Ja, ja, ja, ja, ja, ja, ja, ja, ja, ja, ja, ja

Sam Wilkes w swojej karierze próbował różnych tożsamości jako instrumentalista z Los Angeles: popowy amator w swoim debiucie w 2018 r. Wilkesa; pętla i beatmaker w 2021 roku Muzyka na saksofon i gitarę basowąz częstym współpracownikiem Samem Gendelem; i iterator instrumentalny w roku 2021 Jeden temat i kolejna iteracjamiędzy innymi wydaniami. Wilkes to odkrywca i kameleon, który przy każdym kolejnym projekcie zmienia konfigurację swojego zespołu z obsady jazzu i rocka z Los Angeles. Nagrano na żywo w 2022 roku w Kakegawie, japońskim Festival de Frue i tokijskim klubie WWW X, Ja, ja, ja, ja, ja, ja, ja, ja, ja, ja, ja, ja jest kulminacją tych różnorodnych wysiłków, efektem lat spędzonych na riffowaniu, współpracy i zabawie jazzowymi krawędziami.

Kiedy na festiwal zapisano Wilkesa, ukształtowała się nowa konfiguracja muzyków sesyjnych: kwintet złożony z perkusisty Craiga Weinriba (Henry Threadgill, Amen Dunes) i gitarzysty Dylana Daya (Jenny Lewis, Jackson Browne), z którym Wilkes niedawno wydał album trio LPwraz z klawiszowcem Chrisem Fishmanem (Pat Metheny, Louis Cole) i klawiszowcem/gitarzystą Thomem Gillem (KNOWER, Joseph Shabason), którzy reprezentują, jak Wilkes nazywa, bardziej „wirtuozowską, szybką” stronę jego muzyki. Ta chimera dwóch grup zdawała się wyłaniać z eteru, nieporozumienie, którego nikt tak naprawdę nie sugerował – Wilkes uważał, że to pomysł festiwalu, a oni myśleli, że to jego – ale mimo to było przeznaczone. Powstały w ten sposób dźwięk, będący efektem jednej pięciogodzinnej próby, jest podobnie nadprzyrodzony: żałosny, perypatyczny i pełen zadziwienia, czeladniczy jazz, ciepły i nasycony jak salon z lat 70.

„Descending (Frue)”, pierwszy z siedmiu krętych utworów na płycie (inna wersja zaprezentowana na debiucie Wilkesa w 2018 r.), prezentuje zwinne, arpeggiowane riffy Fishmana na Moogu, zejście bardziej przypominające wchodzenie do dołu do rozmów niż cokolwiek niebezpiecznie stromego. Niezależnie od tego, czy chodzi o Los Angeles, czy o doświadczenie Wilkesa w komponowaniu muzyki do filmu Malcolma i Marii w przypadku Gendela płyta ma kinową jakość, która wzmacnia jej transowy chwyt. Można sobie wyobrazić krople potu na brwiach graczy podczas emocjonującej końcówki „Rain & Snow” lub kontakt wzrokowy, który mógłby pomóc Weinribowi i Wilkesowi przeprowadzić resztę grupy przez niepewną zmianę czasu. Jazz niekoniecznie jest sportem kontaktowym, ale w tym przypadku jest to zbiór naładowanych cząstek – nie da się połączyć tych dźwięków z kilku nałożonych na siebie nagrań studyjnych. Piosenki elektryzuje intymność i czas.

Zrodlo