„BRAK TYTUŁU NA 13 LUTEGO 2024 28 340 MARTWYCH”

Od czasu powstania w Montrealu 30 lat temu Godspeed You! Black Emperor wydają się ponadczasowe, a ich imponująca estetyka muzyczna i sposób działania typu „zrób to sam” są całkowicie niezależne od zmian w technologii i przemyśle muzycznym. Jeśli nie czytasz uważnie ich komunikatów, na poziomie formalnym niewiele można odróżnić rekord Godspeed z 1999 r. od rekordu z 2021 r. Ale tytuł ósmego albumu Godspeed sam się datuje – i o to właśnie chodzi. W miarę postępów ćwiczeń tekstowych, „BRAK TYTUŁU NA 13 LUTEGO 2024 28 340 MARTWYCH” jest jak Strefa Zainteresowań skondensowane do formatu grzbietu albumu, kontrastujące przyziemne formalności związane z nazywaniem płyty z okropnościami, które miały miejsce w Gazie w momencie jej powstania, jednocześnie zmuszając nas do rozważenia gdzie ta liczba stoi dzisiaj. Okładka niesie ze sobą podobnie defetystyczną atmosferę – zamiast pomysłowo zamazanych fotografii lub sugestywnych ilustracji z przeszłości, otrzymujemy surowy obraz sprzętu, mebli i brudnych sztućców porozrzucanych w hermetycznej przestrzeni jamowej, jakby zespół był zbyt odrętwiały, aby wymyślcie jakieś inne pomysły.

Ale choć dyskusje na temat muzyki Godspeed często toczą się wokół ich zdumiewającej, cichej i katastrofalnej wspinaczki, prawdziwa siła zespołu leży w ich emocjonalnym dynamice i sposobie, w jaki ton ich twórczości może tak łatwo zmienić się z tragicznego w triumfalny. Od samego początku Godspeed występowali z wyświetlanymi za nimi filmami Super-8 i w pewnym momencie każdego występu migoczące obrazy krajobrazów miejskich ustępują prostemu, odręcznemu przekazowi:MIEĆ NADZIEJĘ”-wygląda na to, że został nabazgrany przez kogoś, kto próbował zachować zdrowie psychiczne nawet podczas długiego wyroku więzienia. Jednak na swoich najnowszych albumach Godspeed potraktował „HOPE” bardziej jak sygnał nietoperza: w miarę jak spirala zagłady świata nabierała tempa, Godspeed zareagował najbardziej podniecony muzyka w ich kanonie. I choć tytuł „BRAK TYTUŁU NA 13 LUTEGO 2024 28 340 MARTWYCH” zapewnia niewymownie ponure przypomnienie kontekstu, który go zrodził, a muzyka brzmi bardziej wyzywająco radośnie niż kiedykolwiek.

„BEZ TYTUŁU” nie jest pozbawiony żałobnych, medytacyjnych fragmentów (czy śródmiąższowy utwór zatytułowany „Broken Spiers at Dead Kapital” mógłby być czymś innym?), ale album częściej zapewnia przystępne i dogodne ścieżki do chwil wspólnej ekstazy. To płyta, która raczej wita, niż zmusza do pracy: dzięki odważnemu gitarowemu intro, słodko nabrzmiewającym smyczkom i delikatnie jazzowej perkusji unoszącej się niczym chłodny wietrzyk, otwierający „Sun Is a Hole, Sun Is Vapors” nie ma sobie równych. zainteresowanie wspinaniem się na te same wyżyny, co najbardziej wulkaniczne eposy Godspeed; raczej zaprasza Cię do delektowania się doświadczeniem tak prostym i głębokim jak wschód słońca. Podobnie bliższa książka „Grey Rubble – Green Shoots” to kolejna względna rzadkość w kanonie Godspeed, mieszcząca schemat powolnej wspinaczki/crescendo/zjazdu 20-minutowej suity w stosunkowo zwięzłej formie 6:57. Według standardów Godspeed całość przypomina popowy singiel (tym bardziej, gdy zdamy sobie sprawę, że jej centralna, okrągła melodia brzmi trochę jak „Copsticks”).

Zrodlo