Rodziny uciekają na wybrzeże Bejrutu, aby uniknąć niszczycielskich izraelskich ataków

Bejrut, Liban – Zwykle około 1 w nocy w sobotę rano łatwo jest znaleźć parking w Ramlet el-Bayda na wybrzeżu w Bejrucie.

Jednak w ten sobotni poranek samochody zderzyły się po obu stronach drogi. Wiele z nich było zaparkowanych podwójnie, a przybywało ich coraz więcej, w miarę jak ludzie nadal uciekali przed niszczycielskimi falami izraelskich ataków na południowe części stolicy Libanu.

Wcześniej tego wieczoru izraelskie wojsko zrównało z ziemią blok budynków na południowych przedmieściach Bejrutu, zabijając co najmniej sześć osób i raniąc kolejnych 91. Liczba ofiar śmiertelnych prawdopodobnie jeszcze wzrośnie.

Izrael twierdził, że zamierzonym celem była centralna kwatera główna Hezbollahu, a przywódca Hezbollahu Hassan Nasrallah był w środku. Jego los pozostaje niejasny, a Hezbollah nie wydał jeszcze oświadczenia na temat jego statusu.

Na wybrzeżu ludzie kładli materace na chodniku lub ręczniki na plaży. Dalej na piasku niektórzy ustawiali plastikowe krzesła zwrócone w stronę wody lub siedzieli wokół stolików, popijając kawę lub paląc fajki argileh. Grupy dzieci biegały i bawiły się.

Część osób stwierdziła, że ​​spędzą tu noc, inne nie są pewne. Nie myśleli tak daleko w przyszłość, po prostu wiedzieli, że muszą uciec z południowych przedmieść Bejrutu.

Izraelskie wojsko również wydało oświadczenie, w którym opublikowało mapy, mówiące, że trafione zostaną trzy budynki w okolicy.

Ayman, 24-letni mężczyzna z Deir Az Zor w Syrii, powiedział Al Jazeerze, że „nie ma już nikogo” w gęsto zaludnionych przedmieściach Dahiyeh na południu Bejrutu.

„Wszyscy odchodzą. Kto nie ma samochodu, ucieka hulajnogą, kto nie ma hulajnogi, ucieka pieszo” – powiedział.

Ayman siedział wśród grupy innych Syryjczyków, którzy przybyli nad morze, ponieważ nie mieli dokąd pójść. Kilku z nich oświadczyło, że spróbuje wrócić do Syrii.

„Będę spał na chodniku” – powiedział z krzywym uśmiechem. „Piasek jest trochę zimny.”

Obywatele Libanu obserwują unoszący się dym po izraelskich atakach powietrznych na południowych przedmieściach Bejrutu w Libanie, 28 września 2024 r. [Hussein Malla/AP Photo]

Niektórzy radzili sobie ze stresem za pomocą humoru, inni byli bardziej widocznie wstrząśnięci strachem. Pewna młoda dziewczyna, której rodzina siedziała na chodniku naprzeciwko plaży, tak się przestraszyła, że ​​zaczęła wymiotować.

Inni nie wyrażali ani strachu, ani humoru, ale rodzaj pozbawionej emocji rezygnacji.

W pobliżu wody trzyosobowa rodzina libańska rozłożyła koc plażowy. Mężczyzna stał i palił papierosa. Nie podał swojego nazwiska, ale powiedział, że urodził się w 1975 r. Przeżył kilka konfliktów, w tym wojnę 1975–1990 i konflikt między Hezbollahem a Izraelem w 2006 r.

„To jego pierwsza wojna” – powiedział mężczyzna ubrany w czarny T-shirt i dżinsy, wskazując na syna, który stał obok niego ze skrzyżowanymi ramionami i w milczeniu, podczas gdy kobieta siedziała na kocu plecami do morza. Chłopiec milczał, gdy ojciec mówił, podając jedynie, że jest w szóstej klasie.

Powiedział, że jego syn był w domu wujka i kiedy usłyszeli tę wiadomość, pospieszyli, aby go zabrać i schronić się w bezpiecznym miejscu.

Gdy mężczyzna mówił, izraelskie wojsko rozpoczęło bombardowanie obszarów wskazanych na niedawno opublikowanych mapach. Co jakiś czas w oddali słychać było stłumiony łomot.

Bombardowania na przedmieściach trwały do ​​około 5 rano, podczas gdy inne naloty przeprowadzono na południu, w dolinie Bekaa na wschodzie, a nawet podobno w Keserwan na północ od Bejrutu.

Izraelskie wojsko wydało również oświadczenie, w którym domaga się, aby libańskie lotnisko nie było wykorzystywane do przyjmowania broni dla Hezbollahu.

„Ogłaszamy, że nie pozwolimy, aby samoloty wroga z bronią lądowały na cywilnym lotnisku w Bejrucie. To lotnisko cywilne do użytku cywilnego i musi takie pozostać” – powiedział rzecznik izraelskiej armii Daniel Hagari.

Mężczyzna siedzący z rodziną nad morzem rzucił okiem na fale rozbijające się o brzeg. 11 miesięcy temu uciekli z południa na południowe przedmieścia Bejrutu. A dziś wieczorem uciekli po raz kolejny.

„Przyjechaliśmy tutaj, bo to prawdopodobnie najbezpieczniejsze miejsce” – powiedział.

„Wiesz, jako jedyny w mojej rodzinie nie chwyciłem za broń i nie wstąpiłem do milicji” – powiedział kontemplacyjnym głosem, jakby kwestionował sam los i swoją zdolność wpływania na niego.

„Jest nas sześciu chłopców i wszyscy dołączyliśmy do tej czy innej grupy. Nawet mój ojciec walczył” – powiedział, zaciągając się papierosem. „Ale odmówiłem”.

Zrodlo