Głupiec

Oto niekompletna obsada postaci, które się pojawiają Głupiec, Prowokujący siódmy album Young Jesus: para wyjętych spod prawa bandytów, starszy mężczyzna całkowicie zależny od swoich dzieci, lekarz przyłapany na skradaniu się w mediach społecznościowych pacjenta i w „MOTY” menażerii mizoginów ogrodniczych, hipokryci i niepewni chłopcy mamusi udający samców alfa. Aha, i osoba, która zatraca się we wspomnieniach o molestowaniu w dzieciństwie, a kilkadziesiąt lat później staje nad psem, którego właśnie pobiła.

Jednak najbardziej niepokojącymi postaciami są ci, w których John Rossiter pozwala nam wierzyć, że to on sam – artyści, którzy na własne oczy widzieli ratującą życie moc sztuki i widzieli, jak przeradza się ona w protekcjonalność, złudzenia co do wielkości i wstręt do ludzi najbardziej do niego podobnych . Chociaż Rossiter nie potwierdził, czy którykolwiek z nich Głupiec jest autobiograficzny, jest bezkompromisowym i niezatartym wytworem człowieka, który musiał zakwestionować każdą ze swoich artystycznych motywacji, zanim nagrał najważniejszy album w swoim życiu.

Pytające podejście Rossitera – do muzyki pop, literatury, norm płciowych, umowy społecznej i samej prawdy – służy jako tkanka łączna w całej fascynującej dyskografii Young Jesus, która zasługuje na uzasadnione porównania z Hold Steady, Talk Talk i Albert Aylera. Ale jest też jedna pozostałość z epoki, w której Rossiter się kształtował jako pijanego garażowego rockmana ze Środkowego Zachodu: impuls, aby wysadzić wszystko w powietrze na granicy konwencjonalnego sukcesu. Po 2015 roku Rosną/Rozkładają się przybliżył szerszej publiczności początkową fazę Młodego Jezusa jako bardów barowych w Chicago, Rossiter przeniósł się do Los Angeles i zrobił to, co robią przeszczepy: eksperymentował z duchowością, zainteresował się free jazzem i założył kluby książki. Następnie ukazała się trylogia albumów eksploracyjnych, każdy kusząco bliski arcydziełu. Jednak z powodu wypalenia zawodowego – lub po prostu poczucia, że ​​wcielenie Young Jesus jako postrockowego zespołu jamowego stało się jego własną formułą – Rossiter rozwiązał grupę i wydał okrojony album Głowa Pasterza; jak wszystkie albumy Young Jesus, wydawało się to przejściowe, ale po raz pierwszy Rossiterowi brakowało przekonania co do swojego kierunku.

Głupiec nie ma tego problemu. Otwierający duet „Brenda & Diane” i „Two Brothers” przywraca Młodego Jezusa do ich korzeni – lśniące akustyczne bębny i dęte syntezatory, szorstki facet śpiewający władczo o uciskanych, próbujących chronić swoją godność, rzeczy, które stają się w 2024 r. nazwany „heartland rock”; z pewnością rozpoznaje to ktoś tak pilny jak Rossiter sugestywny charakter z ich poszczególny tytuły. Podczas gdy większość prac Młodego Jezusa w Saddle Creek zawierała dialektykę, tajemne traktaty filozoficzne i 15-minutowe jam session, Głupiec przechodzi od razu do sedna, a Rossiter polega na bezpośrednich stwierdzeniach: „Prawdziwa miłość jest trochę jak piekło”, ten cholerny amerykański sen, pojęcia odrzucane jako banalne, dopóki czas i doświadczenie nie ujawnią ich trwałej prawdy. Pod koniec „Dwóch braci” Rossiter spotyka skromnego ogrodnika, który uprawia ziemię, aby zbliżyć się do Boga, co byłoby zbyt chwytliwym zabiegiem literackim, gdyby Rossiter nie rzucił chwilowo muzyki i studiował permakulturę.

Zrodlo