Aley, Liban W zeszłym tygodniu o godzinie 11:00 w Aley ruch był niezwykle duży, ponieważ ludzie z całego południowego i wschodniego Libanu nadal przybywali, aby uciec przed intensywnymi atakami powietrznymi Izraela, które trwały od poniedziałku.
Sklepy w centralnej części miasta były otwarte normalnie, ale niczego innego nie można było określić jako „normalne”. Biorąc pod uwagę dużą liczbę osób jadących w kierunku Aley w poszukiwaniu schronienia, dotarcie do pobliskiej wioski w normalnych warunkach zajęłoby teraz 10 minut, teraz zaś zajmowało nawet 40 minut.
Furgonetki pełne ludzi i samochody wypchane wszelkiego rodzaju rzeczami osobistymi, czasem przywiązanymi do dachów, zatykały wąskie uliczki miasta na górze Liban, położonej 20 km pod górę od Bejrutu i zamieszkanej zwykle przez około 100 000 ludzi.
W poniedziałek 23 września Liban obudził się po co najmniej 80 000 wiadomości i telefonów od izraelskiego wojska wzywających mieszkańców południowego i wschodniego Libanu do natychmiastowej ewakuacji miejsc, w których, jak twierdził Hezbollah, przechowuje broń.
W siedzibie Postępowej Partii Socjalistycznej (PSP) w Aley dzień przygotowań był już w pełnym toku. Założona w 1949 r. partia Druzowie, powiązana z historyczną rodziną ziemiańską Jumblatt, jest główną siłą polityczną na tym obszarze. Po zabójstwie założyciela partii Kamala Jumblatta w pierwszych latach wojny domowej w Libanie, która trwała od 1975 do 1990 r., przywództwo objął jego syn Walid Jumblatt, stając się wpływową postacią w libańskiej polityce.
„Do dystryktu Aley przybyło około 13 000 uchodźców” – powiedział Al Jazeerze Reabal Abou Zeki, urzędnik PSP w Aley. Od razu pojawia się pytanie – gdzie je umieścić – w małej dzielnicy, w której mieszka zwykle około 250 000 ludzi, łącznie z tymi w głównym mieście.
Do tej pory co najmniej 1300 osób umieszczono w schroniskach utworzonych w pięciu szkołach w mieście Aley, a 2500 ma wynajęte mieszkania. Reszta (około 9200 osób) znajduje się w szerszej dzielnicy Aley i jest podobnie podzielona między ukrywaniem się w szkołach i płaceniem za prywatne wynajmowane mieszkanie, jeśli uda im się je znaleźć.
Wraz z organizacjami lokalnymi i młodzieżowymi PSP w dużej mierze podjęła się zadania koordynowania reakcji, czego oczekiwała od jakiegoś czasu. „Przez ostatni miesiąc przygotowywaliśmy się na scenariusz masowych wysiedleń” – powiedział Abou Zeki.
Rząd libański, który wciąż boryka się z wyniszczającym kryzysem gospodarczym, który nęka kraj od 2019 r., nie jest w stanie poradzić sobie z kryzysem. Dlatego partie polityczne, lokalne organizacje pozarządowe i organizacje młodzieżowe wkroczyły, aby uporać się z masowymi wysiedleniami na miejscu.
Wiele z tych wysiłków koncentruje się na szkołach, które są wykorzystywane w całym kraju do udzielania schronienia osobom przesiedlonym w wyniku izraelskiego bombardowania, w którym tylko pierwszego dnia zginęło prawie 600 osób.
„Pracowaliśmy jak ul”
W poniedziałek, kiedy zaczęło się bombardowanie, szkoły nadal były oficjalnie zamknięte przed rozpoczęciem nowego roku akademickiego pod koniec miesiąca. Otwarte miały być jedynie biura administracyjne, gdyż pracownicy zajmowali się spóźnianiem do szkół i przygotowywaniem szkół do rozpoczęcia semestru.
Hanan al-Lama, dyrektor szkoły publicznej Khalid Jumblatt w Aley, której nazwa pochodzi od rodziny Jumblatt, powiedział, że pracownicy szkoły zebrali się, aby pracować od godziny 11:00 w poniedziałek do późnej nocy, aby przygotować szkołę na przyjęcie przybywających osób z południa. „Pracowali jak ul, upewniając się, że nikt nie będzie spał bez materaca” – powiedział al-Lama.
„Pierwsi ludzie zaczęli przybywać o 2 w nocy. Przygotowywaliśmy się psychicznie na przyjęcie fali przyjazdów, ale nie spodziewaliśmy się, że nastąpi to w ciągu kilku godzin”.
W Aley ochotnicy w kamizelkach imprezowych PSP stacjonowali na drodze przy każdym wjeździe do miasta. Kierowali samochody przyjeżdżające z najbardziej dotkniętych obszarów kraju do pięciu szkół, zapełniając je jedna po drugiej.
W czwartek przy wejściu do dwupiętrowej szkoły publicznej im. Khalida Jumblatta dzieci bawiły się na zalanym słońcem boisku do koszykówki, a z okien szkoły wisiało pranie, aby wyschło. W klasach biurka przesunięto na bok, aby zrobić miejsce na materace i rzeczy wysiedlonych rodzin.
Szkoła jest przyzwyczajona do radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych. W normalny dzień faktycznie prowadzi dwa pełne dni szkolne – w sesji porannej przyjmuje 600 uczniów z Libanu i po południu 720 uchodźców z Syrii. „Byliśmy podekscytowani możliwością rozpoczęcia nowego roku akademickiego z naszymi studentami” – powiedział al-Lama. Teraz, zauważyła ze smutkiem, nikt nie wie, kiedy to nastąpi.
Nie ma czasu na godny pochówek
Szkoła zapewnia schronienie 260 osobom z południowych dzielnic Libanu – zwykle nie dalej niż dwie godziny jazdy samochodem. Jednak dla większości podróż trwała znacznie dłużej.
„Przeprowadziliśmy się natychmiast po rozpoczęciu nalotów i spędziliśmy 12 godzin w drodze” – powiedział Al Jazeerze 32-letni mężczyzna z Tyru, 90 km na południe od Aley, który odmówił podania swojego nazwiska, aby chronić swoją prywatność.
Zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań w zatłoczonym korytarzu o zielonych ścianach na drugim piętrze, dzieląc klasę z co najmniej 10 innymi osobami. Dodał, że sytuacja w kraju jest rozpaczliwa. „W poniedziałek mój brat zginął śmiercią męczeńską, a w tej chwili mój wujek. Nie możemy nawet pójść i zapewnić im należnego pochówku.
Przesiedleńcy twierdzą, że sytuacja przywołała wspomnienia wojny z 2006 roku, w której w ciągu 34 dni zginęło około 1200 osób, głównie cywilów. „Ale to jest trudniejsze niż konflikt z 2006 r., ponieważ trwa już od roku” – 65-letnia kobieta z miejscowości Seddiqine na południu, około 20 km od granicy z Izraelem i 100 km od Aley, która również nie chciał ujawnić swojego nazwiska – powiedział Al Jazeera.
W dużych okularach przeciwsłonecznych siedziała na dywanie w klasie podzielonej na dwie części prowizoryczną zasłoną. Stojący obok niej jej 60-letni brat – rolnik z tej samej wsi – powiedział, że w pierwszej chwili z powodu szoku biegł w stronę bombardowania, a nie przed nim.
„W drodze [leaving the south]uderzenie uderzyło w pobocze drogi, a dzieci zaczęły krzyczeć. Nie mają pojęcia, czym jest wojna” – stwierdził. Wezwał kraje europejskie o pomoc: „Jeśli są cywilizowane i dbają o środowisko i prawa zwierząt, to spójrzcie tylko na nas i przestańcie z tym”.
Gdy mówił, wokół zebrali się inni członkowie rodziny, w tym dwójka dzieci, a w tle mężczyzna rozpoczął popołudniową modlitwę.
Młody członek tej samej rodziny powiedział, że jego samochód zepsuł się w Sydonie, w połowie drogi między Seddiqine i Aley. Musieli porzucić go na poboczu drogi i złapać stopa w samochodach innych osób.
Życie „wywróciło się do góry nogami”
Dalej na południe, około 95 km od Aley i blisko granicy z Izraelem, miasto Hasbaya, w którym żyje większość druzów, masowo przyjmuje wysiedleńców.
Hasbaya była otoczona ciągłymi bombardowaniami, ale jak dotąd nie została bezpośrednio dotknięta niemal codzienną wymianą ognia między Hezbollahem a Izraelem od 8 października ubiegłego roku.
„Nie spodziewaliśmy się gościć ludzi, ponieważ sami nie jesteśmy bezpieczni” – powiedziała Al Jazeerze przez telefon Rania Abu Ghaida, 48-letnia dyrektor Publicznej Szkoły Średniej Hasbaya.
Kiedy mówiła, przerwał jej głośny hałas. Po kilku sekundach ciszy, powiedziała, „wybuch dźwiękowy” – odnosząc się do dźwięku wydawanego przez izraelskie myśliwce przelatujące nisko nad krajem – po czym wznowiła od miejsca, w którym przerwała. „[When the escalation started] sytuacja była napięta i wywróciła się do góry nogami w ciągu kilku godzin”.
Gmina Hasbaya organizuje swoje działania nadzwyczajne przy pomocy lokalnych i międzynarodowych organizacji pozarządowych oraz Światowego Programu Żywnościowego, który 29 września ogłosił akcję nadzwyczajną mającą na celu zapewnienie pomocy żywnościowej nawet milionowi osób dotkniętych eskalacją.
W poniedziałkowy wieczór do Hasbaya zaczęli przybywać ludzie z innych obszarów południowego Libanu. „Jednak szkoła nie była gotowa na ich przyjęcie i niektórzy musieli spędzić noc w samochodach aż do następnego ranka” – powiedział Abu Ghaida. Z pomocą władz samorządowych pracownicy szkoły przystąpili do sprzątania klas, przenoszenia biurek i krzeseł oraz gromadzenia podstawowych artykułów, takich jak koce, woda i żywność do rozdania.
W szkole, gdzie na zajęcia uczęszcza zazwyczaj około 200 uczniów, znalazło schronienie około 50 osób. „Ludzie tutaj są fizycznie bezpieczni, ale nie czują się komfortowo, ponieważ żyją w ciągłej niepewności” – powiedział Abu Ghaida. „Kiedy pomagałem jednej rodzinie, otrzymali telefon z informacją, że ich domu nie ma”.
Brak wody do mycia
W całym kraju szkoły zapewniają ludziom dachy nad głowami, ale nie są wyposażone w odpowiednie schronienia. „W szkołach nie ma pryszniców, a liczba toalet jest ograniczona” – powiedział Al Jazeerze wolontariusz ze szkoły Khalid Jumblatt.
„Wody do celów higienicznych jest mało” – powiedział Al Jazeera w szkole egipski piekarz Mohamad Jaber Sharif, który mieszka w Tyrze od 1990 roku. Kiedy mówił, ludzie zebrali się wokół, ale nie chcieli zbyt wiele rozmawiać. Większość nadal miała na sobie te same ubrania, w jakich przyszli.
„Każda z pięciu szkół zamienionych w schroniska w Aley potrzebuje około czterech ciężarówek z wodą dziennie” do mycia, powiedział Abou Zeki, co potwierdził al-Lama.
Reina al-Indari, lat 23, wolontariuszka, opisała sytuację w szkole średniej Maroun Abboud, niecałe 10 minut jazdy od szkoły Khalid Jumblatt w Aley, jako „bardzo przygnębiającą”. Przy wejściu duża grupa osób niosących koce, ubrania i materace była wpuszczana przez młodych wolontariuszy ubranych przy bramie w kamizelkę PSP.
Trzypiętrowa szkoła o szarych ścianach ma pośrodku duży dziedziniec. Tam, gdzie kiedyś znajdowała się stołówka dla studentów, piętrzyły się podarowane ubrania.
„To była moja szkoła przez trzy lata, a teraz jest schronieniem dla 330 osób” – powiedział Al Jazeerze al-Indari, student studiów magisterskich na kierunku synteza jądrowa na Uniwersytecie Amerykańskim w Bejrucie.
Wszyscy przebywający w szkole zostali w dniu przyjazdu zarejestrowani przez wolontariuszy, co zaowocowało stworzeniem dużej bazy danych.
Podczas gdy dzieci bawiły się za nią, wskazywała podstawowe potrzeby: „Pomoc medyczna i psychologiczna, leki, ale także materace do spania, środki czystości i wszelkiego rodzaju artykuły higieniczne. W tej chwili staramy się również zaplanować zajęcia rozrywkowe dla dzieci.”
Kiedy izraelskie bomby spadają na cały kraj, ataki na obszary, które nigdy wcześniej nie zostały dotknięte, oznaczają dalszą eskalację w stronę wojny totalnej.
„Nie ma harmonogramu kryzysu. Przed nami ważniejszy: potrzebujemy pieców i gazu” – powiedział urzędnik PSP w Aley, Abou Zeki.