jak w 2012 roku.

Te drobne sukcesy tylko wpływają na resztę albumu – od kiepskiej gry słów „Eye Contact High” po przewidywalny refren „D&T” (to sprawi, że życzenie oznaczało „śmierć i podatki”, ale nie, to niestety „picie i myślenie”) – sprawiało wrażenie, jakby ktoś do nich dzwonił. Nawet „wow” sprawiały wrażenie konserwowanych, jakby były generowane z płyty rezonansowej Japandroids. W ostatnich wywiadach zespół przyznał, że pisze albumy jedynie jako okładkę przed trasą koncertową; bez zaplanowanej trasy koncertowej promującej ten ostatni album, wydaje się to prawie daremnym ćwiczeniem. NA Los i alkoholJapandroids wyrażają przekonanie, które uczyniło ich wczesne nagrania tak wspaniałymi, ale nie mogą przezwyciężyć wyraźnego rozdźwięku między ich obecnym życiem a postaciami przedstawianymi w ich najnowszych piosenkach. Barowe hymny, które kiedyś wydawały się inspirowane, ponieważ brzmiały tak żywo, tak wyraziście w pierwszej osobie, tutaj jawią się jako złe wrażenie tego, co dwudziestokilkulatek mógłby chcieć usłyszeć. Japandroids mają zasadniczo szczęśliwe zakończenie – takie, w którym opuszczają bar i znajdują ten rodzaj miłości, o którym kiedyś krzyczeli do niebios. Gdyby tylko ich ostatni album odzwierciedlał, jak daleko zaszli.

Wszystkie produkty prezentowane na Pitchfork są niezależnie wybierane przez naszych redaktorów. Jeśli jednak kupisz coś za pośrednictwem naszych łączy detalicznych, możemy otrzymać prowizję partnerską.

Japandroids: Los i alkohol

Zrodlo