Dotrzyj do Barcelony – lub zgiń próbując: nadzieja i porzucenie za słynnym okrzykiem bojowym

Kliknij tutaj, aby wyświetlić kolekcję Miesiąca Historii Czarnych w Wielkiej Brytanii firmy The Athletic.

Spacerując ulicami Barcelony, wśród graffiti rozsianych po mieście z pewnością zauważycie popularne hasło: „Barca o mort” (Barca lub śmierć po katalońsku).

Niektórzy z najbardziej zagorzałych fanów Barcy mają z klubem niemal religijną więź. Prawie 5000 kilometrów dalej, na zachodnim wybrzeżu Afryki, podobne wyrażenie odzwierciedla zupełnie inną rzeczywistość.

W Senegalu jest to „Barca ou Barzakh”. Barzakh to arabskie słowo, które dosłownie oznacza „przesmyk”. W islamie opisuje etap życia pozagrobowego, w którym dusze odpoczywają aż do dnia sądu.

To zdanie przypomina okrzyk bojowy. Jest wyrazem solidarności, wspólnej nadziei przed wyruszeniem w niebezpieczną podróż i pozostawieniem niebezpieczeństwa za sobą. Dotrzyj do Barcelony lub zgiń próbując.

Jest to zdanie znane Azizowi Faye i Lamine Sarrowi, dwóm byłym „mantero”. To potoczne hiszpańskie określenie nadawane sprzedawcom ulicznym-imigrantom, którzy działają w pobliżu popularnych miejsc turystycznych. Pochodzi od słowa „manta” oznaczającego koc i nawiązuje do sposobu, w jaki towary są zwykle prezentowane na dużych kocach lub prześcieradłach rozłożonych na chodniku.


Sprzedawcy uliczni rozkładają swoje towary w centrum Barcelony w 2016 r. (Pau Barrena/AFP via Getty Images)

W 2006 roku Faye i Sarr opuścili rodzinny Senegal na małych łódkach, które popłynęły do ​​Hiszpanii. Zostali deportowani i powtarzali tę podróż kilka razy, zanim ostatecznie osiedlili się w kraju na stałe.

Będąc w Barcelonie, pomogli założyć Top Manta, spółdzielnię marki odzieżowej, która zatrudnia obecnie setki byłych mantero. Jeden z ich ostatnich projektów zawierał napis (w języku hiszpańskim) „Barca o Barzakh” z tyłu koszulki w barwach Barcelony.

„Barca lub Barzakh to podwójny krzyk desperacji i nadziei” – tak firma opisuje to sformułowanie. „Desperacja wynikająca z narodzin w narodzie przerażonym wiekami zniewolenia i wyzysku oraz nadzieja na dotarcie do zamożnych krajów, które skorzystały na tych właśnie wyzyskach – Europy, latarni morskiej dobrobytu gospodarczego, demokracji i praw człowieka”.

Sportowiec spotkał się z Faye i Sarrem w warsztacie Top Manta, dawnej fabryce tekstyliów w sąsiedztwie Sants — południowo-zachodniej części Barcelony graniczącej z l’Hospitalet de Llobregat. Była pora lunchu, ale dźwięk maszyn dziewiarskich nie ucichł, nawet gdy pracownicy na zmianę podgrzewali lunch w kuchence mikrofalowej.


Warsztaty Top Manta w Sants, Barcelona (Top Manta)

„Trudno będzie znaleźć spokojne miejsce do pogawędki” – powiedział Faye po katalońsku, wyciągając rękę na powitanie. On i Sarr są rzecznikami Top Manta i ocalałymi z morskiej podróży ze stolicy Senegalu Dakaru na Wyspy Kanaryjskie. Obaj przed wypłynięciem w morze wypowiedzieli zdanie „Barca ou Barzakh”.

Twierdzą, że Barca jest używanym ogólnym określeniem Barcelony, Hiszpanii i Europy. Przypomnieli sobie, że z ich doświadczenia wynika, że ​​niewielu miało jasne pojęcie o tym, gdzie dokładnie leży Barcelona, ​​ale wszyscy znali drużynę piłkarską. Niektórzy z młodszych członków ich partii marzyli nawet o zagraniu dla nich.

Postrzegali swój cel jako miejsce, w którym mogą odnieść sukces. Spodziewali się, że najtrudniejsza będzie sama podróż i że po przybyciu na miejsce dotrą do obiecanego raju. To, co odkryli, było zupełnie inne.


Policjant rozmawiający z „mantero” w pobliżu El Vendrell w Katalonii (Ramon Costa/SOPA Images/LightRocket via Getty Images)

„Kiedy studiowaliśmy historię, nie mówiono nam o historii naszego własnego kraju, ale o historii Europy” – powiedział Sarr. „To kolonizacja mentalna, program kolonialny narzucony tam, abyśmy byli Afrykanami, ale nie czuliśmy się jak Afrykanie. Zawsze patrzyliśmy na to, co było w Ameryce i Europie.

„Kiedy tu przyjechaliśmy, znaleźliśmy inną rzeczywistość i byliśmy bardzo zaskoczeni. Myśleliśmy, że Europa jest przestrzenią prawa, przestrzenią demokracji, w której nie ma rasizmu, nierówności ani nic z tych rzeczy. A kiedy tu dotarliśmy, zastaliśmy coś przeciwnego.”

W Senegalu Faye był rybakiem. Powiedział jednak, że nagle przestał widzieć ryby w morzu, co zbiegło się z przybyciem znacznie większych łodzi, które eksploatowały ten obszar.

„Zaszedłem bardzo daleko, aby znaleźć ryby” – powiedział. „Skończyło się na tym, że wydałem dużo na benzynę, która nie była zrównoważona, ponieważ nie było mnie na nią stać. I nawet gdybym zaszedł daleko, nadal nie mogłem znaleźć ryb.

Sarr jest synem rolników i dorastał na wsi. Podobnie jak Faye chciał opuścić Senegal z powodu problemów ekonomicznych. Żadne z nich nie miało nadziei, że sytuacja tam się dla nich zmieni.

„Nowy kolonializm lub złe zarządzanie rządami afrykańskimi oraz władza, jaką sprawują, powodują migrację każdego” – powiedział Sarr. „Nawet gdybyś miał studia i wszystkie kwalifikacje, nigdy nie będziesz miał nadziei na pracę, ponieważ istnieje elita ludzi, którzy monopolizują całą władzę.

„Aby pracować, zawsze musisz mieć więź z tymi ludźmi. Te praktyki zmusiły mnie do opuszczenia Senegalu, ponieważ poczułem się jak obcokrajowiec we własnym kraju. Wiedziałem, że wkraczam na bardzo bogatą krainę, pełną bardzo ważnych zasobów. Fosforany, ropa naftowa, diamenty, gaz, złoto. Mimo to, mając to wszystko, czuliśmy się bardzo biedni.

„Biorąc pod uwagę wszystkie te czynniki, wszystkie te trudności, zmusiłem się, aby zaryzykować życie i przyjechać tutaj, do Europy”.


Łódź z Senegalu z 85 migrantami na pokładzie zbliża się do La Restinga na kanaryjskiej wyspie El Hierro w sierpniu (Jose Antonio Sempere/AFP via Getty Images)

Faye znała trasę na Teneryfę. Powiedział, że każda z jego podróży różni się „w zależności od morza i wiatru”, ale każda z nich była „naprawdę trudnymi, pięciodniowymi wyprawami”.

Dodał: „To nie to samo, jeśli grupa rybaków organizuje wyprawę, co ludzie, którzy nigdy nie widzieli morza. Dla mnie był to dzień podobny do pracy. Byłem rybakiem, przywykliśmy do tego, jakie jest morze, do strachu przed morzem. Ale po drodze widziałeś inne łodzie, które miały wypadki. To było szokujące.

„Morze jest dzikie. Nie ma w tym geniuszu, jest szczęście. Jest wielu ludzi, którzy giną na morzu”.

Faye trzykrotnie przybywał na hiszpańską ziemię z Senegalu, żeglując wzdłuż zachodniego wybrzeża Afryki i trzykrotnie był deportowany jako nielegalny imigrant.

„Dwa razy ubiegałem się o wizę w ambasadzie francuskiej, ale odmówiono mi jej” – mówi o alternatywnych trasach, z których korzystał po powrocie do Senegalu.

„Aby uzyskać wizę, poprosili cię o spełnienie wymagań, których nie można było uzyskać. Wymagania takie jak posiadanie konta bankowego z dużą ilością pieniędzy, umowa o pracę. Większość tamtejszych ludzi chciała wyjechać z kraju właśnie dlatego, że tego nie miała, nie mieliśmy nawet konta bankowego”.

Faye ostatecznie udało się osiedlić w Hiszpanii w 2015 r. Chciał pracować, ale bez NIE (Número de Identificación de Extranjero – numer identyfikacji podatkowej, który obcokrajowcy muszą posiadać w kraju) jego możliwości były ograniczone.

„Rozmawiając z różnymi kolegami, powiedziano mi, że jedynym rozwiązaniem jest zostanie sprzedawcą ulicznym” – powiedział.


Protest uliczny w 2019 r. wzywający do większych praw i szacunku dla manteros (Paco Freire/SOPA Images/LightRocket via Getty Images)

„Problem polega jednak na tym, że jesteś narażony na kontakt z policją. Ścigają Cię codziennie i mogą ukarać Cię grzywną, ponownie zamknąć w CIE (Centro de Internamiento de Extranjeros – tymczasowe ośrodki zatrzymań, w których przetrzymywani są nielegalni imigranci), a nawet deportować.

„Zaczęliśmy organizować zgromadzenia, aby wyjaśnić, że to, co się z nami dzieje, nie jest normalne, a potem w Salou w 2015 r. zmarł towarzysz (współdziałacz Mor Sylla). Wtedy powiedzieliśmy dość.

„Tego dnia wyszliśmy na ulice, aby demonstrować. Wraz z przybyciem (obecnie byłej burmistrz Barcelony) Ady Colau zaprosiła nas do okrągłego stołu, aby porozmawiać o naszej sytuacji. Stąd wziął się pomysł na spółdzielnię. Jako związek kontynuowaliśmy walkę i po dwóch latach stworzyliśmy naszą markę.”

Dzięki spółdzielni Top Manta była w stanie zapewnić legalną i regularną pracę ponad 200 osobom, które znalazły się w ich sytuacji.


Warsztaty Top Manta w Sants, Barcelona (Top Manta)

Tysiące ludzi w dalszym ciągu przybywa na Wyspy Kanaryjskie z zachodniego wybrzeża Afryki. Premier Hiszpanii Partii Socjalistycznej Pedro Sanchez złożył wizytę w regionie w sierpniu po tym, jak w pierwszych siedmiu miesiącach 2024 r. przez granicę przekroczyło 21 620 osób, co oznacza wzrost o 154%, wynika z danych agencji granicznej Unii Europejskiej Frontex.

Z raportu autorstwa Caminando Fronteras (Walking Borders, grupy kampanii z siedzibą w Madrycie, która „działa na rzecz obrony praw osób i społeczności migrantów”) wynika, że ​​w okresie od stycznia do maja tego roku 4808 osób zginęło podczas próby przedostania się z Afryki Zachodniej na Wyspy Kanaryjskie . Powiedzieli, że dzięki takim liczbom jest to najbardziej śmiercionośna trasa między Afryką a Hiszpanią.

„Problem polega na tym, że żyjemy tutaj z powodu kapitalizmu i neokolonializmu, który zmusza nas do opuszczenia naszego kraju” – powiedziała Faye.

„Jeśli migracja rośnie z każdym dniem, to dzieje się tak z tego powodu. Z powodu tego systemu, który w dalszym ciągu zuboża Afrykę. Chcielibyśmy spróbować rozwiązać ten problem, ale nie mamy wystarczających narzędzi, aby to wszystko rozwiązać.

„Ale zaczynamy od małych rzeczy, takich jak pomoc ludziom, którzy są tutaj w trudnej sytuacji”.

(Zdjęcie na górze: Getty Images. Projekt wizualny: Dan Goldfarb)



Zrodlo