Podczas gdy zdrowe relacje budowane są na przyziemności, sok tkwi w intensywnym, pobłażliwym świecie fantazji. „Twoje uwikłanie w radość/Nie dotyczyło jej/Katharsis serca/To sprawa osobista” – śpiewa fantazja Baileya Wollowitza o złamanym sercu w końcowych momentach ich ambitnego debiutu Wyczyny inżynierii. Chociaż złamane serce napędza większość tej płyty, nazywanie jej albumem o rozstaniu byłoby uproszczone. Wollowitz i kolega z zespołu Al Nardo poddają uniwersalne doświadczenie utraconej miłości swoistemu psychodelicznemu przetwarzaniu. Małe chwile jeden nad drugim kalejdoskopowo, jak sobota rozjaśniona śniadaniem z Tonym Danzą, czy przypadkowe spotkania w metrze okraszone klasycznymi mitami. Wyczyny inżynierii to stan elektryzującego snu, w którym eksperymenty z muzyką prog, pop, indie i shoegaze łączą się, aby podkreślić niszczycielską świadomość, że z biegiem czasu wszystkie romantyczne wspomnienia rozmywają się w fantazję.
fantasy of złamanego serca to art-popowy dwuczęściowy album z Brooklynu. Duet dzieli wokale, jest autorem piosenek i gra na gitarze, podczas gdy Wollowitz zapewnia trochę programów na basie, pianinie i perkusji. Usłyszysz podobieństwa do Water From Your Eyes, Sloppy Jane i This Is Lorelei – we wszystkich grupach Wollowitz i Nardo grali. Obaj spotkali się w piwnicy Bushwick, Heck, a potem zacięli sobie zęby grając w The Glove: dwa eklektyczne przestrzenie DIY, których program obejmował całą gamę od gabberu po stoner metal. Wyczyny inżynierii jest utrzymany w podobnej stylistyce i zawiera najbardziej popowe melodie z równą swobodą, jak i zmianę metrum. Pomyśl o prefabrykowanych Sproutach Steve’a McQueena ze swoimi słodko-miodowymi melodiami i zmiennymi strukturami piosenek, Mikrozamek-era Deerhunter z porywającymi beatami i metronomicznymi riffami. Do tego nuty kaskadowych syntezatorów Animal Collective i energetycznej kakofonii wokalnej. Mają bezwstydną ambicję zespołu arenego z muzycznymi kotletami weteranów progresywnego rocka, podkreślonymi zdrowym talentem teatralnym.
Wyczyny inżynierii nie chce poprzestać na jednym zestawie stylów. Każdy utwór ma swoją własną logikę, w miarę jak płyta rozszerza się i kurczy od utworu do utworu. Szybki, niezależny pop w utworze „AFV” jest sekwencjonowany tuż przed falsetami gumy balonowej i błyszczącymi syntezatorami w „Loss”. „Tapdance 2” – który zmienia się z garażowego rocka w surf-rockowe podejście do upadku, do hymnowych gitar i trzasków talerzy – ustępuje miejsca „Basilica”, powściągliwej balladzie teksturowanej przez górny rejestr Nardo, unoszącej się nad brzęczącymi arpeggio, które błyszczą melancholijne światło na ich „najświętszego z kaców”. Wiele tekstów oferuje lekkie mrugnięcie okiem; większość produkcji jest maksymalistyczna.
„Catharsis”, prawie siedmiominutowa odyseja zamykająca płytę, jest najlepszym przykładem tego, jak fantasy of a złamane serce wykorzystuje studio do uzupełnienia swoich piosenek. Wollowitz śpiewa swoje najszczersze nucenie, walcując przy migoczącym fortepianie. Narrator pragnie uwolnienia się od bólu serca, ale jednocześnie ustępuje, zastanawiając się, czy mimo wszystko katharsis jest tym, czego chce. Istota ironii utworu – narrator uwikłany w pętlę „myślenia o umieszczeniu dziewczyny, którą kochasz w chmurze” na tle struktury, która dławi się w kierunku własnego crescendo – oddaje sposób, w jaki fantazja buduje napięcie między tekstami i instrumentacją, zestawiając zastój z ruch. Pomiędzy wspaniałymi, przesiąkniętymi pogłosami nawoływaniami Wollowitza, krótkim, ale palącym solo na gitarze i końcowymi, miażdżącymi akordami utworu, „Catharsis” w kompleksowy sposób wykorzystuje pełny arsenał zespołu, co stanowi pasujący finał ich pomyślnego debiutu.
Wszystkie produkty prezentowane na Pitchfork są niezależnie wybierane przez naszych redaktorów. Jeśli jednak kupisz coś za pośrednictwem naszych łączy detalicznych, możemy otrzymać prowizję partnerską.