Trudno zrozumieć Everton

Przez 73 minuty Everton trzymał się mocno.

Mimo ulewnego deszczu, grzmotów i błyskawic na stadionie King Power, prowizorycznej obrony i zaledwie 14 doświadczonych zawodników w polu, drużynie ledwo udawało się utrzymać głowę nad wodą.

Następnie, jak to często bywało w ostatnich tygodniach, napięcie dało o sobie znać. Abdoulaye Doucoure wybił piłkę, James Garner i Jordan Pickford zawahali się, a po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Stephy Mavididi wpakowała piłkę do bramki. W czwartym meczu z rzędu, z czego trzy w lidze, przewaga Evertonu wyparowała.

Stracili osiem punktów z pozycji zwycięzcy w tym sezonie i 18 w roku kalendarzowym — oba są najwięcej wśród klubów Premier League. Sean Dyche, przez długi czas menedżer, którego drużyny utrzymywały prowadzenie, zobaczył, jak jego rekord się zmienia.

Karty na stole, sobotni remis 1:1 na wyjeździe z Leicester City był trudnym do zrozumienia meczem.

To mogłoby i prawdopodobnie powinien były lepsze dla drużyny Dyche’a, która objęła prowadzenie i rozegrała jedną ze swoich najlepszych połówek sezonu przed przerwą. Ale tak łatwo mogło być gorzej po wyrównującym golu Mavididiego. Leicester naciskało, kibice Evertonu czekali na pozornie nieuniknioną zwycięską bramkę dla przeciwnika, ale tym razem tak się nie stało.


Co poszło dobrze Evertonowi

„Znasz definicję szaleństwa, więc ja też muszę patrzeć” – powiedział Dyche. „Zmieniliśmy to bardziej, niż ludzie myślą. Dwight (McNeil) jako 10, trzech z tyłu, pięciu z tyłu, 4-4-1-1, 4-1-4-1. Jak na kogoś, komu powiedziano, że nigdy niczego nie zmieniam, muszę mieć więcej zmian niż Pep (Guardiola, jego odpowiednik z Manchesteru City).

„Rozmawialiśmy o tym, jak możemy wykorzystać to uczucie i je poprawić… żeby wygrać mecz”.

W ostatnich tygodniach Dyche spotkał się z krytyką niektórych swoich decyzji, ale większość zmian, jakie wprowadził w swoim wyjściowym składzie w Leicester, się opłaciła. Jesper Lindstrom dodał ataku dodatkowej dynamiki, choć nie znalazł wykończenia, podczas gdy Garner radził sobie dobrze w prowizorycznej roli prawego obrońcy. Największą różnicą była jednak pomoc, gdzie duet Doucoure i Orel Mangala wniósł nowo odkrytą opanowanie do gry Evertonu.


Doucoure powołany na mecz z Leicester (Michael Regan/Getty Images)

„Tim (Iroegbunam) spisał się świetnie, ale jest jeszcze młody (21 lat)” — powiedział Dyche. „Ludzie zapominają, że został wrzucony w sytuację, w której prawdopodobnie nie grałby tak dużo, jak grał. Musimy więc uważać, ale poradzi sobie świetnie i będzie się rozwijał.

„Mango (Mangala) jest nieco bardziej zaokrąglony i doświadczony. Spisał się bardzo dobrze. Douc również, ze swoją energią i nogami.”

Drużyna Dyche’a poprawiła się po obu stronach piłki, mając tę ​​parę w drużynie. Wprowadzili spokój w posiadaniu piłki, obaj zakończyli z celnością podań tuż poniżej 92 procent, i pozwolili Evertonowi lepiej budować ataki i kontrolować więcej gry. Było też więcej bezpieczeństwa przed obroną, a Doucoure wykonał kilka kluczowych przechwytów wokół pola karnego w swojej ulubionej roli.

Co ciekawe, Everton wygrał zaledwie trzy z 37 meczów Premier League, w których nie wystąpił od czasu transferu z Watfordu latem 2020 roku.

„Miałem kilka ciężkich tygodni” – powiedział Doucoure. „Nie osiągnąłem swojego najwyższego poziomu i zostałem odrzucony. To zawsze dobry sygnał, że istnieje zdrowa konkurencja. Tim nie grał (w sobotę), a był jednym z najlepszych w drużynie do tej pory.

„Iliman (Ndiaye, nowy napastnik Evertonu) jest topowym graczem. Może grać po lewej stronie, numer 10. Niektórzy próbują nas porównywać, ale jesteśmy tak różni, więc tego nie rozumiem. Chcę dalej z nim grać. Jest topowym graczem i da nam wiele w tym sezonie.

„Prawdopodobnie potrzebuję kilku meczów, aby poczuć się pewniej na tej pozycji, ale pokazałem wielki charakter i chęć do gry”.

W Evertonie panuje przekonanie, że takie występy pokazują, że piłkarze pod wodzą swojego menedżera wciąż chcą osiągać wyniki.

Dyche był ponownie zmuszony do poskładania drużyny w przededniu meczu i należy pochwalić ich wspólną reakcję.

Atak, prowadzony przez strzelca gola Ndiaye z lewego skrzydła, wykazuje oznaki rozwoju. Jednak kliniczna przewaga wciąż im umyka.


Co nie poszło dobrze…

W trzecim meczu ligowym Dyche i jego drużyna nie zdołali powstrzymać zmiany kursu.

Dynamika zmieniła się w drugiej połowie, gdy Everton był coraz bardziej pasywny. Niedbalstwo wkradło się do ich gry, gdy się wycofywali. Ich udział w piłce spadł z 46 procent do 37, a ich celność podań spadła z 85 procent do 75. Leicester podwoiło liczbę strzałów w pierwszej połowie z czterech do ośmiu, Everton prawie zmniejszył ich liczbę o połowę (z 11 do sześciu).

wejść głębiej

WEJDŹ GŁĘBIEJ

Evertonowi grozi, że piłkarska rzadkość stanie się regularną porażką

Czy to był przypadek, czy celowo, wciąż prowokowali presję i Mavididi w końcu zaczął odnosić większe sukcesy w walce z Garnerem.

Zarówno Dyche, jak i Doucoure odrzucili pogląd, że zmęczenie miało wpływ na wynik.


Dyche był sfrustrowany tym, że jego drużynie nie udało się utrzymać kolejnego prowadzenia (Carl Recine/Getty Images)

„Mieliśmy wiele okazji, w których nie udało nam się zabić gry” – powiedział Dyche w odpowiedzi na Lekkoatletyczny.

„W obronie chodzi o to, że kiedy strzelasz gole, zmienia się mentalność. Byłem obrońcą i jesteśmy pierwszymi, którzy kwestionują obrońców. Jesteśmy pierwszymi, którzy kwestionują takie rzeczy jak stałe fragmenty gry, tak jak ty to robisz. Ale co z szansami po drugiej stronie boiska? To musi być podwójna odpowiedzialność i wspomniałem o tym zawodnikom”.

Dyche rzeczywiście szukał świeżych nóg na ławce rezerwowych, wprowadzając Jacka Harrisona za Lindstroma krótko po godzinie gry. Iroegbunam później zastąpił Ndiaye, a Doucoure przeszedł na pozycję nr 10. Jednak zmiany te nie zakłóciły dynamiki. Jeśli już, to sprawiły, że Everton miał problemy z outballem i był bardziej odsłonięty w środkowej części pola. Przesunięcie Doucoure zdawało się zaburzać ich równowagę obronną.

Nic więc dziwnego, że Dyche po zdobyciu pierwszego punktu przez swoją drużynę w nowym sezonie postanowił spojrzeć na mecz bardziej pozytywnie, nazywając go „mini-krokiem” naprzód.

„(Było) dużo hałasu i negatywności, co jest trudne, ale była prawdziwa pewność siebie i wiara w nasze występy”, powiedział. „Nigdy nie straciłem z oczu faktu, że musimy wygrać grę. Nie wygraliśmy, ale to był mini-krok. Powiedzieliśmy grupie, że musimy o siebie dbać i wielokrotnie w ciągu moich 20 miesięcy przechodziliśmy przez takie sytuacje. Teraz musimy to zrobić ponownie”.

Taka szansa nadarzy się w sobotę, kiedy na Goodison Park przyjedzie Crystal Palace, który również w tym sezonie nie odniósł jeszcze zwycięstwa, ale zremisował trzy z pięciu meczów.

wejść głębiej

WEJDŹ GŁĘBIEJ

Analiza fatalnego początku sezonu w wykonaniu Evertonu i sposobów jego poprawy

(Górne zdjęcie: Ndiaye świętuje swoją bramkę przeciwko Leicester; autor: Carl Recine/Getty Images)

Zrodlo