Pracownicy plantacji herbaty na Sri Lance zabiegani przez kandydatów na prezydenta

Bez względu na to, kto zostanie następnym prezydentem Sri Lanki, Muthuthevarkittan Manohari nie spodziewa się, że jej codzienne zmagania z utrzymaniem czwórki dzieci i starszej matki, z którymi mieszka w podupadłym pokoju na plantacji herbaty, zmienią się w wiele.

Obaj wiodący kandydaci w sobotnich wyborach prezydenckich obiecują przekazać ziemię setkom tysięcy pracowników plantacji herbaty w kraju, ale Manohari mówi, że słyszała to już wcześniej. Pracownicy są od dawna marginalizowaną grupą, która często żyje w skrajnym ubóstwie – ale mogą wpłynąć na wybory, głosując jako blok.

Mahohari i jej rodzina są potomkami indyjskich robotników kontraktowych, którzy zostali sprowadzeni przez Brytyjczyków w okresie kolonialnym do pracy w majątkach, na których najpierw uprawiano kawę, a później herbatę i kauczuk. Uprawy te nadal są głównym źródłem dochodów Sri Lanki z wymiany walut.

Krzewy herbaciane na posiadłości w Nanu Oya [Eranga Jayawardena/AP Photo]

Przez 200 lat społeczność żyła na marginesie społeczeństwa Sri Lanki. Niedługo po uzyskaniu przez kraj niepodległości w 1948 r. nowy rząd pozbawił ich obywatelstwa i praw wyborczych. Szacuje się, że 400 000 osób zostało deportowanych do Indii na mocy porozumienia z sąsiednim krajem, co rozdzieliło wiele rodzin.

Społeczność walczyła o swoje prawa, odnosząc sukcesy, aż w 2003 r. uzyskała pełne uznanie jako obywatele.

Obecnie na Sri Lance żyje około 1,5 miliona potomków takich robotników, w tym około 3,5 procent elektoratu, a około 470 000 osób nadal żyje na plantacjach herbaty. Społeczność ta ma najwyższy poziom ubóstwa, niedożywienia, anemii wśród kobiet i alkoholizmu w kraju oraz jeden z najniższych poziomów wykształcenia.

Mimo że mówią językiem tamilskim, są traktowani jako odrębna grupa od rdzennych Tamilów wyspy, którzy mieszkają głównie na północy i wschodzie. Mimo to cierpieli podczas 26-letniej wojny domowej między siłami rządowymi a separatystami Tamil Tiger. Robotnicy i ich potomkowie byli narażeni na przemoc tłumu, aresztowania i uwięzienia z powodu swojej przynależności etnicznej.

Pracownica plantacji herbaty Muthuthewarkittan Manohari (po prawej) kąpie swoją młodszą córkę Madubhashini przed ich małym mieszkaniem w posiadłości Spring Valley w Badulla
Muthuthewarkittan Manohari, skrajnie po prawej, przed swoim małym mieszkaniem w osiedlu Spring Valley w Badulla [Eranga Jayawardena/AP Photo]

Większość pracowników mieszka w zatłoczonych mieszkaniach zwanych „domami liniowymi”, należących do firm. Tomoya Obokata, specjalny sprawozdawca ONZ ds. współczesnych form niewolnictwa, powiedział po wizycie w 2022 r., że pięć do dziesięciu osób często dzieli pojedynczy pokój o wymiarach 10 na 12 stóp (3,05 na 3,6 m), często bez okien, odpowiedniej kuchni, bieżącej wody lub prądu. Kilka rodzin często dzieli jedną podstawową latrynę.

Na terenie osiedli nie ma odpowiedniej opieki medycznej, a chorymi zajmują się opiekunowie nieposiadający wykształcenia medycznego.

„Te niegodziwe warunki życia w połączeniu z trudnymi warunkami pracy stanowią wyraźne oznaki pracy przymusowej, a w niektórych przypadkach mogą nawet oznaczać poddaństwo” – napisała Obokata w raporcie dla Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka.

Rząd poczynił pewne wysiłki w celu poprawy warunków pracy, lecz lata kryzysu gospodarczego i opór potężnych firm zahamowały postęp.

W tych wyborach prezydent Ranil Wickremesinghe obiecał przekazać „domy liniowe” i ziemię, na której stoją, ludziom, którzy w nich mieszkają, i pomóc w przekształceniu ich w wioski. Główny kandydat opozycji, Sajith Premadasa, obiecał rozbić majątki i rozdzielić ziemię między pracowników jako małe gospodarstwa.

Manohari mówi, że nie ma nadziei. Bardziej martwi się tym, co stanie się z jej 16-letnim synem, który został zmuszony do porzucenia szkoły z powodu braku funduszy.

„Przywódcy związkowi przychodzą za każdym razem, obiecując nam domy i ziemię, a ja chciałabym je mieć” – powiedziała. „Ale nigdy nie dzieje się tak, jak obiecano”.

Zrodlo