To było właściwa nazwa Pucharu Świata w Padel 2024. Valentino Libaaka (Villa Mercedes, 2005) pojawiła się na jej miejscu 19 lat jako wsparcie Argentyna w trzecim punkcie samego finału Doha. Obok Leona Augsburgera (20 lat), kolejny z wielkich klejnotów albiceleste, zapewnił swojemu krajowi dwunaste zwycięstwo mężczyzn w 20×10 w antologicznych eliminacjach, które zakończyły się zwycięstwem.
Jego pewność siebie i osobowość w różnych momentach meczu Paquito y Yanguowiejego determinacja i siła, gdy jego partner kończy się dyskomfortem, a także jego niezaprzeczalna jakość łopaty w dłoni, uczyniły go jedną z największych obietnic padla. Teraz, przed debiutem w Dubaju z legendą Belasteguinaktóry ufał mu przez ostatnie kilka miesięcy wyścigu, rOpowiedz z MARCA, jaki był Twój wymarzony tydzień w Katarze.
P: Jak przeżyłeś ostatnie godziny, odkąd zostałeś mistrzem świata?
R. To wszystko było naprawdę szalone. To tylko dwa dni, a ja nadal mam wrażenie, że nie jestem świadoma wszystkiego, co przeżyłam. Jestem bardzo zadowolony z tego, co osiągnęliśmy z zespołem i staram się cieszyć z tego tak bardzo, jak to tylko możliwe.
P. Wyobrażam sobie, że Twój telefon się pali i nadal masz nieodebrane wiadomości WhatsApp.
R. To było niesamowite, to niesamowite, jak wiele osób mi gratulowało. Zawsze staram się odpowiadać każdemu, zwłaszcza rodzinie, ale tym razem sytuacja się komplikuje (śmiech).
Wciąż nie jestem świadomy wszystkiego, czego doświadczyłem
P. Czy ponownie śnił Ci się ten ostatni bal, po którym zdobyłeś Puchar Świata?
R. Wtedy bardzo starałem się czerpać z tego przyjemność i prawdą jest, że teraz, po turnieju w Dubaju, zmuszasz się do skupienia się na tym, co nadchodzi. Ale tak, prawda jest taka, że następnego dnia, mówiąc trochę o tym momencie, przyszły mi do głowy przebłyski. Było bardzo miło.
P: Jest kluczowy moment w meczu, kiedy Leo rzuca się na ziemię, bo czuje dyskomfort, jest to moment maksymalnego napięcia, gdy zbliża się koniec… Co o tym myślałeś?
R. No cóż, tysiąc myśli chodzi mi po głowie. Przyszliśmy po przerwie, byliśmy prawie gotowi do meczu i już w pierwszym punkcie tej zmiany Leo był ciasny. Szczerze mówiąc, wszystko się tam pomieszało. Od pierwszej minuty było jasne, że damy z siebie wszystko aż do ostatniej piłki i w tym momencie podkreśliłem Leo, że nie ma innego wyjścia, jak tylko wygrać. Poprosiłam go, żeby pobawił się moim sercem, nie miało znaczenia, czy jesteśmy zmęczeni, czy nie. Włożył wiele wysiłku i zakończył zawody w najlepszy sposób.
P: Czy zwycięstwo z nim u boku było jeszcze bardziej wyjątkowe, po tym wszystkim, co razem przeżyliście?
R. Bez wątpienia było bardzo miło. Na początku, kiedy przekazali nam drużynę na chwilę przed finałem, już mówiliśmy, że jesteśmy bardzo podekscytowani wspólną grą, chociaż szczerze mieliśmy nadzieję, że uda nam się wygrać finał 2:0. Myślę, że to były 3 lub 4 miesiące bez gry, ale znamy się całkiem dobrze.
Zabawa z Belą to coś, o czym nawet nie marzyłem
P: Gdybyś miał wyjaśnić w kilku słowach powody, dla których wygrali trzeci mecz… co byś powiedział?
R. To był świetny mecz, ale w tym przypadku myślę, że część dotyczącą gry należy odłożyć na bok. Myślę, że w tym momencie ogólnie zrobiliśmy różnicę w drużynie. Przez cały tydzień panowała wspaniała atmosfera, ktokolwiek grał, była całkowita pewność zwycięstwa i, szczerze mówiąc, było to bardzo zauważalne w ostatnim meczu. Podczas całej bitwy miałem dobry kontakt z resztą moich kolegów z drużyny, którzy siedzieli na trybunach i myślę, że bardzo nam pomogli.
P. O co Rodri i Gaby cię zapytali, kiedy powiedzieli ci, że zagrają w trzecią grę? Jak wyglądała ta chwila?
R. Zawsze przed meczem spotykamy się, podczas którego ujawniane są nazwiska. Od początku z Leo byliśmy przekonani, że jeśli będziemy musieli zdobyć trzeci punkt, to wygramy. Zespół był pewny siebie, podkreślam, że zdobył pierwsze dwa punkty i zamierzaliśmy tego spróbować, plan był gotowy i tego właśnie chcieliśmy. Teraz ze swojej strony dziękuję trenerom za zaufanie.
Na początku roku Puchar Świata nie był dla mnie nawet celem
P: Gdyby powiedzieli ci na początku roku, że zagrasz w Pucharze Świata i że wygrasz go grając do ostatniego punktu… Czy uwierzyłbyś w to? Szczerze mówiąc.
R. NIE! Zupełnie nie (śmiech). Tak naprawdę nigdy nie było dla mnie celem gra w Pucharze Świata. Skupiłem się na tym, co do mnie należy, na osiągnięciu dobrego poziomu i dalszym doskonaleniu, a jeśli miałbym reprezentować Argentynę… to byłbym najlepszy, jak tylko mogłem. Nie ma nic piękniejszego niż reprezentowanie swojego kraju.
P: Czy byłeś zaskoczony składem Hiszpanii?
R. Nie wiem, czy nas zaskoczyć, naprawdę… Nie powiedziałbym ci tego. Wiem tylko, że wyraziliśmy jasno, że ktokolwiek zagra, my wygramy. Formacja Hiszpanii i Argentyny zna trochę czas i dodaje dodatkowego entuzjazmu do finału, dzięki czemu wychodzisz z meczu znacznie bardziej zmotywowany.
Miałem wątpliwości, że nie wiem, jak zareaguję, grając w finale Pucharu Świata.
P: Kolejne wirusowe zdjęcie przedstawia Sanyo, które podnosi go na duchu po zwycięstwie. Dwa pokolenia z San Luis (Argentyna) zjednoczone w tenisie łopatkowym. Jak minął mu tydzień? Rozumiem, że zawsze był to dla Ciebie punkt odniesienia.
R. Był moim idolem od małego, widywałem go każdego lata i zawsze starałem się na nim skupiać. Możliwość podzielenia się z nim wyborem była czymś wyjątkowym. W finale bardzo mi to pomogło, a to zdjęcie, które umieściłam na Instagramie, myślę, że trudno będzie je przebić w moim życiu. Poza tym jest to wyjątkowy moment, którym mogłem podzielić się z przyjaciółmi.
P. Czy podczas meczu o takich cechach wystąpiły jakieś „specjalne” nerwy?
R. Miałem wątpliwości, mówiąc szczerze, że nie wiedziałem, jak zareaguję. Byłem w 100% przekonany, że się opróżnię, ale zawsze są takie wątpliwości. Ale kiedy założyłem koszulkę swojego kraju, poczułem dodatkową energię, a kiedy czujesz się zmęczony, zdajesz sobie sprawę, że musisz biec jeszcze więcej. Świadomość, że za tobą stoi jakiś kraj… ugh, podnosi cię na duchu, gdy wydaje się, że już nie możesz tego znieść.
P: Rozmawialiśmy o Sanyo… ale teraz dzielisz się utworem z Belasteguínem. Co przyszło Ci do głowy, kiedy zaprosił Cię do wspólnej zabawy?
R. To było trochę dziwne, zaczynałem projekt z Víctorem, był bardzo zmotywowany i tak się stało. Dla mnie było to coś, o czym, szczerze mówiąc, nawet nie marzyłem. Wielu twierdzi, że odkąd widziałem Padla, był on numerem 1 i możliwość dzielenia z nim kortu bardzo mnie ekscytuje. Powiedziałam Víctorowi, a on mnie zrozumiał i jestem wdzięczna, bo w bardzo krótkim czasie poznałam wspaniałą osobę. Teraz muszę jak najbardziej cieszyć się Belą, tworzymy też piękną przyjaźń.
Myślę, że zdjęcie z Sanyo będzie trudne do pobicia w mojej karierze
P. Jakie cele zostały wyznaczone?
R. Na poziomie wyników nikt z nas nie proponuje niczego stałego. Priorytetem było osiągnięcie dobrego poziomu, aby mógł cieszyć się ostatnimi turniejami i walczyć w każdym meczu. W pierwszych dwóch turniejach nie osiągnęliśmy oczekiwanych wyników, ale nadal ciężko pracujemy, w Egipcie spisaliśmy się dobrze, byliśmy na wysokim poziomie i chcemy kontynuować tę dynamikę.
Pytanie: Do ludzi, którzy nie znają Cię zbyt dobrze, zwłaszcza w Hiszpanii. Jak zacząłeś przygodę z paddle tenisem?
R. Zacząłem grać w tenisa, gdy byłem mały, gdy miałem 2-3 lata, a przynajmniej tak mówią moi rodzice, bo nawet nie pamiętam. Odkąd miałem 4-5 lat, interesowałem się tenisem łopatkowym, moi rodzice mają klub wiosłowy, a moje życie w Argentynie, dopóki nie zamieszkałem w Hiszpanii, to ten klub, praktycznie mój pierwszy dom, tak naprawdę chodziłem tam tylko do spania.
W przypadku Beli nie skupiamy się na wynikach, po prostu na byciu konkurencyjnym, walce w każdym meczu i zapewnieniu mu przyjemności z ostatnich turniejów.
P: Jakich miałeś idoli poza Sanyo?
R. Ostatecznie sam Sanyo, ze względu na bliskość, jaką zawsze odczuwałem, jest największym idolem. Był dla mnie bardzo dobrym człowiekiem, odkąd byłem mały i zacząłem w tym. Również Bela była osobą, na którą patrzyłem… a potem Agus (Tapia), z którym przeżyłem wiele dobrych chwil, odkąd przybyłem do Barcelony i teraz jestem bardzo szczęśliwy, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Zawsze staram się patrzeć na to, co najlepsze.
P: Mówisz, że gra z Belą nie była nawet marzeniem, ale jakie marzenia ma w głowie Tino Libaak?
R. Myślę, że od najmłodszych lat marzy się o byciu numerem 1, o czymś, o czym można by zapytać większość, a ona by ci odpowiedziała. Znalezienie się na szczycie zawsze będzie moim marzeniem i mam nadzieję, że dzięki dużej pracy uda mi się to osiągnąć. Nie wiem, czy mam ich więcej, szczerze mówiąc, ale hej, jeśli teraz by mi to przyszło do głowy, powiedziałbym, że mógłbym reprezentować Argentynę jeszcze wiele razy (uśmiech).