Po tygodniach magicznych chwil Mets mają swój pierwszy posezonowy niewypał

LOS ANGELES — Delikatna plama, która spadła w lewą środkową przerwę w polu karnym, stanowiła najlepszą szansę Metsów.

Pięć z ostatnich sześciu zwycięstw Nowego Jorku miało charakter powrotu, napędzając i tak już niezapomnianą passę. Za każdym razem, gdy wydawało się, że ich sezon dobiegł końca, potrafili się podnieść. A dwa trafienia na początek piątej rundy, mimo sześciorunowego deficytu, uwiarygodniły myśl, że nadchodzi kolejny cudowny moment.

Ten hit należał do José Iglesiasa. I był idealnie przygotowany, aby Jesse Winker, który własnym uderzeniem poprowadził tę rundę, do trzeciej bazy. Ale Winker w niewytłumaczalny sposób zatrzymał się na ziemi niczyjej. Łatwa zdobycz do wyrzucenia.

Dwa rzuty później inning dobiegł końca. Ich szansa przepadła. Porażka 9:0 w pierwszym meczu zakończyła się kilka godzin później.

„To długa seria i jeden mecz, a my będziemy nadal iść do przodu” – powiedział Winker. „Oczywiście podstawowa gra w bieganiu w pewnym sensie osłabia potencjalny rajd. Myślę, że to właśnie boli najbardziej.”

Ostatnie dwa tygodnie upłynęły pod znakiem odporności. To banał o tej porze roku, ale bieg Metsów przerósł nawet najbardziej cyniczne spojrzenia.


Jesse Winker zostaje wyrzucony z boiska przez Maxa Muncy’ego na trzeciej bazie w pierwszym meczu NLCS. (Kiyoshi Mio / obrazy Imagn)

Niezależnie od tego, czy były to dwie rundy u siebie Francisco Lindora w dziewiątej rundzie, które zapewniły zwycięstwo po sezonie w ostatnim dniu sezonu. Albo trzypunktowy strzał Pete’a Alonso w ostatniej klatce decydującego meczu w Milwaukee. Albo finałowy turniej NLDS w wykonaniu Lindora – ten zespół znalazł sposób.

Odnajdywali życie w grach, w których byli martwi, raz za razem. Ale to? To był pierwszy prawdziwy niewypał Metsów od bardzo długiego czasu. I ten apatyczny wysiłek sprawił, że Mets przegrywali grę w serii do trzech zwycięstw.

„Chłopaki byli gotowi” – ​​powiedział Lindor, zatrzymujący się na trasie Mets. – Najważniejsze jest to, że nie zagraliśmy lepiej niż oni. Grali lepiej od nas.”

Tego wieczoru Nowy Jork wywalczył zaledwie trzech zawodników w grze pojedynczej i sześciu zawodników bazowych, z których żaden nie zdobył bramki. Do tej pory przyczynili się do dziewięciu z rekordowych 33 kolejnych bezbramkowych klatek w lidze MLB rozegranych przez Dodgersów. Wiele z nich zostało rzuconych przez Jacka Flaherty’ego, który zamknął Mets na siedem dominujących rund.

Były momenty, kiedy wydawało się, że Nowy Jork może się przebić. Wspomniany szczyt piątki był jednym. Lindor i Alonso przeszli rundę wcześniej, a Starling Marte wykonała 350-metrowy lot na tor ostrzegawczy po prawej stronie. Po prostu zabrakło dystansu.

Mets i ich kibice przyzwyczaili się już do piłek przelatujących nad murem. Przyzwyczaili się już do co najmniej jednego takiego trafienia w ciągu wieczoru. W tej grze to nigdy nie nastąpiło.

„Energia wciąż tu jest” – powiedziała Marte, powtarzając opinię, którą podzielili jego koledzy z drużyny po porażce, a która nie miała zamiaru zniszczyć wytworzonej przez nich dobrej woli.

Dobra wiadomość dla Metsów jest taka, że ​​w niedzielny wieczór cud był znacznie mniej naglący. W NLCS stawka jest wysoka. W grę wchodzi World Series, a Metsom brakuje ośmiu zwycięstw do zdobycia pierwszego tytułu mistrzowskiego od 38 lat.

Jednak po raz pierwszy od tygodni Mets mają szansę na porażkę. Ostatniego dnia w Atlancie potrzebowali zwycięstwa. Następnie musieli wygrać dwa z trzech meczów przeciwko drużynie Brewers, która odniosła 93 zwycięstwa, na wyjeździe, aby przedłużyć sezon. Następnie rozegrali serię do pięciu zwycięstw przeciwko drużynie z Phillies, która była klasą NL East.

Porażka z Dodgersami stawia Metsów w trudnej sytuacji, ale seria siedmiu gier pozwala na niewypał. Być może taki wybuch ułatwia spłukanie. Po prostu nic nie mogli zrobić przeciwko Flaherty’emu, który przez cały wieczór nie pozwolił na uderzenie piłki z prędkością większą niż 171,7 mil na godzinę.

„Próbował nas zmusić do pościgu, co zrobiliśmy po raz pierwszy w ramach zamówienia” – powiedział menadżer Mets Carlos Mendoza. „Wtedy był już włączony. Lokalizował swoje stanowiska i wykonał dobrą robotę.

Ostatni raz Nowy Jork zmierzył się z Dodgersami w maju i zostali zmiażdżeni. To był mecz, w którym ówczesny pomocnik Jorge López rzucił rękawicę w trybuny po dotkliwej porażce, która sprawiła, że ​​Mets w 11 meczach osiągnęli najgorszy wynik w sezonie poniżej 0,500.

Niedługo potem Grimace rzucił pierwszy narzut, zadebiutowało „OMG” Iglesiasa i tak naprawdę rozpoczęła się niesamowita passa tej drużyny.


Zatrzymujący się Mets Francisco Lindor eliminuje Shohei Ohtaniego, próbując ukraść drugą bazę w drugiej rundzie. (Jayne Kamin-Oncea / Imagn Images)

To nie jest ten sam zespół, który mierzył się z Dodgersami wiele miesięcy temu. To był klub, który zwiędł – o czym świadczy siedem runów, na które pozwolili w dwóch ostatnich klatkach tej porażki. To jest grupa, która tego nie robi.

To, co Mets pokazali w niedzielny wieczór w Los Angeles, znacznie bardziej przypominało starą wersję znacznie lepszego zespołu. Nie jest to klub zbudowany na świetnym rzucaniu, uderzaniu w odpowiednim momencie i mnóstwie niezatartych fragmentów przypominających dynię w fazie play-off.

Metsowie mają zwyczaj wracać, gdy wydawało się, że nie mogą. W sezonie, w serii i w grze. I po katastrofalnym otwarciu właśnie to będą musieli zrobić ponownie.

(Górne zdjęcie początkowego miotacza Mets Kodai Sengi: Jayne Kamin-Oncea / Imagn Images)

Zrodlo