On Real Madryt poniósł pierwszą porażkę w sezonie na własnym boisku przeciwko Efes (64-74) w meczu, w którym miał podpisać historyczny powrót po popełnieniu groteskowej pierwszej połowy, w wyniku której został śmiertelnie ranny (18-45, min 18). Każda inna drużyna by się poddała, gdyby nie biali, wierni duchowi klubu, W drugiej połowie zaprezentowali brutalną reakcję co pozwoliło im cieszyć się zwycięstwem.
Efes już widział, jak pakują zwycięstwo do walizki i udają się do Stambułu nie biorąc pod uwagę niezłomnego charakteru rywalazwłaszcza w najbardziej niesprzyjających sytuacjach, a nadmiar pewności siebie pozwolił Madrytowi odwołać się do epopei. Zrobił to z duma Campazzo i Deck, wskrzeszenie Hezonji i obrona strefowa z którym pracowali częściowo 36-13 (62-63, min 36). Ale potem przyszło trójki Willisa i Beaubois aby poświadczyć klęskę białych, którzy zginęli na brzegu.
Zespół cyklotymiczny
Madryt po raz kolejny pokazał się jako zespół cyklotymicznylub zdolny do tego, co najlepsze i najgorsze. W okropna pierwsza połowa Wrócili na swoje stare sposoby z przepuszczalną obroną, a jedyną szansą, jaką znaleźli w ataku, aby uniknąć zaciekłości Turków, była gra za trzy punkty. jakby to był mały zespół. I z gorszym procentem nawet niż mały zespół: 1/17 t3 do przerwy i 5/34 t3 na koniec meczu. Ciężar, za który słono zapłacili.
Jej pierwsza część była godna muzeum grozy. Darius Thompson podpalił lont dla Turkówktóry bez pomysłu i bez skutku udusił w obronie rywala. Takie było jego szaleństwo Na koniec kwarty stanął z zaledwie trzema koszami i nieznośną karuzelą błędów: 3/7 t2, 0/10 t3 i 0/1 rzutów wolnych. Dobrze poruszali piłką, ale nawet nie wrzucili jej do basenu. Całkiem odwrotnie Efes, który leciał z Thompsonem, Johnsonem i byłym zawodnikiem Realu Madryt Poirierembardzo zmotywowany (6-19).
Samobójstwo z potrójnego (1/17)
Mateo potrząsał shakerem w poszukiwaniu punktów. Dał wstęp Deck i Rathan-Mayespotem do Hugo González i Lulla nawet wykonane Feliz. Jednak jego strzał nadal był celny (5/10 t2 i 0/13 t3) i Efes, dowodzeni przez Eliasza Bryanta (9 punktów w drugim akcie) stracił z oczu widmowego rywala (18-45, min 18). Wybuch dumy Campazzo a obrona strefowa w pewnym stopniu zatamowała krwawienie (25-47, min 20) spowodowane samobójstwem z Triple (1/17).
Po przerwie występ Madrytu był radykalnie odwrotny do tego, co widzieliśmy do tej pory. Jego piłkarze chcieli otrząsnąć się z zawstydzenia, jakie wywołali w pierwszej połowie. i osiągnęli to, zwiększając intensywność obrony w strefie, która wzbudziła wątpliwości Efesa. I Stamtąd powrócił do ataku z nieskończoną dumą Decka i Campazzodo których dołączył niekonsekwentny Hezonja (do tego czasu potrójne 0/8). Cała trójka zdobyła 20 z 24 punktów swojej drużyny (24-11) w trzecim akcie (49-58, min 30).
Wyrok Willisa i Beaubois
Biali poczuli już zapach krwi i wydawali się gotowi, aby zakończyć mecz decydującym kęsem trójki Hezonji i Llullakon Campazzo właściciel i pan rytmu (62-63, min 36). Kiedy jednak historyczny powrót był na wyciągnięcie ręki (był to drugi co do wielkości w historii Euroligi), Przybyły trójki Willisa i Beaubois co wybudziło ich gwałtownie ze snu (62-69, min 38). A flop do Campazzo, gdy pozostało 1,12, definitywnie uniemożliwił jakąkolwiek próbę cudu, który był bliski.
Karta techniczna:
64 – Real Madryt (6+19+24+15): Campazzo (20), Abalde (4), Hezonja (13), Ndiaye (-), Tavares (4), -cinco inicial-, Llull (6), Ibaka (5), Hugo González (2), Deck (10) i Rathan-Mayes (-).
74 – Anadolu Efes (19+28+11+16): Beaubois (9), Thompson (10), Johnson (3), Osmani (5), Poirier (8), -cinco inicial-, Bryant (13), Smits (8), Nwora (10), Oturu (5), Ozdemiroglu () i Willis (3).
Sędziowie: Robert Lottermoser (Niemcy), Uros Nikolic (Serbia) i Eduard Udyanskyy (Wielka Brytania). Sergio Llull został wykluczony z powodu fauli osobistych (m.39).
Przypadki: mecz odpowiadający 10. kolejce Euroigi rozgrywany w WiZink Center na oczach 8434 widzów.