Wyjdź ze mną

„Stary sposób” zadziałał. Wyjdź ze mną jest delikatny i słabo oświetlony, stanowi koktajl melodyjnej bluesowej ballady w średnim tempie i country soul, który wznosi się z lekką, nieważką determinacją mewy. Za każdym pewnym coverem, jak hip-swingująca wersja „Cold Cold Heart” Hanka Williamsa w wykonaniu Jonesa czy jej wieczorna, zafascynowana wersja „The Nearness of You” Hoagy’ego Charmichaela, lekko pcha ją w inny, nieoczekiwany kierunek . „Feelin’ the Same Way” płynie w rytm radosnego bluegrassowego chodu, a za nią wkrada się akordeon w marzycielskim „Painter Song”. „Lonestar”, najbardziej jawna teksańska piosenka na płycie, dodaje zupę gitary slide, która porusza się wokół jej świetlistego, wielościeżkowego głosu jak towarzysz tańca. Później, we wspaniałym „The Long Day Is Over”, puszysty, miękki, szczotkowany werbel, fortepian i nisko zawieszona gitara, na których gra świetny przewodnik Billa Frisella, z zygzakowatym wokalem Jonesa. Jej głos wiruje w melodie przypominające labirynt, przechodząc od niskiego szeptu do gardłowego wołania. A „Don’t Know Why”, najpopularniejsza piosenka Jones, oddaje impulsywność, której szukała; wersja zawarta na albumie wykorzystuje jej pierwsze podejście wokalne. Wygina się i porusza z uspokajającą wyrazistością, jak wyjątkowo piękny wschód słońca prześwitujący przez drzewa.

Wyjdź ze mną słuchanie nie jest łatwe. Tekst utworu „I’ve Got to See You Again” napisanego przez Harrisa sugeruje niezdrowe przywiązanie do tancerki erotycznej: „Zmarszczki na twojej twarzy nie przeszkadzają mi/ Siedzę na krześle, kiedy na mnie tańczysz” – Jones mruczy nad mieszanką spokojnego fortepianu i dźwięcznych, niepokojących skrzypiec w stylu Fiony Apple. „Prawie mógłbym tam pojechać / Tylko po to, żeby cię zobaczyć”. W utworze tytułowym posunęła się bardziej ku zmysłowości i po „10 lub 15 minutach” wystartowała na gitarze akustycznej, po którą wysłała ją z domu w Teksasie. Początkowe wersety brzmią tak, jakby szeptała do ciebie spod pościeli: „Chodź ze mną nocą/Chodź ze mną, a napiszę ci piosenkę” – proponuje. Dzięki delikatnie wznoszącemu się refrenowi utwór ten pozostaje jedną z najlepszych wizytówek ziemskiego luksusu głosu Jonesa.

Po wydaniu albumu w lutym 2002 roku Blue Note wszedł na rynek Wyjdź ze mną z napływem prasy. Wysłali tysiące egzemplarzy do sprzedaży w kawiarniach, spa i winnicach, skierowanych bezpośrednio do publiczności powyżej 21 roku życia. „Czas, Newsweekżeby odtwarzać ją w Starbucks – ludzie powinni usłyszeć o płycie” – zauważył wówczas Zach Hochkeppel, dyrektor ds. marketingu Blue Note. „Być może nie kupują wielu albumów, ale kiedy to robią, stają się niezwykle oddaną rzeszą fanów…. To była turbo poczta pantoflowa. Recenzje były pozytywne, a kilku krytyków porównało je do Diany Krall i Rickiego Lee Jonesa, artystów, którzy w podobny sposób balansowali inspiracje jazzowe z soulem, Americaną i popem. Album zadebiutował na 139. miejscu, ale dopiero stamtąd piął się w górę: muzyka Jonesa dobrze wypadła w małomiasteczkowym radiu, pojawiała się w stacjach jazzowych i uniwersyteckich oraz w NPR. Nieco pomogło to, że pojawiła się w ślad za kolejnym cudownym pianistą, Alicią Keys, której debiut zaledwie rok wcześniej przyniósł wiele milionów egzemplarzy (i która wręczyła Jonesowi trofeum dla najlepszego nowego artysty na rozdaniu nagród Grammy). Jednak dymne, miękkie rockowe podejście Jonesa stopniowo, niemal w niekontrolowany sposób zawładnęło słuchaczami. W sierpniu album pokrył się platyną.

Zrodlo