TORONTO — Zespół Montreal Canadiens przybył tutaj z poczuciem, że nabrał rozpędu, pomimo serii pięciu porażek z rzędu, która mówi ci wszystko, co musisz wiedzieć o tym zespole w tym momencie.
Czuli, że zrobili kilka dobrych rzeczy przeciwko Pittsburgh Penguins. Zadbali o krążek po tym, jak zachowywali się niedbale i nieodpowiedzialnie przez kilka meczów, co było najbardziej widoczne w trzeciej kwarcie przeciwko Washington Capitals.
Przegrali ten mecz.
Zagrali świetną pierwszą połowę u siebie przeciwko Calgary Flames i był to prawdopodobnie ich najlepszy pierwszy okres w sezonie.
Ten mecz także przegrali, choć w dogrywce.
Posiadali krążek w strefie ofensywnej jak szalony czwartek w New Jersey przeciwko Devils.
Ten mecz też przegrali.
To w porządku, jeśli nie kluczowe, aby Kanadyjczycy nie zgubili się w wynikach. Kierowanie się procesem jest ważne i przy każdej z poprzednich strat proces Canadiens powodował stopniową poprawę.
Ale jedną rzeczą jest nie zgubić się w wynikach, a zupełnie inną jest ich całkowite zignorowanie. Kanadyjczyków nie stać na coś takiego i wygląda na to, że właśnie to robią.
Obudzą się w niedzielny poranek i będą na ostatnim miejscu w klasyfikacji generalnej NHL. Biorąc pod uwagę wszystko, na co Canadiens liczyli w tym sezonie, powinno to być nie do przyjęcia.
A jednak…
W zeszłym tygodniu w Pittsburghu trener Canadiens Martin St. Louis został zapytany o statystyki. Przypomniał coś, co Grady Little, były menadżer Boston Red Sox, powiedział w filmie dokumentalnym Netflix o zwycięstwie Bostonu nad New York Yankees w 2004 roku w American League Championship Series.
To była kwestia o tym, że statystyki są jak małe bikini; odsłaniają, ale nie pokazują wszystkiego.
Zapomnij na chwilę, że sprzymierzenie się z Gradym Little nie jest czymś, czego powinien chcieć każdy trener, ta uwaga była słuszna. Nie powinieneś być więźniem liczb.
Miało to miejsce w zeszłą sobotę, a tydzień później St. Louis postanowił skupić całą swoją uwagę na tym, jak jego zespół grał w formacie pięciu na pięciu, że był to jeden z ich najlepszych meczów w sezonie pod względem liczby strzałów oraz bądź uczciwy, miał rację. Canadiens rozpoczęli znakomicie, dużo czasu spędzili w strefie ataku, stworzyli sobie okazje.
Liczby to potwierdzają.
Świetnie.
Na pierwszą przerwę schodzili przegrywając 1:0 po bramce Canadiens, którą zawodnik określił jako złe odbicie. Josh Anderson wziął na siebie pełną odpowiedzialność za stratę obrońcy Toronto Maple Leafs Conora Timminsa, który spadł z bandy w pobliżu niebieskiej linii, a strzał Timminsa odbił się od Christiana Dvoraka walczącego przed siatką. Z wyjątkiem chwili, gdy Anderson stracił Timminsa, a chwili, gdy dotarł do niebezpiecznego obszaru lodu, z którego mógł oddać strzał, minęły trzy sekundy, czyli wieczność w hokejowym znaczeniu.
I żaden z pozostałych czterech zawodników Canadiens na lodzie nie zwrócił uwagi na Timminsa. Dobrze, że Anderson wziął na siebie winę za bramkę, ale co dokładnie robili pozostali czterej gracze na lodzie przez te trzy sekundy?
SPADA, KRZYCZĘ TIMMER!!! pic.twitter.com/sEuzTB2NrA
— Toronto Maple Leafs (@MapleLeafs) 10 listopada 2024 r
„W pierwszej połowie po prostu trochę traciliśmy bramkę, mimo że wyglądaliśmy dobrze. Odbiłem się od bramkarza i od tyłu” – powiedział kapitan Canadiens Nick Suzuki. „Już po pierwszym meczu czuliśmy się dobrze. Po prostu nie mogliśmy znaleźć ataku, którego potrzebowaliśmy.
Drugi gol Maple Leafs został nieco spisany na straty jako gol specjalny drużyny. Tyle że William Nylander wszedł do strefy Canadiens i ponownie czterech graczy obserwowało, jak wszedł na boisko i oddał strzał obok Sama Montembeaulta.
STYLIZACJA OD WYBRZEŻA DO WYBRZEŻA 😎 pic.twitter.com/Dv0mBRU8dN
— Toronto Maple Leafs (@MapleLeafs) 10 listopada 2024 r
To nie tylko specjalny cel drużyny. To całkowity brak świadomości i pilności.
Trzeci gol Maple Leafs padł po grze w przewadze Canadiens i dotyczy to tego samego opisu. Co dokładnie robi tutaj Suzuki?
Czech z tej krótkiej magii 🪄 pic.twitter.com/9Dat3FoKJx
— Toronto Maple Leafs (@MapleLeafs) 10 listopada 2024 r
„Wiedziałem, że (sztuka) nie umarła” – powiedział Suzuki. „Zatrzymałem się, próbowałem z nim grać, ale po prostu nie byłem na tyle do przodu, aby przejść całą drogę do jego forhendu. Wiedziałem, że nie umarło.
W sobotni poranek St. Louis wspomniał o jednej rzeczy, którą chciał zobaczyć od swojego zespołu, ponieważ zauważył poprawę w porównaniu z trzema poprzednimi porażkami, które wydawały się stopniowe.
„Kontynuuj zaangażowanie” – powiedział.
Canadiens przegrywali 3:0, ponieważ w trzech różnych sytuacjach nie byli zaangażowani. Mogliby być ogólnie zaangażowani, ale w NHL każda przerwa w zaangażowaniu jest kosztowna.
Kanadyjczykom regularnie zdarzają się przerwy w zaangażowaniu.
W ostatnich czterech meczach Suzuki, Cole Caufield, Kirby Dach, Juraj Slafkovský, Mike Matheson i Lane Hutson – ich trzon ofensywny – łącznie strzelili zero bramek i dwie asysty. Dwa punkty w czterech meczach sześciu najlepszych ofensywnych zawodników. Sam Brendan Gallagher strzelił w tym samym okresie trzy gole.
To nie powinno być akceptowalne.
„Czuję, że próbuję sobie z tym poradzić” – powiedział Suzuki. „Dziś wieczorem wyglądałem naprawdę dobrze, ale nie udało mi się tego wykorzystać. Dużo od siebie oczekuję, więc ostatnio nie jest fajnie. Po prostu staram się dać z siebie wszystko i pomóc drużynie.
„Moją pracą jest produkcja, więc teraz nie wykonuję swojej pracy”.
Gdyby to było tylko Suzuki, nie byłoby problemu. A gdyby chodziło tylko o punktację, problem byłby mniejszy. Jednak najlepsi gracze Canadiens przegrywają bitwy. Brakuje im łatwych podań. Nie wykonują egzekucji zbiorowo, jako grupa.
Czas na lodzie to najlepsza waluta dla trenera, ale w jaki sposób trener może skrócić czas na lodzie wszystkich swoich najlepszych zawodników? To dylemat.
„No cóż, myślę, że wszyscy trochę z tym walczą” – powiedział St. Louis. „W tej lidze ciężko jest zrobić to samemu, więc myślę, że kiedy wszyscy trochę z tym walczą, każdemu jest to trudne. Zobaczymy więc, co możemy zrobić, aby im pomóc. ”
St. Louis często mówi, że jasna, szczera samoświadomość i samoocena są niezbędnym narzędziem wzrostu.
Czy Kanadyjczycy są wystarczająco samoświadomi? Czy oceniają siebie w sposób przejrzysty i uczciwy?
Trudno powiedzieć, że takie są. Dopóki to się nie stanie, trudno zobaczyć, jak będą rosły.
Canadiens zajmują ostatnie miejsce w NHL. W tej chwili tacy właśnie są. Liczby tak mówią. A jedynym sposobem, aby to przestało być prawdą, jest uznanie, kim są, czyli najbardziej nieszczelną drużyną defensywną w NHL i najgorszą drużyną w NHL, i podjęcie pracy nad zmianą tej rzeczywistości.
Ponieważ w tej chwili bikini może zakrywać pewne rzeczy, ale nie ukrywa tej rzeczywistości.
(Zdjęcie Mitcha Marnera: Bruce Bennett / Getty Images)