Luis, porwany na 4 miesiące przez Hamas, zdradza, jakie były jego relacje z porywaczami i czego się bał

Luis Har został porwany słynnego 7 października w Izraelu, w dniu, w którym Hamas przeprowadził kilka ataków na terytorium państwa żydowskiego, porywając ponad 200 osób i ponad 1200 zabitych. Wśród rodzin, które zniknęły bez śladu, była rodzina Luisa: całą piątkę przewieziono godzinami tunelami przez terytorium Strefy Gazy.

„Na zewnątrz wszystko jest w porządku, w środku czasami nie śpię, albo mam sny, które mnie niepokoją i przypominają mi, przez co przeszliśmy” – mówi mężczyzna w La Linterna, gdzie wspomina z Expósito jak wciąż prześladują go te miesiące niewoli: „Nie. „Nie jest łatwo odebrać rodzinie wolność, wyrwać nas z domu i łóżka, które są najbezpieczniejszym miejscem, jakie powinniśmy mieć, i przejść przez wszystko, co robimy. przez co przeszliśmy, jak nas przyjęli i jak nas potraktowali” – mówi przez mikrofony COPE. „Nie polecam nikomu.”

EFE

Dzielnica Har Homa w Jerozolimie, gdzie na ulicach i budynkach wiszą izraelskie flagi

Relacje z porywaczami

Przeprowadzili Luisa i jego rodzinę przez kilka tuneli, aż dotarli do domu. „Byliśmy piątką z tej samej rodziny, która nas zabrała”. Mówi, że wszyscy byli na drugim piętrze i cały czas ich kontrolowało 5 strażników z bronią. „Nie mieliśmy nic, tylko spodnie i koszulę i tak spędzaliśmy dni” – przyznaje. Ponadto zaznacza, że ​​w ciągu tych tygodni starali się zachowywać „z szacunkiem” i robić wszystko, co w ich mocy, „aby przeżyć i nie prowokować ich”.

Jeśli chodzi o relacje ze strażnikami, Luis Har wyjaśnia, że ​​„nie było to łatwe”: „jeden powiedział nam, że zabrali nas na wymianę ze swoimi więźniami w izraelskich więzieniach i że on się nami zajmie”. Oczywiście przyznaje, że pozostałych czterech towarzyszy zachowywało się „bardziej brutalnie” i „cały czas krzyczeli po arabsku”. Mimo to drugi strażnik był jedyną osobą, która z nimi rozmawiała i powiedziała, co dzieje się na zewnątrz, niezależnie od tego, czy wyrażono zgodę na akcję ratunkową, czy nie. „Przyniósł nam produkty do jedzenia, wodę do picia i kąpieli”.

Krewni izraelskiej zakładniczki Naamy Levi

EFE

Krewni izraelskiej zakładniczki Naamy Levi

Czego się bali?

Luis wyznaje, że zawsze mieli nadzieję, że się wydostaną: „nigdy nie straciliśmy nadziei, nie wiedzieliśmy kiedy i jak, ale to nas wzmocniło”. Dwa miesiące po 7 października trzy kobiety zostały uwolnione, a 12 lutego wszystkie zostały uratowane podczas izraelskiej operacji wojskowej. „Taka akcja ratunkowa jest jak porwanie dla ciała i umysłu. To szok, że nie zdajemy sobie sprawy z tego, co się dzieje”. „Wtedy powrót był radością, ale ciało i głowa przeżyły ten sam szok, co w dniu porwania” – dodaje.

Oczywiście Luis mówi, że podczas tygodni porwania nie odczuwali strachu, ale odczuwali napięcie. „To, co najbardziej nas stresowało, to izraelskie bombardowania” – wyznaje. „Ponieważ upadło już wiele domów, gdzie przez pomyłkę można było pomyśleć, że w środku są terroryści i zburzyć budynek, jeśli była jakakolwiek sytuacja, która mogła doprowadzić do szybkiej śmierci, były to zamachy bombowe”.

Zrodlo