Spirala w linii prostej

Jeremy Bolm jest oversharingiem. Przez całą karierę Touché Amoré jego teksty uzewnętrzniały ataki paniki i spirale myślowe, niepokój i smutek społeczny oraz niemal niewypowiedziany lęk egzystencjalny. „Jestem dla siebie surowy, ponieważ jestem w zespole tak długo, a wciąż piszę tego typu piosenki” – Bolm powiedział niedawno legendzie hardcoru Normanowi Brannonowi Antymateria. „Czy znajdzie się słuchacz, który powie: «Bracie, jak jeszcze tego nie naprawiłeś?»”

Strach przed stagnacją jest uzasadnioną obawą. Przez prawie 20 lat Touché Amoré wydobywał bogatą nutę melodyjnego hardcoru, łącząc werbalną skaryfikację Bolma z wybuchami przemocy staccato i nagłym zwrotem w stronę piękna. Choć formuła jest potężna, Touché nigdy nie bało się ewolucji. Przełomowe wydawnictwo zespołu z 2016 roku, Etap czwarty, reprezentował oczyszczenie emocji Bolma po śmierci jego matki i większość swojego wpływu zawdzięczał jego niemal nieznośnie intymnemu charakterowi; Lata 20 Lament zakończył dojrzewanie zespołu od krzykliwego pastiszu z lat 90. do panoramicznego post-hardcore’u. NA Spirala w linii prostejich doskonała szósta płyta, Touché rozpoczynają kolejną metamorfozę.

Dużo Lament zmagał się z opadami Etap czwartyuwolnienie i jego wpływ na Bolma. Choć nowy album nawiązuje do wcześniejszych tematów („Ten years before” – zauważa w „The Glue”), zawarte na nim utwory mają charakter dyskretnych winiet, chwilami przypominających zbiór opowiadań. Otwierający album „Nobody’s” ogłasza zerwanie z wcześniejszymi koncepcjami koncepcyjnymi: „Więc smućmy się w kierunku do przodu” – szczeka Bolm, a jego prośby odbijają się od urzekającego altrockowego rytmu.

Spirala w linii prostej to uwertura pojednania dla dwóch wilków wewnątrz Touché Amoré: hardcoru i indie rocka. Z złośliwą radością podejmują decyzję o zaangażowaniu Lou Barlowa w „Subversion (Brand New Love)”: trajektoria Barlowa od Deep Wound przez Dinosaur Jr do Sebadoh (którego „Zupełnie nowa miłość” – tu sam interpoluje) jest równie pouczający dla etosu Touché, jak każdy stały bywalca ABC No Rio czy Che Cafe. Piosenka sama w sobie jest kliniką – ponurą, tlącą się mieszaniną, która nagle staje się jednym z największych pożarów albumu, wypełniona ząbkowanymi gitarami i pełnym bólu wyciem Barlowa.

Zespół nie stracił nic ze swojej śmiałości Lamentale piosenki są bardziej bezpośrednie i natychmiastowe, wykorzystując ochrypły ryk Bolma w służbie najsilniejszych i najbardziej zaskakujących haków w dotychczasowej karierze. Przejście do utworu „Hal Ashby” łączy ich hymn z wystudiowaną fantazją zespołu Elephant 6, pełnymi tęsknoty westchnieniami i brzęczącymi gitarami, aż przechodzi w ogłuszający krzyk. Drżący, kołyszący się refren „Altitude” to znak rozpoznawczy; Kiedy autoironiczna deklaracja Bolma: „Przysięgam, że nie ma nic nowego” zderza się z zjadliwym walcem, jest to ponuro zabawne przypomnienie, że się myli.

Zrodlo