Kiedy się obudzisz

Co by się stało, gdybyśmy przez cały dzień skupiali się na powtarzaniu jednego rytmu: tykania zegara, nieustannej czkawki czy dwukroku? puk puk bicia serca? Kiedy się obudziszdebiutancki album duńskiej chilijskiej artystki Moliny, daje pewien pomysł. Napisany głównie w czasie, gdy Molina była w ciąży – stan życia definiowany przez sam czas trwania – album jest ćwiczeniem intensywnej teraźniejszości, która budzi podziw i wyczerpanie ucieleśnionej egzystencji.

Molina przedstawia na nim ciało jako instrument muzyczny. Gra na gitarze w tempie oddechu. Śpiewa lekko lub brzęcząco, jakby macała własne gardło. Kiedy uderza w perkusję – czy to w akustyczny zestaw perkusyjny, czy w sampler – celuje w kości. Molina zatytułowała swoją pierwszą EPkę Ciałołacińskie słowo oznaczające „ciało”, a jej twórczość opiera się na klasycznej idei, że rytm muzyczny wywodzi się z naszych ciał. Centralny układ nerwowy przekształca powtarzanie w rytm. Wibracje modulują nastrój. Puls staje się rytmem. Molina balansuje na granicy punktu konwersji pomiędzy tym, co biologiczne, a tym, co muzyczne.

Molina należy do kręgu muzyków z Kopenhagi, w tym ML Bucha, Eriki de Casier, Astrid Sonne i Clarissy Connelly, którzy studiowali w cenionym duńskim Rhythmic Music Conservatory – szkole, która zachęca do indywidualistycznych eksperymentów i, co ważniejsze, nie pobiera opłat o przyjęcie. Wśród absolwentów gruba, niemal galaretowata muzyka Moliny jest najbardziej porównywalna z muzyką Bucha, z którym koncertowała. Obaj artyści wykazują niemal akademickie zainteresowanie skrzyżowaniami ciał i maszyn, książkowość zamaskowana rozpraszająco dobrymi popowymi melodiami. Molina ma bardziej chirurgiczne podejście: niczym pielęgniarka na nocnej zmianie, jej muzyka zawsze szuka pulsu.

Zaczyna Molina Kiedy się obudzisztak jak Buch rozpoczął w zeszłym roku Odkoszw stanie błogiej izolacji: Na „Navel” nie ma się czym zająć, jest tylko przyjemność odłączenia się. Gitary dzwonią jak maleńkie dzwoneczki Timbale. Głos Moliny idzie w parze z dźwiękiem, kamień unoszący się na każdej fali. „Kiedy jestem sama / Na piersi orła” – śpiewa, jakby unosiła się lub leciała, podczas gdy jej muzyka komplikuje jej marzycielską wolność. Gra w niejednoznacznej skali, nadając piosence nieokreślony nastrój, którego żaden dwóch słuchaczy nie zinterpretuje w ten sam sposób.

Zrodlo