Nieprawdopodobna ścieżka Victora Manciniego w NHL: wątpliwości, rozczarowania i perspektywa Rangersów ze „wszystkimi narzędziami”

Victor Mancini siedział z rodzicami w wiosenny wieczór w ich domu w stylu rancza w Saginaw w stanie Michigan. Siedzieli przy kuchennym stole obok przesuwanych drzwi, które zimą wychodziły na prowizoryczne lodowisko. Mancini miał 14 lat i w rodzinie odbywała się coroczna rozmowa na temat zakresu jego hokejowych zobowiązań.

Tata Manciniego, Bob, jest dożywotnim hokeistą. Grał w college’u i pracował w różnych rolach na poziomie juniorskim, uniwersyteckim i NHL. Biorąc pod uwagę pracę Boba, mama Victora, Laura, chciała mieć pewność, że jej syn nigdy nie czuł presji uprawiania tego sportu. Dlatego co roku ustalali wszystko, co wiąże się z napiętym harmonogramem hokeja: długie dojazdy na treningi i z powrotem, odrabianie zadań domowych w samochodzie, spóźnianie się z przyjaciółmi.

Rodzice Manciniego chętnie go wspierali. Ale gra w hokeja musiała być jego wyborem.

„Jesteś pewien, że to jest to, co chcesz robić?” – zapytał Bob, jak co roku.

„Tato” – odpowiedział Mancini, patrząc przez stół – „naprawdę chciałbym, żebyś przestał mnie o to pytać”.

Wiadomość otrzymana. To był ostatni raz, kiedy Bob i Laura usiedli z nim do tej rozmowy. Victor Mancini był hokeistą. Wybrał swoją ścieżkę.

„Może to właśnie ten moment, w którym sprawy stały się naprawdę poważne” – mówi teraz jego tata.

Mimo to awans jego syna do NHL od tego momentu był nietypowy.

Mancini został powołany dopiero po trzecim roku kwalifikowalności. Nawet wtedy żadna drużyna nie zapewniła mu zwycięstwa aż do piątej rundy New York Rangers. Żadne z SportowiecEksperci projektu umieścili go na swoich najnowszych listach najlepszych kandydatów na stanowisko Rangersów.

Jednak w wieku 22 lat Mancini w zeszłym miesiącu wyróżniał się na obozie treningowym Rangersów. Dobrze jeżdżący na łyżwach obrońca podskakiwał weteranów NHL i bardziej rozchwytywanych zawodników, a po kontuzji Ryana Lindgrena znalazł się w składzie pierwszego wieczoru.

Teraz, gdy zespół odwiedza Detroit Red Wings, 90 minut jazdy od rozmów przy kuchennym stole, stał się czymś więcej niż tylko miłą historią z początku sezonu. Nawet jeśli wróci do AHL, gdy korpus defensywny będzie w pełni zdrowy, Macnini ugruntuje swoją pozycję jako część przyszłości Rangersów.


Victor Mancini przygotowuje się do swojego debiutu w NHL. (Charles LeClaire / USA Today)

Droga Manciniego do Rangersów rozpoczęła się od jego dziadka Remo, którego ojciec wyemigrował do Stanów Zjednoczonych z Włoch.

Remo dorastał na Brooklynie, gdzie zakochał się w Dodgersach i Rangersach. Będąc uczniem Erasmus High School, on i jego przyjaciele otrzymywali 40-centową zniżkę na bilety na miejsca z zasłoniętymi widokami w starym Madison Square Garden. Gdy bramy się otworzą, będą ścigać się o najlepsze dostępne miejsca. Któregoś razu Remo i jego brat uzbierali nawet tyle pieniędzy, że kupili bilety z widokiem na cały lód.

Pasja ojca może być zaraźliwa. Remo w końcu ożenił się i przeniósł na Long Island, gdzie zapoznał syna ze sportem.

Pierwszym doświadczeniem Boba w hokeju na żywo było oglądanie z tatą nieistniejącego już meczu Long Island Ducks. Lodowisko było ogrodzone, a nie przeszklone, oddzielające kibiców od zawodników i w pewnym momencie łyżwiarz zatrzymał się przed ścianą, obsypując Boba lodem.

W tym momencie narodziła się jego pasja. Następnie grał w Colorado College i był trenerem w lidze NCAA oraz na poziomie juniorów młodszych, a także pracował jako skaut i trener ds. rozwoju w drużynie Oilers. Obecnie jest członkiem zespołu ds. rozwoju hokeja USA w Colorado Springs.

Dzięki pracy ojca Mancini jako dziecko zawsze interesował się hokejem. Kiedy miał 2 lata, poznał Gordiego Howe’a na imprezie zorganizowanej przez Saginaw Spirit, dla którego jego tata był trenerem i dyrektorem generalnym. Bob pamięta, jak na chwilę stracił z oczu syna w sali balowej, a potem podniósł wzrok i zobaczył go na kolanach Howe’a. Hall of Famer trzymał go tam podczas rozdawania autografów.

Pierwsze wspomnienia Manciniego wiążą się z oglądaniem meczów OHL na arenie Spirit. Pewnego razu, gdy miał 3 lata, wybuchła bójka. Laura podniosła go i odwróciła.

„Nie, nie, nie!” pamięta jego płacz. „Chcę zobaczyć walkę”.

Jeśli chodzi o NHL, młody Mancini był fanem macierzystego Red Wings, Oilers – dzięki pracy jego ojca w tej organizacji – i drużyny New York Islanders.

“Winić To na swojego tatę i ciotki” – śmieje się Bob, który dorastał, kibicując nowojorskim rywalom Rangersów. – Nie zwalaj tego na niego.

Hokej nie był jedynym sportem Manciniego – był pierwszym bazowym w swojej szkole średniej, a na drugim roku pomógł drużynie dotrzeć do finału stanowego – ale był jego siłą napędową.

Daleko mu było jednak do zawodnika wytrenowanego. Jako licealista grał w AAA oraz w USHL i został zwerbowany na Uniwersytet Nebraska-Omaha, gdzie podjął służbę w wieku 17 lat, ale dorastając w Michigan, miał oko na program rozwoju drużyny narodowej Stanów Zjednoczonych w Ann Arbor. I nie udało mu się zakwalifikować: najpierw do drużyny U-17, potem U-18, a na końcu U-20.

„Jeśli możesz w to uwierzyć, największym zaskoczeniem była dla niego jazda na łyżwach” – mówi trener Omaha Mike Gabinet.

„Miał ogromny potencjał” – dodaje Bob. Jednak potencjał nie zawsze oznacza szansę.

Zmiażdżony po tym, jak opuścił drużynę U-17, Mancini musiał znaleźć inną ścieżkę. Doprowadziło to do najbardziej niekonwencjonalnego kroku w jego podróży: pobytu za granicą w klubie hokejowym Frölunda w Göteborgu w Szwecji.

„Możliwości, których nie otrzymał, ukształtowały to, kim jest” – mówi Bob.


Victor Mancini zrobił duże wrażenie na obozie Rangersów. (Frank Becerra Jr. / USA Today)

Bob po raz pierwszy spotkał Tobiasa Johanssona, wówczas młodszego trenera Frölundy, w klinice coachingowej. Pozostali w kontakcie, a Johansson zasugerował, aby syn Boba grał w drużynie Frölunda, która może pochwalić się doskonałymi osiągnięciami w zakresie rozwoju zawodników. Jednak przeprowadzka przez Atlantyk nie jest łatwą decyzją dla nastolatka ani jego rodziców.

Oceniając tę ​​opcję, Mancini miał na myśli jedną rzecz.

„Czy to najlepsza rzecz dla mojego hokeja?” – zapytał tatę.

„Absolutnie” – odpowiedział Bob.

„No cóż, w takim razie chcę jechać” – powiedział Mancini.

Więc Mancini, jego mama i ich hawańczyk Shih Tzu przenieśli się za morze. Mancini spędził tam dwa sezony skrócone ze względu na pandemię wirusa, grając głównie na poziomie U-20. Jego kolegami z drużyny byli obecnie Red Wings Simon Edvinsson i Lucas Raymond. Nauczył się trochę szwedzkiego i nadal go używa w rozmowie z kolegą z drużyny Rangers, Adamem Edströmem.

„Nie jest najlepiej” – mówi – „ale daję sobie radę”.

Treningi we Frölunda rozpoczęły się o 7 rano. Mancini pojechał na lodowisko komunikacją miejską. Zarówno Edvinsson, jak i Raymond chwalą go jako kolegę z drużyny – choć nie powstrzymało to Raymonda przed mocnym uderzeniem Manciniego w poniedziałkowym meczu Rangers-Red Wings – a drużyna U-20 mianowała go kapitanem już drugi rok, mimo że był podstawowym zawodnikiem drużyny jedyny gracz urodzony w Ameryce.

„Kiedy tak przyjdziesz, wykażesz się dobrą motywacją i chcesz być cały czas lepszy, otrzymasz rolę lidera” – mówi Edvinsson, który czasami był jego partnerem w defensywie. „Od pierwszego dnia chciał być cały czas lepszy. Naprawdę tego potrzebujesz, żeby się tu dostać.

Jednak nawet po tym, jak sprawdził się u Frölundy, ścieżka Manciniego w NHL nie była jasna. W ciągu pierwszych dwóch lat kwalifikowalności do draftu rozmawiał z kilkunastu zespołami, ale nie został wybrany. W swoim pierwszym kwalifikującym się roku, 2020, przebywał w Szwecji, ale „nie spał i oglądał mecz w NHL Network” – mówi jego tata. „Został zmiażdżony.” Ponownie.

A potem znowu w następnym roku.

Mancini twierdzi, że w tych chwilach polegał na obojgu rodzicach. Bob, dzięki swojej znajomości świata hokeja, mógł zaoferować perspektywę. Zawsze istniała opcja: niewybrany wolny agent.

„Można być smutnym” – mówi Mancini. „Ale wiedziałem, że to nie koniec”.

Mancini wrócił ze Szwecji w 2021 roku i udał się do Omaha. W połowie pierwszego sezonu zadzwonił do taty z pomysłem. Rozmawiał z przyjaciółmi ze szkolnej drużyny baseballowej i był zainteresowany kontynuowaniem swojej kariery.

Bob wyczuł, że to ważna rozmowa. Nie chciał, żeby jego syn poczuł się pod wpływem, ale chciał, żeby to przemyślał. Przypomniał mu, że doba ma wiele godzin i potrzebuje go, żeby utrzymać dobre oceny. Coś musiałoby ustąpić, gdyby grał w baseball – prawdopodobnie jego zaangażowanie w hokej.

Ale jaka była przyszłość Manciniego w sporcie, który kochał najbardziej? Czy nadal chciał być hokeistą, jak zapewniał rodziców przy kuchennym stole?

Po raz kolejny musiał zdecydować się na pełne zaangażowanie.

„Tato, naprawdę myślisz, że mogę grać w National Hockey League?” zapytał.

– Tak, Wiktorze. Tak” – odpowiedział Bob.

Tego lata, w trzecim i ostatnim roku kwalifikowania się do draftu, Mancini został wybrany przez Rangersów z numerem 159. Było to zaskoczeniem. Do konkursu zgłosiło się mniej drużyn niż w poprzednich latach.

Bob był w Omaha podczas draftu. Chciał tam być, cokolwiek się stanie – aby świętować lub pocieszać.

Kiedy wszedł kilof, myśli o uniwersyteckim baseballu były daleko.

„Porzucił wszelkie wątpliwości” – mówi Bob. „Zdecydował, że spróbuje jeszcze raz. Zdecydował, że udowodni ludziom, że się mylą i doprowadzi do skutku, a jego pierwszym potwierdzeniem było to, że New York Rangers w niego wierzyli”.

Po otrzymaniu tej wiadomości Mancini zadzwonił do taty. Spotkali się przed lodowiskiem Omaha i przytulili się.


Siedząc w sekcji 120 podczas meczu otwierającego gospodarzy Rangersów, 91-letni Remo miał na sobie sweter hokejowy USA i czapkę Rangersów. On i babcia Manciniego, 90-letnia Mary, przylecieli z domu w Las Vegas, aby obejrzeć grę ich wnuka.

„To dla nas obojga bardzo emocjonalne” – powiedziała Mary ubrana w koszulę z kołnierzykiem Rangersów. Nigdy nie wątpiła, że ​​jej wnuk dostanie się do NHL. Powiedziała, że ​​pracuje zbyt ciężko, aby nie spełnić swoich marzeń.

Kiedy wydawało się, że Mancini strzelił swojego pierwszego gola w NHL w drugiej kwarcie, Remo, Mary i reszta rodziny byli zbyt zajęci uściskami i świętowaniem, aby od razu zauważyć, że sędzia machnął ręką, sygnalizując interwencję bramkarza. Jeśli to jednak popsuło atmosferę w nocy, to w niewielkim stopniu. Mancini był graczem NHL i oni tam byli, żeby to zobaczyć.

Lojalność fanów Remo zmieniała się na przestrzeni lat. Kibicował Islanders, mieszkając na Long Island, a mieszkając w Las Vegas, polubił Golden Knights, gdy weszli do ligi. Ale teraz wrócił tam, gdzie zaczął.

„Znowu jestem fanem Rangersów” – powiedział. „To pełne koło”.


Remo i Mary Mancini oglądają debiut swojego wnuka w NHL u siebie. (Peter Baugh / Sportowiec)

mierzący 180 cm Mancini miał produktywny początek swojej kariery w NHL. W trzech meczach rozegrał średnio 15:12 i ma ocenę plus-1. Ma siedem strzałów na bramkę i prawie zdobył bramkę w poniedziałek przeciwko Red Wings. Miał także niezapomniane spotkanie w swoim debiucie z Sidneyem Crosbym, zawodnikiem, którego podziwiał jako dziecko. Kapitan Pittsburgh Penguins upadł na bramkarza Igora Shesterkina, a Mancini pchnął go w plecy, gdy wjeżdżali na ławkę rezerwowych. Crosby w odpowiedzi zamachnął się na niego kijem.

„Uważałem, że nie powinien uciekać przed (upadkiem na Shesterkina)” – powiedział Mancini. – Po prostu dałem mu znać, że tam byłem.

W tamtym momencie trener Rangersów Laviolette zauważył nieustraszoność Manciniego, podobnie jak podczas całego obozu przygotowawczego. Shesterkin również udzielił mu rekwizytów, mówiąc: „Zagrał doskonałą pierwszą partię”.

Mancini podpisał kontrakt z Rangersami po zakończeniu sezonu juniorskiego w Omaha w marcu ubiegłego roku, w którym rozegrał 17 meczów w AHL. Przybył na tydzień przed obozem debiutantów w sezonie 2024–2025 i szybko zrobił dobre wrażenie.

„Nie ma niczego, czego by nie lubić” – mówi Chris Kreider, najdłużej grający w drużynie zawodnik.

Vincent Trocheck, który krótko po odejściu Boba grał w hokeja w drużynie Saginaw, zaprosił Manciniego na kolację i stwierdził, że jest dojrzały zarówno na lodzie, jak i poza nim.

„Ma wszystkie narzędzia, które sprawią, że będzie dobrym zawodnikiem w lidze” – mówi obrońca K’Andre Miller.

Przyszłość Manciniego w klubie jest intrygująca. Kapitan Jacob Trouba, podobnie jak Mancini, prawy strzelec, może zostać sprzedany latem przyszłego roku ze względu na konieczność ograniczenia pensji. Lindgren będzie nieograniczonym wolnym agentem. Być może na horyzoncie pojawi się szansa.

Mancini wykorzystał to, co miał do tej pory. Nawet najbliżsi mu niekoniecznie spodziewali się, że tu teraz będzie. Bob spojrzał na skład zawodników przed obozem i nie widział zbyt wiele miejsca dla swojego syna. Jednak jego syn, który dołączył do zespołu, pomógł mu dojść do wniosku.

„Kiedy ten dzieciak sobie coś postanowi”, mówi, „nie stawiaj przeciwko niemu”.

(Zdjęcie na górze: Charles LeClaire / USA Today)

Zrodlo