Desperackie podróże: syryjscy uchodźcy uciekający przed izraelskim atakiem na Liban

Al-Bara, Syria – Musa Baghdadi zapłacił 6000 dolarów za przywilej zamiany jednego bombardowania na drugie. „Zapłaciłem, żeby uciec przed ostrzałem w Libanie i dotrzeć do mojej wioski, która również jest bombardowana przez armię Assada” – mówi Al Jazeerze w swoim skromnym, parterowym domu w al-Bara w zachodnim Idlib.

Mały dom nie radził sobie dobrze przez 12 lat, odkąd rodzina Baghdadich uciekła przed reżimem syryjskim i schroniła się w Libanie. Obecnie nie ma w nim okien – wszystkie trzeba wymienić – i doznał znacznych uszkodzeń w wyniku ostrzału sił reżimu al-Assada. Nie jest jednak tak źle, jak wielu sąsiadów Baghdadiego – wiele pobliskich domów zostało zniszczonych.

Baghdadi (64 l.) jest jednym z ponad ćwierć miliona Syryjczyków, o których przypuszcza się, że wróciły do ​​Syrii od czasu rozpoczęcia izraelskiego ataku na Liban w zeszłym miesiącu. Dokładna liczba została podana przez lokalne media na 253 284.

Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka (SOHR) z siedzibą w Londynie liczba syryjskich uchodźców zabitych w Libanie w wyniku trwającej i intensywnej eskalacji izraelskiej na terytorium Libanu od 21 września osiągnęła obecnie 176, w tym 33 kobiety i 46 dzieci.

Tak więc po 12 latach spędzonych w Libanie Baghdadi wrócił z żoną i czwórką wnuków w wieku od 11 do 14 lat do rodzinnej wioski al-Bara, położonej w pobliżu linii frontu sił reżimu syryjskiego. Ojciec dzieci – syn ​​Baghdadiego – zginął w 2012 r., kiedy ich dom został zbombardowany, a ich matka wyszła ponownie za mąż i pozostała w Syrii.

Musa Baghdadi i Warda Yunis z czwórką wnuków w końcu dotarli do swojego starego domu w mieście Al-Bara w Idlib [Ali Haj Suleiman/Al Jazeera]

Podróż do domu z Libanu nie była łatwa.

Baghdadi zabrał już swoją rodzinę z adoptowanego domu w al-Duwayr, wiosce w Nabatieh w południowym Libanie, kiedy 21 września izraelskie bombardowanie południowego Libanu rozpoczęło się z pełną siłą. Miasto znalazło się już pod ostrzałem armii izraelskiej w dniu 23 sierpnia podczas niemal codziennej wymiany ognia między Izraelem a Hezbollahem po drugiej stronie granicy od rozpoczęcia wojny Izraela w Gazie w październiku ubiegłego roku.

Rodzina udała się najpierw do wioski Ghazieh na południe od Sydonu, oddalonej o około 30 km. Pierwszej nocy zmuszeni byli spać na chodniku ulicy w Sydonie, ponieważ ludzie uciekający z al-Duwayr byli tak zatłoczoni, że nie mogli ruszyć dalej.

„Następnego dnia pojechaliśmy w górę w pobliżu Sydonu i wynajęliśmy dom za 350 dolarów na tydzień. Nie było tam wody ani prądu, ale i tak było to lepsze niż pozostanie na ulicy” – mówi Baghdadi.

Jego relacje pokrywają się z relacjami innych przesiedleńców w Libanie – zarówno Libańczyków, jak i Syryjczyków – którzy twierdzą, że właściciele podwyższają czynsze, aby wykorzystać swoją trudną sytuację.

Bagdadi
Musa Baghdadi i Warda Yunis spacerują z wnukami po ruinach swojego rodzinnego miasta al-Bara w Syrii [Ali Haj Suleiman/Al Jazeera]

„Amnestia”, czyli nic innego

Gdy we wrześniu izraelski atak na Liban nasilił się, Baghdadi zdecydował, że faktycznie bezpieczniej będzie wrócić do Syrii. Mimo że podróż do starej rodzinnej wioski w wiejskim Idlib, przebiegająca przez obszary kontrolowane przez reżim syryjski, wiązałaby się z niebezpieczeństwem aresztowania lub porwania przez członków syryjskich sił zbrojnych, wydawało się to lepsze niż pozostanie w Libanie.

22 września, zbiegając się z rozpoczęciem izraelskiego ataku na Liban, prezydent Syrii Bashar al-Assad wydał 24. obietnicę swojego rządu dotyczącą amnestii dla więźniów politycznych i mężczyzn w wieku poboru do wojska, którzy uniknęli przymusowej służby wojskowej. Jednak obserwatorzy twierdzą, że obietnica złożona w celu zachęcenia Syryjczyków do powrotu do domu nie jest tym, czym się wydaje.

Pisząc dla Al Jazeera, Hadi al-Bahra, przewodniczący Syryjskiej Koalicji Narodowej, powiedział: „Al-Assad wykorzystuje te dekrety, aby oszukać społeczność międzynarodową, że podejmuje wysiłki na rzecz stabilności i pojednania.

„Jednak dokładna analiza tych dekretów ujawnia, że ​​pozostawiają one agencjom bezpieczeństwa znaczne pole do manipulowania losami osób rzekomo objętych amnestią”.

Chociaż dekrety przewidują amnestię w przypadku niektórych przestępstw, zarzuty stawiane przez reżim przeciwnikom politycznym, takie jak „terroryzm” i „zdrada stanu”, pozostają wykluczone, powiedział al-Bahra. „To w praktyce oznacza, że ​​większość więźniów i działaczy politycznych pozostaje poza zakresem tych dekretów, co czyni ich nieskutecznymi w zapewnianiu bezpiecznego środowiska dla powrotu uchodźców”.

Dla Baghdadiego ryzyko dla zwykłych obywateli, takich jak on i jego rodzina, wydawało się zbyt duże, aby nie podjąć dodatkowych kroków w celu uniknięcia spotkań z siłami reżimu po dotarciu do Syrii.

„Zapewnienie bezpieczeństwa dzieciom mojego syna – mój syn został zabity w 2012 r. przez siły Assada – było wszystkim, o czym mogłem myśleć” – mówi. „Skontaktowałem się z przemytnikiem, który obiecał mi, że dotrzemy do Idlib bez przekraczania jakichkolwiek punktów kontrolnych reżimu za 6000 dolarów”.

Syryjscy uchodźcy
Cywile uciekający z Libanu chwilę po przedostaniu się na obszar kontrolowany przez opozycję syryjską po przejściu Aoun na wsi Aleppo, 9 października 2024 r. [Ali Haj Suleiman/Al Jazeera]

Jeden długi tydzień w drodze

Podróż rodziny do wioski w Syrii trwała siedem dni i podczas niej przejechali przez Damaszek, Homs i Hama, by w końcu dotrzeć ciężarówką do wsi Aleppo drogami rolniczymi wolnymi od punktów kontrolnych reżimu.

„Noce były przerażające, zwłaszcza że większość naszych działań odbywała się nocą, a ciężarówka wiozła nas po wyboistych drogach, nie włączając świateł w obawie, że zostaną wykryte przez siły reżimu” – mówi Baghdadi.

On i jego żona, 56-letnia Warda Yunis, przybyli do rodzinnego miasta tydzień po wyruszeniu „ze łzami tęsknoty i radości” – mówi.

„W chwili, gdy zobaczyłem naszą wioskę, upadłem na twarz z wdzięczności Bogu za uratowanie nas i bezpieczne sprowadzenie z powrotem” – mówi Yunis. „Byłam zszokowana zniszczeniami w moim rodzinnym mieście i zdruzgotana, gdy dotarłam do naszego domu i stwierdziłam, że jest on poważnie uszkodzony w wyniku ostrzału, który miał miejsce przez ostatnie 12 lat”.

Mówi, że Yunis bardzo chciała wrócić i to ona namawiała męża do podjęcia decyzji o wyjeździe.

„Dwanaście lat temu szukaliśmy schronienia w Libanie, aby uciec przed wojną, ale w ostatnich dniach mojego pobytu tam byłam świadkiem śmierci wielu syryjskich uchodźców w wyniku izraelskich nalotów” – wyjaśnia. „Gdybyśmy zostali w Libanie, umarlibyśmy. Tutaj także grozi nam śmierć, ale wolę umrzeć w mojej wiosce” – mówi teraz Yunis.

Bagdadi
Musa Baghdadi w swoim skromnym, parterowym domu w al-Bara. Po 12 latach spędzonych w Libanie dom nie ma okien i jest poważnie uszkodzony w wyniku ostrzału sił syryjskich – ale nadal stoi [Ali Haj Suleiman/Al Jazeera]

Opłaty przemytnicze i płatności do przekroczenia

Według Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM) między 21 września a 3 października drogą lądową przedostało się do Syrii z Libanu około 235 000 osób.

W piątkowym oświadczeniu Matthew Luciano, szef biura IOM w Libanie, powiedział, że to masowe wysiedlenie objęło około 82 000 Libańczyków i 152 000 Syryjczyków, którzy opuścili kraj drogą, a także około 50 000 innych osób, głównie Libańczyków, którzy wyjechali z Lotnisko w Bejrucie. W tym samym okresie około 10 000 Syryjczyków opuściło lotnisko w Bejrucie, a kolejnych 1000 uciekło drogą morską.

Syryjczycy nie mieli łatwego życia w Libanie, jeszcze zanim wojna w Gazie wywołała regularne wymiany ognia między Izraelem a Hezbollahem w październiku ubiegłego roku.

„Przed wojną w Libanie czuliśmy się niekomfortowo, zwłaszcza po atakach na syryjskich uchodźców i wezwaniach do ich deportacji” – mówi Mariam al-Qassem, lat 60, matka czwórki dzieci, która od 12 lat mieszka w Sydonie w południowym Libanie lata. Rozmawia z Al Jazeerą ze swojego domu w Ihsim, także na wsi Idlib, po podróży z Libanu, gdzie delikatnie podlewa rośliny, które umieściła na zewnętrznej ścianie swojego domu – to początek ponownego tworzenia tego domu.

„Wraz z wybuchem wojny nie mieliśmy innego wyjścia, jak tylko wrócić i stawić czoła wszelkim zagrożeniom, jakie mogliśmy napotkać” – dodaje.

Al Qassem
Mariam al-Qassem podlewa rośliny w swoim domu w Ihsim w stanie Idlib [Ali Haj Suleiman/Al Jazeera]

W miarę nasilania się izraelskich strajków w południowym Libanie w ciągu ostatnich kilku tygodni al-Kassem i jej rodzina uciekli do wioski Sebline na północ od Sydonu, gdzie spędzili cztery dni w schronisku UNRWA, po czym skontaktowali się z przemytnikiem, aby zabezpieczyć drogę powrotną do swojego kraju. miasto Ihsim na wsi Idlib.

„Kiedy mój mąż skontaktował się z przemytnikiem, zgodziliśmy się, że zapłacimy mu pieniądze w zamian za ominięcie po drodze punktów kontrolnych armii reżimu” – wyjaśnia al-Qassem.

Jednak pomimo tych zapewnień „kiedy nasza podróż się rozpoczęła, byliśmy zaskoczeni, że przemytnik zabrał nas na przejście graniczne Masnaa kontrolowane przez siły Assada” – mówi al-Qassem. W tym momencie przemytnik zniknął, pozostawiając małżeństwo i ich dzieci samym sobie.

Bała się, że jej mąż zostanie aresztowany i martwiła się o jej syna Ahmeda (20 l.), który w Syrii jest uważany za cel poboru do wojska. „Wolałabym umrzeć w Libanie, niż przejść przez punkty kontrolne reżimu syryjskiego” – mówi.

„Mój mąż i syn weszli do pomieszczenia dla syryjskiej ochrony na przejściu i pozostali tam przez około dwie godziny, podczas gdy ja czekałem na zewnątrz z córką. Moje oczy nie przestały płakać ze strachu o nich” – mówi al-Qassem.

„Niefortunne jest to, że Libańczykom pozwolono wjechać do Syrii bez żadnych przeszkód, podczas gdy Syryjczyków wymuszono, aby pozwolono im na przekroczenie granicy” – dodaje.

Kiedy mąż al-Kassem, Omar Mohammed Saleh Fadiel, i ich syn Mustafa w końcu wyszli z syryjskiego pokoju ochrony po zapłaceniu im – według Fadiela – 200 000 funtów syryjskich (15 dolarów) na osobę – poproszono ich o skontaktowanie się z biurem rekrutacyjnym w Damaszku, gdzie ich syn w ciągu 15 dni miał wstąpić do wojska.

Al-Kassem
Mariam al-Qassem z mężem Omarem Mohammedem Salehem Fadielem i synem Mustafą – w końcu dotarli do swojego starego domu w Ihsim w Syrii [Ali Haj Suleiman/Al Jazeera]

Pomiędzy tym miejscem a wioską rodzina musiałaby przechodzić przez tę samą procedurę jeszcze 10 razy.

„Na każdym punkcie kontrolnym armii Assada, na który natrafiliśmy; poproszono nas o zapłatę pieniędzy za wpuszczenie” – wyjaśnia Fadiel.

Mówi, że jednym z najtrudniejszych punktów kontrolnych, jakie napotkali, była bariera obsługiwana przez 4. Dywizję Armii Syryjskiej w pobliżu miasta Manbidż na wsi Aleppo, gdzie autobus wiozący ich stał na punkcie kontrolnym przez całą noc, podczas gdy czekali na pozwolenie na przeprawę.

„Przez całą noc od czasu do czasu podchodzili do nas członkowie Czwartej Dywizji, przeszukiwali nas, grozili i żądali pieniędzy, abyśmy mogli przejść” – mówi Fadiel. „Tylko na tym punkcie kontrolnym zapłaciłem prawie 4 miliony funtów syryjskich [$270].” Tym, którzy nie są w stanie uiścić tych „opłat”, grozi aresztowanie.

Fadiela
Omar Mohammed Saleh Fadiel w swoim starym domu w Ihsim w Idlib [Ali Haj Suleiman/Al Jazeera]

Powrót

Po uzyskaniu pozwolenia na przejście przez punkt kontrolny 4. Dywizji, rodzina kontynuowała podróż, aż dzień później dotarła do przejścia humanitarnego pomiędzy obszarami kontrolowanymi przez Syryjską Armię Narodową a obszarami kontrolowanymi przez Syryjskie Siły Demokratyczne, koalicję pod przywództwem Kurdów. etniczne bojówki i grupy rebeliantów.

„Dotarcie do przejścia humanitarnego oznaczało, że pokonaliśmy grożące nam niebezpieczeństwo” – mówi Fadiel.

„Kiedy pozwolono nam wjechać na tereny kontrolowane przez opozycję syryjską we wschodnim Aleppo, natychmiast udaliśmy się do naszego miasta Ihsim na wsi Idlib” – mówi.

Według Syryjskiej Obrony Cywilnej, znanej również jako Białe Hełmy, około 1700 cywilów uciekających przed toczącą się wojną w Libanie przybyło obecnie na obszary północno-zachodniej Syrii kontrolowane przez syryjską opozycję.

Fadiel i jego żona odczuwają ogromną ulgę, że w końcu wrócili do domu. „Gdyby między Libanem a naszym obszarem istniały granice, dawno bym wrócił, ale strach przed nieznanym losem, który czeka mnie na terenach kontrolowanych przez reżim Assada, powstrzymuje mnie przed powrotem” – mówi. Teraz, gdy w końcu tego dokonał, najgłębszym życzeniem Fadiela jest udział w odbudowie swojej wioski, gdy ustanie ostrzał sił al-Assada.

Mówi, że ma nadzieję, że już nigdy nie będzie musiał wyjeżdżać.

Mariam Al-Qassem i Omar Mohammed Saleh Fadiel z wnukami
Mariam Al-Qassem i Omar Mohammed Saleh Fadiel w swoim starym domu w Ihsim w Idlib [Ali Haj Suleiman/Al Jazeera]

Zrodlo