Możesz go kręcić, posmarować cukrem, ułożyć w dowolny sposób.
W zeszłym sezonie miał minus 30 przy stosunku pięciu na pięciu; jest nawet w tym sezonie. Jego oczekiwany procent bramek wzrósł, jego udział strzałów wzrósł, a liczbę bramek straconych w ciągu 60 minut zmniejszył prawie o połowę. Przeciwnicy mają mniej prób oddania strzału, mniej szans na zdobycie gola i mniej sytuacji stwarzających duże zagrożenie.
Niemal pod każdym względem Connor Bedard gra w tym sezonie lepszy hokej niż w zeszłym.
Prawie dowolna metryka.
Nie ten, który jest najważniejszy. Nie taki, który powinien mu przychodzić łatwo. Nie ten, który uczynił go perspektywą pokoleniową i nadzieją na franczyzę.
Bedard nie strzela. Nie strzelił gola od trzech tygodni. W ośmiu meczach. Za 150 minut 1 sekunda czasu lodowego. W 21 celnych strzałach. W 36 próbach strzału. To najdłuższa susza bramkowa w jego krótkiej karierze w NHL, a w Western Hockey League nigdy nie był nawet bliski osiągnięcia tego celu. To może być najdłuższy okres, w którym nie zdobył bramki w całym swoim życiu.
To zrozumiałe, że jest sfrustrowany. Uderza kijem, zaciska zęby, ze złością wbija krążek we własną siatkę po zamykającym mecz pustej bramce w Seattle.
A teraz wraca do domu, aby zagrać po raz pierwszy. To duży ciężar dla ulubionego syna North Vancouver. To może być najgorszy możliwy czas na jego pierwszy mecz w NHL w Vancouver.
„No cóż, miejmy nadzieję, że to najlepszy czas” – odparował trener Blackhawks Luke Richardson. „Aby wnieść trochę więcej energii do swojej gry”.
Na początku tygodnia Bedard bagatelizował aspekt powrotu do domu. Opuścił zeszłoroczny mecz w Vancouver z powodu złamania szczęki, które kosztowało go 14 meczów. Bedard żartował, że „zapłaci za nocną grę” ze względu na wszystkie bilety, które musiał kupić dla rodziny i przyjaciół, ale nie mógł się doczekać domowego posiłku i miłych twarzy w piątkowy wieczór.
W sobotni poranek, kiedy zwróci się na niego niemal każdy reporter w Kolumbii Brytyjskiej, będzie dużo więcej twarzy. Choć w drugim sezonie jego reflektory nieco przygasły, dla Bedarda ta część nie jest niczym nowym. To będzie po prostu kolejny dzień w zoo dla jednego z największych nazwisk hokeja.
„Będzie musiał przez to przejść” – powiedział Richardson. „Ale miał to już wcześniej, podczas zawodów World Juniorów, w drafcie i w swoich pierwszych meczach w lidze, kiedy zaczynaliśmy przeciwko (Sidneyowi) Crosby’emu. I zawsze robią wielką aferę z powodu (zmierzenia się z Connorem) McDavidem lub (Nathanem) MacKinnonem, niektórymi z dużych ośrodków, którzy zaczynali jak Connor. To dobra fabuła i myślę, że jest do tego przyzwyczajony. Nie sądzę, żeby to mu przeszkadzało ani trochę.”
Martwi go brak produkcji. Bedard strzelił w tym sezonie zaledwie trzy gole w 17 meczach. Stało się tak po zakończeniu poprzedniego sezonu jednym golem w ostatnich 14 meczach. W tym sezonie nadal znajduje się w pierwszej dziesiątce ligi pod względem szans na zdobycie gola pięć na pięć, a jego 13 punktów jest w pełni przyzwoite i prowadzi w drużynie. Jednak po raz pierwszy w tym sezonie, być może po raz pierwszy w swojej karierze w NHL, Bedard wyglądał zwyczajnie w ostatnich czterech meczach.
Z pewnością nie pomogło to, że Richardson zmieniał swoich kolegów z linii niemal w każdym meczu – a często także w trakcie meczów. Bedard w trzeciej kwarcie w Seattle znalazł się na skrzydłach z Ryanem Donato i Craigiem Smithem. Ale Bedard zjeżył się na myśl, że potrzebuje konsekwencji wśród swoich kolegów z linii. Jego ogólna frustracja była widoczna w jego lakonicznych odpowiedziach na ten temat.
„To oczywiście zadanie (sztabu trenerskiego)” – powiedział w środę. „Spróbuj znaleźć to, co będzie najlepsze dla naszej grupy, wszystkie cztery linie. Więc oni to robią, a my po prostu wychodzimy i gramy z nowymi lub ( tymi samymi) chłopakami, czy czymkolwiek innym.
Frustracja jest wyraźna i zrozumiała. W wygranym 4:2 meczu w Anaheim 3 listopada Bedard miał siedem prób oddania strzału, pięć szans na zdobycie bramki i trzy ryzykowne okazje w grach pięć na pięciu, zgodnie z naturalną sztuczką statystyczną. W czterech meczach od tego czasu zdobył łącznie dziewięciu prób oddania strzału, trzech szans na zdobycie bramki i ani jednej sytuacji stwarzającej duże zagrożenie. Jak Bedard powtarzał wielokrotnie, odkąd przyjechał do Chicago, zaczynasz się martwić, gdy przestajesz dostawać szanse. I nie dostaje szans.
Ale jego koledzy z drużyny z pewnością nie wydają się zmartwieni.
„Wszyscy byliśmy już w tym miejscu” – powiedział Ryan Donato, który znajduje się po przeciwnej stronie skali, mając na koncie osiem bramek najwięcej w drużynie. „W tej lidze jest wielu chłopaków, którzy są niesamowitymi graczami, którym czasami trudno jest znaleźć drogę do siatki. To zabawne, ale czasami zdarza się, że odbije się od nagolennika lub łyżwy i będzie szczęśliwy – jesteś tuż przy siatce, uderza cię i wpada do środka.
„Wiem, że prawdopodobnie trochę to czuje i chce strzelić gola, ale wiem, że z pewnością może odwrócić sytuację i zrobić się równie gorąco. Musi po prostu zachować pozytywne nastawienie, nadal próbować grać we właściwy sposób, a wiem, że kiedy jest gorący i czuje się dobrze, może być jednym z najbardziej dominujących zawodników w lidze. Mam nadzieję, że nadal będzie pozytywnie nastawiony i będzie nadal ciężko pracował. To jeden z najciężej pracujących pracowników, jakich kiedykolwiek spotkałem, więc nie sądzę, że będzie to stanowić problem. Miejmy nadzieję, że wkrótce to odwróci.”
Co może być lepszego niż zrobienie tego w swoim rodzinnym mieście?
„Nie widzę, żeby kiedykolwiek się na coś wzdrygnął” – powiedział Richardson. „Gdyby udało mu się tam dostać, strzelić kilka goli i przełamać tę suszę, myślę, że byłaby to dla niego świetna platforma, aby to zrobić. I byłoby wielu szczęśliwych ludzi, w tym my.
(Zdjęcie na górze: Steph Chambers / Getty Images)