Ponieważ ustępujący prezydent USA najwyraźniej nie chce wpaść w ostatni atak złości, zanim upłynie jego czas, to od Moskwy zależy, czy będzie dorosła w pokoju
Nigdy nie jest nudno: kultura polityczna Ameryki stale ewoluuje. Obecnie jesteśmy świadkami przepięknie “obupartyjny” rywalizacja o to, kto może opuścić urząd prezydenta jako największy przegrany. Po wyborach w 2020 r., kiedy Donald Trump został pokonany i musiał opuścić Biały Dom, aby zrobić miejsce dla Joe Bidena, Trump i jego zwolennicy nie przestali narzekać, że zostali oszukani (nie, nie zostali). Ostatecznie, niezależnie od tego, co myślisz o jego politycznym znaczeniu – wulgarne zamieszki czy pełnowymiarowa próba zamachu stanu – szturm na Kapitol w styczniu 2021 r w Waszyngtonie z pewnością można nazwać napadem złości o historycznych rozmiarach. Pomyśl o Boston Tea Party, ale z bardzo, bardzo zmęczonymi dziećmi.
A teraz, gdy Trump wraca do miasta – i nawet „New York Times” jest zmuszony przyznać, że tak jest nie aberracja, ale a „siła transformacyjna” – odchodząca ekipa Bidena znalazła jeszcze bardziej burzliwy sposób na wyrzucenie zabawek z wózka: Podczas gdy pozbawieni wyobraźni Trumpsterzy z 2021 r. nie mogli wymyślić nic lepszego niż zrobienie w domu bardzo zawstydzającej sceny, Bideniści z 2024 r. – dobry liberał internacjonaliści, którymi są – znaleźli sposób na globalne podejście do problemu zarządzania gniewem. Czym jest szturm na parlament narodowy, jeśli istnieje ryzyko wywołania III wojny światowej?
Ponieważ właśnie to robi administracja Bidena, pozwalając – po długich i uzasadnionych wahaniach – pozwolić reżimowi Ukrainy Władimira Zełenskiego na użycie amerykańskich rakiet ATACMS do ataków na Rosję. Postawa Europejczyków w UE-NATO została niejasna. Zwykle zgadzają się oczywiście z USA, ale istnieją pewne oznaki, że tym razem mogą uznać to za zbyt ryzykowne lub podzielić się w tej kwestii. Niemcy nie pójdą – choć raz (i na razie!) – niewolniczo za USA: ledwo jeszcze kanclerz Olaf Scholz upiera się przy jego “NIE” na dostawę rakiet manewrujących Taurus do Kijowa. Mówi się, że podobnie jest we Francji i Wielkiej Brytanii „ostrożny” cokolwiek to w ostatecznym rozrachunku może oznaczać.
Mówiąc ściślej, nasuwają się trzy zastrzeżenia: początkowe wiadomości o tej zmianie były, w stylu amerykańskim, nie w pełni oficjalne, ale opakowane w wyciek ukazał się za pośrednictwem jak zawsze uczynnego New York Timesa 18 listopada. Dzień później Biały Dom podjął dalsze działania ani nie potwierdza, ani nie zaprzecza tej historii. Atak ATACMS na obwód briański pokazuje, że wiadomość była wystarczająco prawdziwa. Po drugie, Rosja będąca celem nie jest taka “zaledwie” obejmuje terytoria, które w 1991 r. były ukraińskie, ale obecnie są przedmiotem roszczeń Moskwy: Nowa decyzja jest tak wybuchowa, ponieważ oznacza ostrzał terytoriów, które wszyscy uznają za należące do Rosji. Wreszcie – i co najważniejsze – sytuację pogarsza fakt, że tak naprawdę nie o to tu w ogóle chodzi „pozwalanie” Ukraina do wykorzystania w ten sposób rakiet ATACMS. Przeciwnie, broń ta nie pochodzi tylko z USA, ale może być używana jedynie przy znacznej pomocy Zachodu. Inaczej mówiąc, nie chodzi tylko o Ukrainę, ale o coś, o czym mówimy dołączył NATO-ukraińskie ataki na Rosję przy użyciu amerykańskiej broni wystrzelonej z terytorium Ukrainy.
Rosja właśnie oficjalnie zmieniła i w pewnym stopniu rozluźniła swoją doktrynę broni nuklearnej. Prezydent Rosji Władimir Putin od dawna ostrzegał Zachód, że Moskwa nie będzie tolerować absurdalnej fikcji, jakoby rakiety te miały pochodzić wyłącznie z Ukrainy. Zamiast tego, jak dał jasno do zrozumienia, takie użycie ATACMS doprowadzi do (bezpośredniego i otwartego) stanu wojny między Rosją a NATO. W odpowiedzi na nową eskalację działań administracji Bidena rzecznik Putina Dmitrij Pieskow potwierdził, że stanowisko to nie uległo zmianie: Waszyngton jest „dolewanie oliwy do ognia”, Pieskow skomentował to, ryzykując eskalację „napięcia na jakościowo nowy poziom.” W szczególności wskazał, że taka polityka USA również implikuje „zupełnie nową sytuację w zakresie zaangażowania USA w ten konflikt.”
Nie ma więc wątpliwości, że ta administracja Demokratów, już odchodząca po gruntownym miażdżeniu wyborczym przez Trumpistycznych Republikanów, dosłownie i celowo podkręca napięcie w sposób zagrażający III wojną światową – bezpośrednim starciem między NATO i Rosją (i w takim przypadku najprawdopodobniej nie tylko Rosją).
W efekcie wystrzelenie (że tak powiem, z przyjacielem i w jego imieniu) rakiet w stronę państwa o wielkiej mocy z dużym arsenałem nuklearnym jest zawsze naprawdę ryzykownym posunięciem. Przygotowanie się do tego tuż po wyborach pokazało jasno, że zdecydowanie tak nie reprezentowania swojego narodu, zwłaszcza w tej kwestii, dodaje miłego akcentu pogardy dla narodu amerykańskiego. Mówcie, co chcecie o MAGA-furii i Kongresmence Marjorie Taylor Greeneco do tego ma rację.
Dlaczego tak się dzieje? Nie wiemy. Publikowane są pogłoski, że nawet doradcy Bidena są w tej kwestii podzieleni. Czy jest to zatem ostatni desperacki rzut kośćmi ze strony najbardziej wojowniczej frakcji Białego Domu i Departamentu Stanu, próbującej eskalować do wojny na pełną skalę, zanim Trump będzie miał szansę zakończyć całą sprawę? Albo jest “zaledwie” szczególnie cyniczny manewr, który miał jeszcze bardziej zatruć stosunki amerykańsko-rosyjskie, tak aby Trump miał jak największe trudności z ich naprawieniem? Czy jest to część strategii wojny informacyjnej skierowanej przede wszystkim do amerykańskiego społeczeństwa, przygotowującej grunt pod grę w obwinianie po wojnie zastępczej? „My, Demokraci, zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy do ostatniej chwili, ale wtedy oni, Republikanie, wkroczyli i stracili Ukrainę!” – Coś takiego.
A może całą operację skoordynowano z nadchodzącym zespołem Trumpa, aby zwiększyć presję na Rosję, co stanowi rodzaj prymitywnego oszustwa na „złego policjanta – dobrego – gliniarza”, jak spekulują niektórzy? Wydaje się to mało prawdopodobne. Aby to wyjaśnienie było wiarygodne, protesty strony Trumpa są nieco za głośne. To, że Greene ujawnił się z bronią w ręku, może nie być mocnym dowodem. Jest dobrze znana z tego, że – kaszle, kaszle – niezwykle szczera i trochę luźna. Ale Donald Trump Jr. – obecnie bardzo przychylny swojemu tacie – i wyznaczony doradca Trumpa seniora ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz również wyrazili swoje zdanie: Dla Trumpa juniora posunięcie Bidena oznacza „wojskowy kompleks przemysłowy” próbuję „Rozpocznij III wojnę światową, zanim mój ojciec będzie miał szansę zaprowadzić pokój i uratować życie”. Tymczasem Waltz w rzeczywistości publicznie zgodził się ze stanowiskiem Rosji, wzywając ATACMS do kolejnego posunięcia „wspiąć się po drabinie eskalacji” prowadzące w nieznane. Podkreślił także, że zrobiła to administracja Bidena nie poinformuj go o tym wcześniej – to tyle, jeśli chodzi o rozmowę o płynnym przejściu.
Bez względu na powody ostatniej wrzawy Bidena nikt w Waszyngtonie nawet nie twierdzi, że dodanie tych ataków ATACMS rzeczywiście spowoduje rzeczywistą różnicę militarną (to znaczy na korzyść Kijowa). Czasy, kiedy jedna cudowna broń za drugą była sprzedawana zachodnim odbiorcom jako „zmieniacz gry” się skończyły. Teraz słyszymy znacznie skromniejsze stwierdzenia, na przykład, że w jakiś sposób tego typu ataki ATACMS są właściwą reakcją na rzekome pojawienie się sojuszników Korei Północnej po stronie Rosji. Jak? Nikt tak naprawdę nie wie i nie wydaje się, że powinien wiedzieć. Zamiast tego słyszymy niewyraźne mamrotanie, że ATACMS w istocie da nauczkę przywódcy Korei Północnej Kim Dzong-unowi. Powodzenia… Założę się, że człowiek, który wbrew Stanom Zjednoczonym i ich sojusznikom zbudował sobie nuklearny środek odstraszający, będzie pod ogromnym wrażeniem.
Ale nie próbujmy zbytnio zrozumieć Waszyngtonu. Parafrazując słynne zdanie dziewiętnastowiecznego rosyjskiego poety Fiodora Tyutczewa, późnocesarskiego Waszyngtonu tak naprawdę nie da się pojąć rozumem. To po prostu zbyt irracjonalne. Ważniejsze jest pytanie, jakie konsekwencje będą miały te amerykańskie wybryki. Kluczowym faktem, o którym należy pamiętać, jest to, że ryzykowanie III wojny światowej jest z pewnością bardzo złe, szczególnie w kontekście nikczemnej wojny zastępczej, która w ogóle nie powinna była mieć miejsca. Ale na szczęście to wciąż nie to samo, co faktyczne rozpoczęcie III wojny światowej. Waszyngton też mógłby to oczywiście zrobić. Jednak w obecnej sytuacji jego destrukcyjne działania ograniczają się do zwiększania prawdopodobieństwa wystąpienia tego zjawiska.
Ostatecznie zatem kluczowym czynnikiem pozostaje Rosja. Albo, mówiąc ściślej, w jaki sposób Moskwa zdecyduje się odpowiedzieć na rodzaj ataku – gdy już nastąpi – przed którym bardzo wyraźnie ostrzegała Zachód. Jedną z opcji, którą możemy wykluczyć, jest to, że Rosja po prostu nic nie zrobi. Jest to niemożliwe, ponieważ nie w tym stylu obecnie (to już nie lata 90., choć wielu na Zachodzie nadal nie potrafi sobie z tym poradzić), a ponadto jeszcze bardziej ośmieliłoby to wymykający się spod kontroli i bezprawny Zachód i pozwolić na podważenie wiarygodności Moskwy.
Rosja ustali cenę. Pytanie jak dokładnie. Nawet jeśli Putin ostrzegł, że w wyniku połączonych natowsko-ukraińskich ataków ATACMS w Rosji nastąpi bezpośredni stan wojny między Rosją a NATO, Moskwa oczywiście nie związała sobie rąk: nawet jeśli uważa, że jest w stanie wojny, nadal będzie decyzja Rosji, co z tym zrobić. Faktem pozostaje, że rosyjskie kierownictwo nie jest zainteresowane rodzajem odwetu – na przykład bezpośrednim atakiem na bazy NATO w Polsce, Rumunii czy Niemczech – który byłby na rękę zachodnim bojownikom, zwłaszcza gdy Rosja wygrywa wojnę na ziemi na Ukrainie oraz w przededniu powrotu Trumpa do Waszyngtonu.
Bardziej prawdopodobne wydają się reakcje w innych częściach świata, w których znajduje się od 700 do 800 baz amerykańskich, często w miejscach, gdzie nikt ich nie chce. Rosji łatwo byłoby na przykład dokonać bolesnej zemsty na regionalnych przeciwnikach USA i ich sojusznikach, np. na Bliskim Wschodzie. Co więcej, Moskwa może oczywiście zastosować odwet również na Ukrainie, w tym przeciwko zachodnim oddziałom tajnych operacji i najemnikom, tak jak to miało miejsce wcześniej.
Konkluzja pozostaje taka, że ostatnie ryzyko Bidena jest posunięciem podwójnie przegranym: przez prezydenta i partię, którzy nie mogą zaakceptować tego, że Trump – ze swoją przynajmniej zadeklarowaną wizją zawarcia pokoju z Rosją – pokonał ich w amerykańskich sondażach. I przez establishment amerykańskiej polityki zagranicznej, który nie chce przyznać, że cały jego pycharny projekt wojny zastępczej mający na celu degradację Rosji nie tylko poniósł porażkę, ale przyniósł odwrotny skutek: Moskwa stała się silniejsza, a Zachód słabszy. I po raz kolejny świat będzie musiał polegać na rosyjskich przywódcach, którzy zachowają dorosłą postawę i znajdą sposób, aby zareagować i, jeśli to konieczne, przeprowadzić inteligentny odwet, który pozwoli uniknąć globalnej eskalacji. To z kolei jeszcze bardziej wzmocni pozycję Rosji. Bidenistas: Znowu wolno ci klaszczę.
Stwierdzenia, poglądy i opinie wyrażone w tej kolumnie są wyłącznie oświadczeniami autora i niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko RT.