Egowure Anyanwu-Okahia: Teściowa inna niż wszystkie – autor: Ikechukwu Amaechi

Autor: Ikechukwu Amaechi

Kiedy w sobotę 31 sierpnia 2024 roku wróciłem do domu, aby spotkać się z moją żoną Chiomą, leżącą na łóżku z przekrwionymi oczami, byłem zaniepokojony. Kiedy zapytałem, w czym tkwi problem, odpowiedziała: „Sprawdź swój telefon”. Zarzuca mi złe zachowanie podczas rozmowy telefonicznej – nieczytanie SMS-ów i nieodpowiadanie na czas – ostrzegając, że jeśli się nie zmienię, prędzej czy później stracę informację, która wymaga pilnej uwagi. Z tonu jej głosu wywnioskowałem, że ten przepowiedziany dzień mógł nadejść.

Szybko sprawdziłam telefon i zamarłam. „Mojej matki już nie ma” – brzmiała jej zwięzła wiadomość dokładnie o 16:01, ponad pięć godzin przed moim powrotem. Byłam zszokowana, ponieważ poprzedniego dnia rozmawialiśmy ze starszą kobietą i ona nie tylko była w świetnym humorze, ale także, jak zwykle, modliła się za wszystkich. Nie było żadnych przeczuć, które wyjaśniałyby, dlaczego ta wiadomość uderzyła we mnie jak piorun, mimo że wszyscy wiedzieliśmy, że w jej wieku znajdowała się u kresu życia.

Urodzona 21 stycznia 1929 roku moja teściowa, pieszczotliwie nazywana Nmaekwuahu ze względu na zapierającą dech w piersiach urodę, została pobłogosławiona długowiecznością i bardzo dobrym zdrowiem. Jeśli dodamy do tego fakt, że pozostawiła po sobie ośmioro dzieci, 35 wnuków i 41 prawnuków, którzy kibicowali jej do samego końca, jej błogosławieństwa były niezwykłe.

Jedyna córka swoich rodziców, a jej urzekająca uroda sprawiła, że ​​była nie tylko ulubienicą swoich rodziców i kochającego rodzeństwa, ale także obiektem zainteresowania wszystkich w swojej społeczności Onicha i poza nią. Nic więc dziwnego, że zalotnicy zaczęli pukać do drzwi jej rodziców wcześnie. Nie wyraziła jednak żadnej zgody, dopóki nie pojawił się równie przystojny młody mężczyzna, Raymond Anyanwu Okahia, z sąsiedniej społeczności Eziudo.

Nie była wtedy jeszcze całkiem gotowa do małżeństwa, bo jak wspomina: „Byłam za młoda na ślub, wspinałam się jeszcze na drzewa, ale powiedziano mi, że w nowym domu będę się uczyć”. I rzeczywiście, wiele się nauczyła w swoim nowym domu po ślubie 11 maja 1949 r. w Misji Katolickiej Ahiara, podczas ceremonii eucharystycznej, której przewodniczył ks. Edwarda Darcy’ego.

Ndigbo mawia, że ​​przysmak każdej mamy smakuje najlepiej jej dzieciom. Ale kiedy mówię, że Ezinne Eunice Egowure była teściową jak żadna inna, nie jest to w tym sensie. To jest stwierdzenie faktu. Była osobą niezwykłą pod każdym względem. Choć nie zdobyła formalnego wykształcenia, czego żałowała, jej wiedza na temat panujących problemów była głęboka. Ale nawet wtedy obiecała mi kiedyś: „W następnym życiu przeczytam wszystko, co jest do przeczytania”. Aby jednak zapełnić próżnię, którą, jak twierdziła, stworzył w jej życiu brak formalnej edukacji, ona i jej mąż zadbali o to, aby ich dzieci zdobyły tyle formalnego wykształcenia, ile chciały.

Poza tym Mama ucieleśniała wszystkie wartości, które definiowały kobiecość w klasycznym sensie: była cnotliwa, przez całe życie niezwykle oddana mężowi; pełna współczucia mlekiem ludzkiej dobroci i zachowywała się z niezrównaną godnością. Jej wrodzona inteligencja, poczucie humoru, ciepło i zaraźliwy uśmiech uczyniły ją naturalnym przywódcą. Ale była też osobą bardzo zdecydowaną, asertywną i stanowczą, która nigdy nie poświęciła uczciwości i rzetelności na ołtarzu krnąbrnych wymagań.

Ponieważ do śmierci męża w 2011 r. mieszkali razem od 62 lat i zgodnie z radą, że w nowym domu wiele się nauczy, mama nauczyła się całkiem sporo w zakresie wartości, które składają się na udane życie małżeńskie – komunikacja, kompromis i zaangażowanie – co czyni ją swego rodzaju gwiazdą małżeństwa. Przez ponad sześćdziesiąt lat była oddaną żoną, która w pewnym niesamowitym sensie była także nowoczesna na swój sposób. Na długo zanim stała się moda na łączenie imion męża z nazwiskiem małżeńskim, odważnie dodała imię męża, Anyanwu, do nazwiska rodowego Okahia, stąd Ezinne Egowure Anyanwu-Okahia.

Była kwintesencją doradcy małżeńskiego, zawsze zalewającego przyszłe pary zasadami pielęgnowania ich sympatii i podziwu, zawsze zwracając się do siebie, pozwalając współmałżonkowi wpływać na siebie, rozwiązując ich możliwe do rozwiązania problemy, pokonując impas i tworząc wspólne poczucie znaczenia.

Jako zięć jestem beneficjentem. Kiedy poślubiłem jej córkę, udzieliła jej bezcennej rady, jak zapewnić nienaruszalność integralności jej domu małżeńskiego, czego Chioma nieumyślnie mi wyjawił. Byłam bardzo wdzięczna starszej kobiecie, wiedząc, że podała mi, żebym pożyczyła banał, „przycisk mumu” swojej córki. Od tego czasu, ilekroć moja żona miała skłonność do „niewłaściwego zachowania”, jedyne, co musiałem zrobić, aby ją od tego odwieść, to zwykłe przypomnienie rady jej mamy, na co ona odpowiadała z grymasem: „Ponieważ ci powiedziałem, nigdy ci nic nie powiem Ponownie.” Ale kilka sekund później zachowa się odpowiednio.

Zawsze będę miło wspominać moją teściową. Odkąd w 2002 roku poszedłem do jej domu, aby prosić o rękę jej córki, mama obdarzyła mnie nierozcieńczoną miłością. Chioma, którą czule nazywała Nwa God, była jej uroczym ostatnim dzieckiem, a ja byłem jej zięciem, który nie mógł zrobić nic złego. Zawsze będę miło wspominać czterogodzinną rozmowę, którą z nią odbyłem w domu jej syna w Teksasie w 2010 roku. Ona przebywała na wakacjach w USA w czasie, gdy ja uczestniczyłem w dorocznej konwencji Mbaise i pojechałem do niej do doktora Linusa Okahii, jej pierwszego dom syna w Dallas. Wtajemniczyła mnie w tajemnice, którymi nie podzielę się z nikim innym.

Choć nie posiadała wykształcenia, była jednak przywódczynią społeczności i kościoła, do której wszyscy zwracali się z prośbą o przewodnictwo. Nawet na starość, kiedy nie mogła już tak jak dawniej uczestniczyć w spotkaniach społeczności i kościele, większość tych spotkań odbywała się w jej domu.

Jej miłość do słabszych była nieporównywalna. Była aż do przesady hojna i skonstruowała tak uszlachetniający system wsparcia, który stał się częścią architektury społecznej gminy. Fantastyczna kucharka, nikt nigdy nie wychodził z jej domu głodny i nic nie obrażało jej bardziej niż odrzucenie propozycji jedzenia.

Ponieważ większość jej dzieci i wnuków żyje w diasporze, jej pochówek wyznaczono na 3 stycznia 2025 r., kiedy większość z nich będzie w pobliżu, aby złożyć ostatni wyraz szacunku matce rodziny Okahia, kobiecie, która była nie tylko piękna fizycznie i eleganckie, ale emanujące od wewnątrz ciepłem, miłością i życzliwością.

Nawet w wieku 95 lat jej śmierć boli i będzie mi jej bardzo brakować. Ale nie pogrążam się w żałobie. Prowadziła dobre życie i wywierała pozytywny wpływ na wszystkich, którzy mieli szczęście ją poznać. Po śmierci pamięć o niej jest już błogosławieństwem. Nie smucę się, wiedząc doskonale, że spoczywa już na łonie swego stwórcy, gdyż moja teściowa swoim wzorowym życiem powtórzyła świadectwo św. Pawła z 2 Tymoteusza 4,6-8 w ten sposób: „Mam stoczyłem dobry bój, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Teraz odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości, którą mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia”.

Kiedy przygotowujemy się do ostatecznego pożegnania, Ezinne Eunice Egowure Anyanwu-Okahia z domu Osuagwu-Onuoha była rzeczywiście teściową jak żadna inna. Była dobrą kobietą. Niech jej dusza spoczywa w pokoju.

Zrodlo