Juan Sánchez: "Marzeniem mojej mamy był dom nad wąwozem. Dzięki Bogu, że tego nie kupiliśmy."

Juana Sancheza Jest ulubionym synem Aldaia. Wszyscy znają Romario de Aldaię. Jeszcze jeden sąsiad, całe życie w mieście L’Horta Sud i jego rodzina mieszkająca bardzo blisko najbardziej dotkniętego obszaru. Były piłkarz nam to opowiada sport COPE Walencja, jak przeżył pamiętne popołudnie 29 października, datę na zawsze zapisaną w życiu mieszkańców Aldai.

Tragedia wydarzyła się niedaleko

Na szczęście na poziomie osobistym nie musimy opłakiwać żadnej straty. Ale materialnie mój brat, który ma firmę malarską, stracił kilka samochodów dostawczych, a parter jest w ruinie. Moi rodzice na szczęście mieszkają w trzeciej. Któregoś dnia przypomniałam mu, że jego marzeniem od zawsze było mieszkanie w domu nad wąwozem, dzięki Bogu, że mu się to nie udało i my nie kupiliśmy. Moje córki pracują w Madrycie, ale gdy tylko mogły, chciały tu pomóc. Przez pierwsze kilka dni strasznie się męczyli, obserwując z daleka wszystko, co się działo.

Dzień, którego nie da się zapomnieć

Około ósmej wieczorem byłem w domu. Nie padało, ale wyjrzałem przez okno i zobaczyłem, że było wielu niespokojnych ludzi, sąsiadów, którzy ładowali swoje samochody na wyspy. Zbiegłem i pojechałem do Mislaty, gdzie mieszka mój partner, a woda jest już w drodze. Tak szybko, że zostawiłem telefon. Następnego dnia spacerowałem z Mislaty do Aldaii, co tam zastałem, nie da się powiedzieć, jeśli się tego nie widziało. To było trzęsienie ziemi, wojna, krajobraz był nie do opisania.

Zarządzanie polityczne

Porzucenie polityków było hańbą. Było to niefortunne i spóźnili się z uświadomieniem sobie realiów tragedii. Wiele istnień ludzkich można było uratować. Problem w tym, że udzielono dużej pomocy, ale brakowało koordynacji.

WYJDŹ z Aldaii

Centrum sportowe Jaime Ortí de Aldaia

Solidarność ludzi

Oglądanie poświęcenia ludzi było ekscytujące. Zbierałeś śmieci i ludzie przychodzili, żeby zaoferować swoją pomoc, swoje ręce. Zrozumiałam, że ludzie z innych, bardzo bliskich miejscowości, a nawet z tego samego miasta, którzy widują się na ulicy i nie rozmawiają ze sobą, spotkali się w nieszczęściu. To była katastrofa ze strony władz, ale wspaniały przykład solidarności ludzi. Jesteśmy wielkim krajem i mamy zasoby, ale nie zostały one wykorzystane.

Aldaia dwa tygodnie później

To wciąż szaleństwo widzieć ulice Aldaii wciąż zawalone zniszczonymi samochodami. Przy tak dużej liczbie maszyn w Hiszpanii uderza mnie powolność, jeśli chodzi o pracę i posuwanie się do przodu. Potrzebny jest ciężki sprzęt i koordynacja. Aż dziw bierze, że jeszcze tego nie zrobili. Miasta są duże, ale w Hiszpanii jest zbyt wiele firm, więc dwa tygodnie później wciąż jesteśmy w krajobrazie z ciemnymi, brudnymi ulicami. Nie wiem, na co czekają.

Udręka niepewności

Moja mama wychodzi na ulicę wiele popołudni i wraca do domu około dziewiątej wieczorem. Mój ojciec zostaje w domu popołudniami. Nie miałam komórki, więc był to czas niepewności, bo mieszkają bardzo blisko wąwozu Saleta. Kiedy przyjechałem do Mislaty, mogłem zadzwonić i odpocząć. Mieszka tam i na parterze wiele starszych osób, więc katastrofa była ogromna. Gdyby to, co wydarzyło się rano, byłoby jeszcze większą tragedią. To wtedy, gdy osoby starsze są na ulicy, z spacerowiczami, a dzieci w szkole, katastrofa byłaby znacznie gorsza.

Problem historyczny

W Aldai wiele rządzących partii politycznych od wielu lat próbuje rozwiązać problem wąwozu i ostrzega, że ​​może się to wydarzyć. Szkoda, że ​​to, co wielu ludzi wiedziało, że mogło się wydarzyć, musiało się wydarzyć i nikt nie zrobił nic, aby temu zaradzić. A potem pojawia się kwestia pieniędzy. Jest wielu ludzi, którzy stracili wszystko, swoje firmy, samochody, domy, życie. Ludzie wątpią, boją się. Politycy mówią o kwotach, które nie wiem, czy uda im się osiągnąć.

Ulice Aldaii nadal potrzebują pomocy

EFE

Ulice Aldaii nadal potrzebują pomocy

Powrót futbolu amatorskiego

Spotkałem ostatnio Salvę Gomara i widziałem, że jest bardzo optymistyczny i pewny siebie. Jest mnóstwo pracy, nie będzie łatwo. W Aldaii mamy prawie 50 drużyn, 750 dzieciaków. Boiska są nieprzejezdne. Wszyscy będą musieli się postarać, bo nie ponoszą za to winy chłopcy i dziewczęta, chcą uprawiać sport i cierpią, bo nie mogą robić tego, co lubią najbardziej. Mam nadzieję, że mogą wrócić do

Zrodlo