Około piętnastu minut po niedawnym występie Stinga w Wiltern w Los Angeles pomyślałem: „Człowieku, jak na faceta, który musi być po sześćdziesiątce, Sting wygląda Świetnie.” Potem przypadkiem zerknąłem w lewo, gdzie jeden z moich kolegów z koncertu wyciągnął telefon – ponieważ najwyraźniej myślał w ten sam sposób – z tą różnicą, że na jego ekranie widziałem duży, pogrubiony tekst: 73 lata.
Wiek to tylko liczba, jeśli chodzi o urodzoną w Anglii ikonę muzyki, dawniej The Police, a teraz całkowicie on sam. Sting nie musiał wiele robić, aby dominować na scenie; ubrany w T-shirt i dżinsy, które idealnie pasowały do jego szczupłej, ale potężnej sylwetki, wyglądał świeżo, zdrowo i zaangażowanie jak każdy dwudziestokilkuletni rockman.
Ujawnienie, ile ma lat, było szokiem, ale jednocześnie zachwycającym. Wszystkie żarty na temat bardzo możliwej nieśmiertelności Stinga są oczywiste, od umów z diabłem, przez nawiedzone portrety na strychu, po bardzo udowodnione korzyści płynące z jedzenia wegetariańskiego i regularnych ćwiczeń. (Możesz też przy okazji dorzucić kilka komentarzy na temat tantry.) Ale oglądając go tego wieczoru na scenie, miałem wrażenie, że To był prawdziwy sekret – bycie muzykiem, granie na basie i gitarze dla publiczności, która naprawdę kocha jego muzykę.
Sting 3.0 dostarczył wszystkie hity, jakie można usłyszeć na koncercie Stinga, w tym małą wycieczkę w jego „fazę kowbojską” (jak to ujęła Krysta, moja przyjaciółka/plus one tego wieczoru) z utworem „I” z 1996 roku Jestem tak szczęśliwy, że nie mogę przestać płakać.” Cofnął się w czasie pierwszą piosenką, jaką w życiu napisał – „I Burn for You”, którą po raz pierwszy nagrał z zespołem Last Exit w latach 70. Utwór brzmiał równie świeżo i oryginalnie jak wydany w 1999 roku „Desert Rose”, pomimo różnicy dziesięcioleci i wpływów muzyki świata „Desert Rose”.
Występując nieco ponad tydzień po dniu wyborów w 2024 r., Sting unikał zbytniego politycznego przekomarzania się na scenie, mimo że publiczność była czymś więcej niż tylko zabawą w odnalezienie własnego znaczenia w tekstach; podczas drugiej piosenki wieczoru „If I Ever Lose My Faith in You” ludzie wzruszyli ramionami mocny reakcja na tekst „Można powiedzieć, że straciłem wiarę w naszych polityków”.
Stingowi to jednak nie przeszkadzało – tak naprawdę po zagraniu pierwszych czterech piosenek z pełną mocą powiedział publiczności, że „nie mam zamiaru rozmawiać o wyborach”. Z tyłu teatru jeden z widzów krzyknął, że powinien, ale zamiast tego Sting zaczął opowiadać o swoim domu — „właściwie bardziej o zamku” — i o tym, jak jest otoczony polami pszenicy, które w słońcu wyglądają złociście … Można się domyślić, gdzie dalej potoczyły się wydarzenia.
Sting usiadł na stołku, słuchając „Fields of Gold” i kilku piosenek później, ale szybko stanął na nogi, równie podekscytowany jak poprzednio. Być może kluczem do energii Stinga na scenie jest spontaniczność wpleciona w występ – możliwość ćwiczenia się, odkrywania i improwizowania. Nie chodzi tylko o granie dla niego hitów — pod koniec „If I Ever Lose My Faith in You”, drugiej piosenki wieczoru, on i gitarzysta Dominic Miller szczycili się dekonstrukcją utworu na serię rozbudowanych riffów przed zamknięciem. z hukiem.
Dodatkowo jest fragment programu Sting 3.0, w którym Sting zwraca się do Millera, aby wybrał, co zagrają jako następne w przypadku kilku piosenek, a wybory te wydają się mieć na celu zaskoczenie Stinga: Kiedy KonsekwencjaSpencer Kaufman widział Stinga w Port Chester w stanie Nowy Jork w zeszłym miesiącu, Miller wybrał piosenki „Wrapped Around Your Finger” i „Can’t Stand Losing You”.
Miesiąc później w Los Angeles Miller wybrał „To prawdopodobnie ja”, napisany pierwotnie przez Stinga dla Zabójcza broń 3 ścieżka dźwiękowa. (Jeśli nie znasz tej ostatniej piosenki, to zdecydowanie brzmi jak idealny podkład muzyczny do sceny, w której Mel Gibson próbuje uwieść podejrzanego.)
Sting zakończył wieczór utworem „Every Breath You Take”, po którym nastąpił hardrockowy bis „Roxanne” i znacznie łagodniejsza, introspektywna wersja „Fragile”. Był to ten sam zestaw piosenek, którego używał na zakończenie poprzednich przystanków tras koncertowych — zgodnie z zamysłem, powiedział publiczności: chciał „zakończyć czymś cichym i przemyślanym, abyście wyszli stąd spokojni i zamyśleni”. Był to wybór, który przemawiał do pasji Stinga do jogi, będącej koncertowym odpowiednikiem jogi Shavasana. Oczywiście jeden z najsłynniejszych praktyków jogi na świecie zdecydowałby się zakończyć swój koncert podobną nutą.
Oglądanie Stinga występującego na żywo wydaje się być naukowym potwierdzeniem tego, jak spędził ostatnie siedem dekad swojego życia – że dzięki połączeniu czystego życia i pełnego zaangażowania w swoje rzemiosło w jakiś sposób natknął się na sekret nieśmiertelności. Jest to oczywiście przesada; nawet Sting składa się ze śmiertelnego ciała, utrzymywanego przy życiu przez mięśnie i narządy, które mają datę ważności. Podobnie jak reszta z nas. Ale to, że nauka jest prawdziwa, nie oznacza, że magia nie jest, przynajmniej jeśli chodzi o Stinga. I dopóki on będzie oddychał, zamierzam wierzyć.
Poniżej możecie zobaczyć zdjęcia z występu Stinga w Capitol Theatre.