Muzykę Phila Elveruma, podobnie jak starodrzewy, w których waszyngtoński autor tekstów znalazł ostatnio twórczość, charakteryzują cykle zniszczenia i odrodzenia. Do pierwszego poważnego rozłamu doszło, gdy po 2003 roku wysadził mikrofony Góra Niesamowita i przyjął nazwę albumu jako nowy alias; drugi pojawił się po śmierci jego partnerki, Geneviève, w 2016 roku, na serii surowych albumów, które liczyły się z poetyckim traktowaniem nietrwałości przez jego młodszego ja. Monumentalny nowy album Elverum Mount Eerie Pałac Nocy czuje się zarówno trzecim ostatecznym zerwaniem, jak i kulminacją jego pracy przez ostatnie 25 lat. W jego 81-minutowym uścisku znajduje się miejsce dla wszystkich wcześniejszych Elverumów: poety zen, surowego realisty, blackmetalowego szamana, dzieciaka majstrującego przy sprzęcie nagrywającym na zapleczu Biznes w Anacortes i ucząc się, jak ożywiać dźwięki w swojej głowie.
Odpowiada także na pytanie, czy kiedykolwiek ponownie stworzyłby epopeję na wzór swojego wczesnego arcydzieła Blask, cz. 2przesiąknięty naturalnymi obrazami i obfitujący w studyjne sztuczki. Po serii okrojonych płyt, gdzie mantrą było „każda poezja jest głupia”, z ulgą słucham albumu, na którym dosłownie dwukrotnie recytuje poezję – a także rozmawia z rybą, która odpowiada znajomy akcent stonera. Pałac Nocy obejmuje jedne z najwspanialszych widoków i najwspanialszych zdjęć ze wszystkich albumów, jakie kiedykolwiek stworzył. Jednak głos autora piosenek jest wyraźnie głosem post-Wrona spojrzała na mnie Elverum, zawsze kwestionujący własną sztukę i założenia, pełen zachwytu nad światem przyrody, ale nieufny przed nadawaniem mu metaforycznego znaczenia. Mając 46 lat, wciąż próbuje wyjaśnić, co tak naprawdę oznacza ta długa piosenka, którą śpiewa przez całą swoją karierę.
Na 26 utworach ledwo przekraczających pojemność pojedynczej płyty CD, Pałac Nocy to podwójny album pod jakąkolwiek definicją, nie tylko w sensie klasyczno-rockowym, i związany z tym bałagan, ale zgodny z prawdą. Pierwsza płyta zawiera jedne z najpiękniejszych piosenek, jakie Phil Elverum kiedykolwiek napisał. „Broom of Wind” to doskonała miniatura, tak zwięzła jak wiersz Joanne Kyger, od którego pochodzi nazwa albumu, osadzona w zdumiewającym, niebiańskim barokowym popie trwającym 99 sekund; od razu prześciga się w „I Walk”, jednej z tych kultowych ballad On robi lepsza niż ktokolwiek inny w indie rocku. „Blurred World” to winieta zadowolenia, której akcja rozgrywa się podczas sikania o północy, która wpuszcza odrobinę kudłatego humoru MJ Lendermana do uniwersum Elverum. „Empty Paper Towel Roll”, „I Saw Another Bird” i przywołujący na myśl chorobę morską wczesny fragment „Huge Fire” wywodzą się z tego samego żwawego brzmienia zespołu na żywo, które eksplorował na płycie z 2015 roku Saunaostatni album, jaki wydał przed śmiercią Geneviève.