To nie tylko Crosby: wspominamy 5 legend NHL, których kariery zakończyły się suszą w fazie play-off

Sidney Crosby ostatnio mnie wkurza.

Nie dlatego, że gra słabo. Wręcz przeciwnie – nawet w wieku 37 lat nadal strzela gole i gra w mocną dwustronną grę. Nie, smutne jest to, że nie jest to wystarczająco blisko dla Pittsburgh Penguins. Z rekordem poniżej 0,500 w zaskakująco trudnej dywizji, ich sezon już wygląda na przegraną.

Jeśli tak się stanie, będzie to trzeci rok z rzędu, w którym Crosby nie zagra w play-offach. Biorąc pod uwagę, że pozostały mu dwa lata do przedłużenia i niewiele brakuje do optymizmu, że starzejące się Penguins mogą polepszyć się, dotarcie do pięciu z rzędu nie wydaje się nierealne. Zakładając, że nie będzie nalegał na wymianę zawodnika, jest całkiem prawdopodobne, że widzieliśmy już ostatniego Sidneya Crosby’ego w meczach NHL, które naprawdę mają znaczenie.

Być może sytuacja w Pittsburghu się odwróci. Jeśli jednak nie, Crosby mógłby przynajmniej znaleźć pocieszenie, wiedząc, że nie będzie jedyną legendą, która zakończy karierę z niewielką ilością lub żadnymi akcjami w fazie play-off. Dzieje się tak częściej, niż mogłoby się wydawać, szczególnie w przypadku zawodników, którzy wciąż grają na wysokim poziomie. Można by pomyśleć, że bogowie hokeja sprawią, że każda gwiazda otrzyma takie pożegnanie, na jakie zasługuje, ale dla każdego Raya Bourque’a, Lanny’ego McDonalda czy Marka Recchiego, który zwycięży, a nawet Adama Oatesa, który przynajmniej jest bliskoniektóre gwiazdy nigdy nie mają takiej szansy.

Przypomnijmy sobie kilku z tych gości, choćby po to, żeby Sid poczuł się lepiej. OK, w porządku, zrobić Ja poczuj się lepiej, wiedząc, dokąd Crosby może zmierzać.


Marka Messiera

Konsensus dotyczący najlepszego lidera w historii NHL zapewnił drużynie dwa tytuły MVP, trofeum Conna Smythe’a i sześć Pucharów Stanleya, w tym ten, który przerwał 54-letnią suszę Rangersów. Miało to miejsce w 1994 roku, kiedy miał 33 lata i jedno z najlepszych życiorysów w historii współczesnej ligi.

Potem jechał dalej.

Na początku było w porządku. Pomógł poprowadzić Rangersów do play-offów przez kolejne trzy sezony, a w 1996 roku zajął nawet drugie miejsce w Hart Trophy. Jednak w 1997 wyjechał do Vancouver. Chociaż był to świetny transfer dla Canucks, przegapili oni sezon posezonowy przez wszystkie trzy lata Messiera w drużynie. Wrócił do Rangers w 2000 roku, w samą porę, aby wziąć udział w czterech kolejnych sezonach bez play-offów.

Dodaj to wszystko i okazuje się, że przez siedem lat z rzędu w dwóch różnych zespołach największy lider w sporcie nie był w stanie poprowadzić swojego zespołu do fazy posezonowej. Ostatecznie przeszedł na emeryturę pod koniec lokaut w 2005 roku w wieku 44 lat, a Rangersi natychmiast przeszli do play-offów bez niego.

Indeks smutku: W tamtym czasie był dość wysoki. Ale ponieważ najwyraźniej wszyscy mieliśmy kiedyś ważne spotkanie i zgodziliśmy się, aby nigdy więcej o tym nie wspominać, myślę, że muszę obniżyć ocenę do 8/10.


Mark Messier jeździ na łyżwach z Rangersami podczas meczu przeciwko Maple Leafs w październiku 2002 r. (Dave Sandford / Getty Images / NHLI)

Paweł Bura

W 1994 roku Pavel Bure był członkiem All-Star pierwszego zespołu, właśnie zaliczył swój drugi z rzędu sezon z 60 golami i pomógł poprowadzić Canucks do inspirującej serii play-off, do której brakowało tylko jednego meczu do pierwszego mistrzostwa drużyny, w którym zdobył strzelił 16 goli z największą liczbą bramek w sezonie. Aha, i właśnie skończył 23 lata. Niebo było granicą. Pomyśleliśmy.

Sezon później Canucks odpadli w drugiej rundzie. Nie mogliśmy wtedy tego odgadnąć, ale zwycięstwo w pierwszej rundzie było ostatnim meczem play-off, który Bure kiedykolwiek wygrał.

Vancouver ponownie przeszło do play-offów w 1996 roku, odpadając w pierwszej rundzie, ale Bure był kontuzjowany i nie mógł grać. Canucks opuścili play-offy w 1997 i 1998 roku, po czym Bure został sprzedany do Panthers poza sezonem. Spędził trzy pełne sezony na Florydzie, gdzie pomimo dwukrotnego prowadzenia w lidze pod względem bramek, tylko raz brał udział w play-offach – w czterech meczach z Devils w 2000 roku.

Jak każda gwiazda tamtej epoki po trzydziestce, Bure został ostatecznie sprzedany Rangersom, gdzie należał do drużyn Messiera z późnej ery, które co roku opuszczały play-offy. Zanim kontuzje przerwały jego karierę, ostatnie osiem sezonów rozegrał w trzech zespołach, nie wygrywając ani jednego meczu play-off.

Indeks smutku: 7/10. Przynajmniej dostał się do play-offów, choć na krótko. Ale podobnie jak kilku zawodników na naszej liście, otrzymuje dodatkowe oceny, ponieważ nigdy nie zdobył Pucharu.

Erica Lindrosa

Nikt w pokoleniu nie wszedł do ligi z większym rozgłosem niż Eric Lindros i przez osiem sezonów w dużej mierze mu się to udało. Doprowadzenie odbudowującej się drużyny Flyers do play-offów zajęło mu dwa lata, ale w latach 1995–1997 poprowadził drużynę do sześciu zwycięstw w dziewięciu rundach, których kulminacją był wyjazd na finał w 1997 r., w którym Lindros zdobył 26 punktów po sezonie jako wiodący w lidze.

Okazało się, że był to szczyt kariery, którą wkrótce zdziesiątkowały kontuzje. Lindros i Flyers odpadli w pierwszej rundzie w 1998 roku, a sezon posezonowy 1999 opuścił z powodu kontuzji. Kolejna kontuzja przygotowała grunt pod dramatyczny powrót w finałach konferencji w 2000 roku, które zakończyły się w jeden z najbardziej dramatycznych momentów epoki.

To był ostatni mecz, jaki Lindros rozegrał dla Flyers. Odczekał rok, aby dojść do siebie i wymusić wymianę, a następnie spędził trzy lata w drużynie Rangers sprzed lokaut, która wciąż tu pojawia się. Po lokaucie rozpoczął się sezon z brudną drużyną Maple Leafs, która opuściła play-offy, a następnie ostatni sezon w Dallas. W tym roku dotarł do play-offów, wracając do rozgrywek posezonowych po raz pierwszy od trafienia Scotta Stevensa. Gwiazdy przegrały jednak w pierwszej rundzie, a Lindros był na tyle zdrowy, że w trzech meczach nie zdobył punktów.

Całkowita kariera od chwili, gdy Lindros wpadł na ramię Stevensa: siedem lat, pięć sezonów, trzy mecze play-off, zero punktów.

Indeks smutku: 9/10. To wciąż jedno z najlepszych hokejowych pytań: „Co by było, gdyby pozostał zdrowy?” historie.

Aleksa Delvecchio

Kariera Alexa Delvecchio była jedną z najdłuższych – w sumie 24 sezony – i najbardziej produktywną w historii NHL. Spędziłem go także w całości z Red Wings, co da ci poczucie, dokąd zmierza ta historia.

Sukces w play-offach przyszedł wcześnie. Pierwszy pełny sezon Delvecchio miał miejsce w latach 1951–52, kiedy dołączył do potężnej drużyny Red Wings, w której skład wchodziły już takie legendy jak Gordie Howe, Ted Lindsay, Red Kelly i Terry Sawchuk. W tym roku nie tylko zdobyli Puchar, ale nie przegrali przy tym ani jednego meczu play-off. Zwyciężyli także w 1954 i 1955 roku, co oznacza, że ​​Delvecchio miał trzy pierścienie, zanim skończył 23 lata.

To by było na tyle, jeśli chodzi o mistrzostwa, Delvecchio i Red Wings regularnie występowali w play-offach przez resztę ery Original Six, włączając w to pięć wyjazdów do finału. Jednak ekspansja zasygnalizowała koniec Red Wings jako pretendentów i koniec sukcesu Delvecchio w play-offach; przegrali w finale w 1966 roku, a następnie odpadli z polowania na play-offy.

Przyszły zawodnik Hall of Fame grał w Detroit aż do początków sezonu 1973-1974, kiedy to przeszedł na emeryturę i objął stanowisko głównego trenera i (wkrótce potem) dyrektora generalnego. Pełnił obie te role do 1977 r. Jednak w ciągu 11 lat spędzonych jako zawodnik, trener i dyrektor generalny po finale w 1966 r. Delvecchio i Wings tylko raz wzięli udział w rozgrywkach posezonowych – w 1970 r., kiedy zostali zmiażdżeni w pierwszej rundzie. W ciągu ostatniej dekady kariery Delvecchio w drużynie nie wygrali ani jednego meczu play-off.

Indeks smutku: Smutek? Raczej ciemność. Jak w Darkness with Harkness, jak zaczęto nazywać tamtą erę hokeja Red Wings na cześć (nie)honoru GM Neda Harknessa z początku lat 70. Aż do 1987 roku The Wings nie wygrali kolejnej serii składającej się z siedmiu meczów.


Marcel Dionne wspina się po deskach, aby dołączyć do drużyny Kings w meczu przeciwko Islanders w 1980 roku. (Bruce Bennett Studios / Getty Images)

Marcela Dionne’a

Może się to wydawać coraz liczniejsze, biorąc pod uwagę, że Marcel Dionne prawie na pewno ma najwyższy w historii stosunek sukcesów w sezonie zasadniczym do play-offów. Przeszedł na emeryturę jako drugi najbardziej produktywny strzelec w historii NHL i nadal zajmuje szóste miejsce, ale jakimś cudem nigdy nie przeszedł nawet do drugiej rundy.

Jasne, może nie spodziewałbyś się, że będzie miał bogate CV na koniec kariery w fazie play-off. I rzeczywiście, w ciągu ostatnich sześciu sezonów zaliczył tylko dwa występy, w obu przypadkach odpadł w pierwszej rundzie i rozegrał łącznie dziewięć meczów.

Frustrujące jest to, że w przeciwieństwie do graczy takich jak Crosby czy Delvecchio, Dionne nie był lojalny tylko wobec jednej borykającej się z problemami serii. Zaaranżował ucieczkę z Detroit w latach 70. i udał się do Los Angeles, aby rozpocząć drugi rozdział, gdy był jeszcze w doskonałej formie. I zakończył karierę w Rangersach – tak, znowu z nimi – gdy byli co najmniej solidną drużyną w fazie play-off i nie byli zbytnio odlegli od legalnych pretendentów do Pucharu.

Co się więc stało? Po opuszczeniu sezonu posezonowego w swoim ostatnim roku w Kings, został sprzedany do Rangers w ostatecznym terminie w 1987 roku. Udało im się, ale odpadli w pierwszej rundzie, a rok później nie dotarli do play-offów, mimo że Dionne w wieku 36 lat zdobywał prawie punkt na mecz. A potem, gdy Rangersi zmierzali w stronę play-offów w połowie sezonu 1988–89, Dionne po prostu… przestań. Zmęczony ciągłymi sprzeczkami z biurem Rangersów, w połowie sezonu przeszedł na emeryturę i założył firmę zajmującą się czyszczeniem chemicznym.

Indeks smutku: 8/10. Hm, może nikt nie powie Crosby’emu o tej całej opcji „przejścia na emeryturę i zostania pralnią chemiczną”.

Pozostało jeszcze jedno nazwisko, ale najpierw…

Niehonorowe wzmianki

Choć nie jest to poziom zbliżony do niektórych innych historii, Wayne Gretzky w każdym ze swoich dwóch ostatnich sezonów opuszczał play-offy, podobnie jak Jarome Iginla i Paul Kariya. Pat LaFontaine, Roberto Luongo i Jonathan Toews nie zagrali w trzech meczach, a Ryan Getzlaf i Theo Fleury nie dotarli do play-offów w każdym z ostatnich czterech sezonów. Brian Leetch był kolejną ofiarą Rangersów sprzed lokautu; w ostatnich ośmiu sezonach tylko raz przeszedł do play-offów.

OK, przejdźmy do naszej ostatecznej nazwy.

Mario Lemieux

Jakbyśmy nie wystarczająco osłabiali fanów Penguins.

Tak, musimy wspomnieć o Mario, którego emocjonalny powrót pozwolił, aby jego niezrównana kariera pokrywała się z karierą Crosby’ego przez jeden częściowy sezon. Ten powrót miał miejsce w grudniu 2000 roku i był niesamowitym wydarzeniem w środku sezonu, który do dziś uchodzi za jeden z najwspanialszych wieczorów, jakie pamiętam. (T opuszczony sztandar wciąż jest tu trochę kurzu.) Lemieux w zasadzie zaczął od miejsca, w którym skończył, co oznacza, że ​​wszyscy pozostali w lidze wyszli głupio. Poprowadził Penguins do play-offów, gdzie wygrali dwie rundy, zanim odpadli w finale konferencji.

Niestety, choć Lemieux grał przez kolejne cztery sezony, występ w 2001 roku oznaczał koniec jego historii w play-offach. Penguins opuszczali sezon posezonowy w każdym z trzech ostatnich lat przed lokautem, a następnie ponownie w sezonie 2005/2006. W tym sezonie Crosby zadebiutował, a Lemieux rozegrał ostatnie 26 meczów w swojej karierze. Po dwóch Pucharach Stanleya, dwóch zdobytych Pucharach Conna Smythe’a i absurdalnym wznowieniu w fazie play-off na poziomie 1,60 punktu na mecz, Lemieux nie otrzymał zaproszenia po sezonie w żadnym ze swoich ostatnich czterech sezonów.

Indeks smutku: 6,6/10. To było okropne, ponieważ przegapiliśmy świetną grę Mario w play-offach, ale cieszyliśmy się, że w ogóle go mamy. Kibice z Pittsburgha wiedzieli, że zespół jest w dobrych rękach, przekazując pałeczkę temu dzieciakowi z Crosby, który poprowadził ich do 16 występów z rzędu po sezonie, zanim… no cóż, wiesz.

(Górne zdjęcie Sidneya Crosby’ego: Claus Andersen / Getty Images)

Zrodlo