Recenzja filmu „Życie i śmierci Christophera Lee”: gigant filmowy opowiada swój biodokument zza grobu

Wskrzesić zmarłego aktora — jako najnowsze filmy franczyzowe wykonano przy użyciu CGI — jest to podobne do aktu lalkarstwa i Życie i śmierć Christophera Lee podejmuje ten pomysł z złośliwą dosłownością. Jako głównego narratora wykorzystuje zachwycająco zaprojektowaną marionetkę zmarłego angielskiego aktora, znanego z roli hrabiego Draculi w horrorach wytwórni Hammer, a także ikony fantasy, takie jak hrabia Dooku i lord Saruman.

Jednakże ten autorefleksyjny akcent jest jedynym zręcznym lub przemyślanym rozkwitem tego dokumentu. Końcowy efekt jest zbyt banalny i mechaniczny, aby naprawdę poinformować widzów o jego temacie, intelektualnie lub emocjonalnie, pomimo obecności licznych przyjaciół, rodziny i współpracowników, którzy niewątpliwie mieli dostęp do szalenie interesującego życia Lee — którego wymiarów film nigdy w pełni nie eksploruje.

Co to jest Życie i śmierć Christophera Lee o?

Mężczyzna, którego głos i postawa emanowały obecnością, Christopher Lee był legendą ekranu z niekonwencjonalną karierą filmową, a przedtem jeszcze bardziej niekonwencjonalną pracą: w latach po II wojnie światowej był Łowca nazistów. Jednakże, Życie i śmierć Christophera Lee jest ledwie zainteresowany eksploracją tej strony sławnego aktora. W rzeczywistości, rzadko trzyma się jednego tematu lub okresu jego życia na tyle długo, aby stworzyć intrygę.

Początkowe obrazy filmu są najbardziej wyraziste. Widocznie podobna do Lee sylwetka siedzi w ciemności, podczas gdy pobliski ekran odtwarza klipy różnych kumpli i powierników przemawiających w jego imieniu. To zapowiedź tego, co ma nastąpić: Lee góruje nad filmem, ale jego historia jest opowiadana poprzez wspomnienia innych osób. Ta mroczna postać wkrótce okazuje się marionetką na sznurkach, której głosu użyczył inny absolwent Gwiezdnych wojen, Peter Serafinowicz (głos Dartha Maula), który robi odpowiednie wrażenie.


Reżyser Jon Spira nie ma skrupułów, by ujawnić ten podstęp i zapewnia, że ​​materiał filmowy Serafinowicza w kabinie do nagrywania dźwięku jest eksponowany w widocznym miejscu. Film nie jest przecież próbą odtworzenia myśli Lee, ale ich brechtowską dramatyzacją, bez centralnego źródła jego opinii, mimo że jego dialog pojawia się w pierwszej osobie.

Serafinowicz po kolei prowadzi nas przez znaczące lata wychowania Lee, jego służbę wojenną i wczesną karierę prowadzącą do jego najsłynniejszych ról, ale niewiele z tego tła tworzy wystarczająco szeroki portret tego, kim naprawdę był Lee. Wiele z tego jest zasługą tego, co mają do powiedzenia bohaterowie wywiadu w filmie — i co ważne, czego nie mają do powiedzenia.

Z pewnością istnieją ciekawsze historie o Christopherze Lee?

Jest wystarczająco dużo powodów, żeby nie lubić reżysera Johna Landisa (trzy w szczególności), ale jego nadęta obecność w Życie i śmierć Christophera Lee wydaje się szczególnie dziwne. Lee i Landis byli przyjaciółmi, współpracowali przy Głupiale reżyser rzuca niewiele światła na prywatne życie Lee, mimo że długo o nim rozmawia. W rzeczywistości najbliżej podzielenia się znaczącą anegdotą jest przypomnienie przez niego odmowy Lee omawiania II wojny światowej. Zamiast drążyć dalej, film po prostu na tym poprzestaje, mimo że udział Lee w konflikcie jest dobrze udokumentowany gdzie indziej. Trudno nie zastanawiać się, biorąc pod uwagę rozważania Landisa, czy reżyser w ogóle go znał.

Najważniejsze artykuły Mashable

Ten brak ciekawości w stosunku do własnego tematu jest plagą Życie i śmierć przez większość czasu trwania filmu, mimo że siostrzenica i zięć Lee’a są wśród osób udzielających wywiadów. Jednak jest to prawdopodobnie tylko drugi najpoważniejszy grzech filmu. Większym problemem jest to, że wyobrażona wersja Lee’a w filmie rzadko jest tak wciągająca jak prawdziwy mężczyzna, o czym świadczy elokwencja i tajemniczość, które często prezentował w swoich wywiadach, czy to omawiając motywacje jego bohaterów lub sposób, w jaki fizyczność został poinformowany o prawdziwej przemocy, której był świadkiem w latach czterdziestych XX wieku.

Zamiast tego film zawiera głównie banalne wspomnienia rzeczy, które Lee mógł powiedzieć przy jednej okazji, nigdy nie wplatając ich w większą tkaninę. Każdy smaczek jest wyizolowany i stosunkowo bezsensowny sam w sobie, z niewielkim dziennikarskim dociekaniem co do jego ukrytego znaczenia lub tego, co mówi o samym człowieku. Nigdy też nie dociera do sedna własnego tytułu i tylko mimochodem wspomina, że ​​Lee często grał postacie, które umierały na ekranie, ale nigdy nie próbuje zbadać, co to może oznaczać dla artysty, który żył tak blisko śmierci.

Jeśli nic innego, to przynajmniej strona wizualna filmu idealnie wpisuje się w to mechaniczne podejście.

Życie i śmierć Christophera Lee jest montowany mechanicznie.

Możesz ustawić zegarek na wykorzystanie przez film dowolnej nieruchomej fotografii, na którą film powoli przybliża na kilka sekund każdą, zanim wróci do najnowszej mówiącej głowy. To powtarzalna forma edycji, która zapewnia znajomy rytm, ale nie oferuje żadnego podniecenia ani iskry wyobraźni — nie mówiąc już o takiej, która wykorzystuje swoje obrazy do podkreślenia tego, co jest powiedziane. Zamiast tego, archiwalne fotografie są używane do zilustrowania samych słów, podwajając, jak mało film ma do powiedzenia.

Oczywiście ogranicza się to do wykorzystania prawdziwych zdjęć i materiałów filmowych. Wydaje się również, że film wykorzystuje — w ograniczonym, ale zauważalnym zakresie — obrazy generowane przez AI, aby nadać niektórym z tych zdjęć ruch. Wydaje się również, że wykorzystuje AI do tworzenia wstawek map na momenty przejściowe, gdy omawianym tematem jest podróż Lee lub przeprowadzka między krajami (miejsca wymienione na tych mapach to całkowity bełkot). Jak na film, który prosi o pozwolenie na przywrócenie życia martwemu aktorowi w humanitarny sposób, bardziej przypominający film biograficzny niż upiorną cyfrową nekromancję, ociera się o tę samą granicę technologiczną w równie niepokojący sposób.

Jednak nawet te wygenerowane elementy nie dodają iskry ani polotu do przebiegu wydarzeń. Bez względu na ulotne skupienie, film bardzo szybko przechodzi od jednego tematu do drugiego — w oderwany, chaotyczny sposób „a potem… a potem… a potem” — jakby po prostu przeglądał listę osiągnięć Lee z jego strony w Wikipedii (która, nawiasem mówiąc, jest o wiele bardziej pouczająca).

Pomimo licznych form stylizacji, których próbuje się użyć (czasami przedstawia życie Lee za pomocą komiksowych kadrów i efektownych dioram), Życie i śmierć Christophera Lee przedstawia to, co powinno być poetyckim życiem w formie białego wiersza. To uciążliwe do oglądania, z niewielkim poczuciem wglądu w człowieka, który przeżył naprawdę intrygujące życie.

Życie i śmierć Christophera Lee został zrecenzowany po swojej północnoamerykańskiej premierze na Fantastic Fest.



Zrodlo