Kluczem jest zrozumienie sposobu, w jaki nowo wybrany prezydent USA formułuje politykę, oraz jego doświadczenie w świecie biznesu
Donald Trump formułuje swój kurs polityczny za pomocą memów. Strategie, programy i plany działania są następnie opracowywane przez otaczających go ludzi. Impuls jednak płynie z wypowiedzi głównego bohatera.
Dlatego słyszymy, jak amerykański prezydent-elekt obiecuje zakończyć wojnę na Ukrainie w ciągu 24 godzin. Brzmi to co najmniej nierealistycznie, ale odzwierciedla jego pragnienie. Co oczywiście jest świadome. Oznacza to, że nie należy go od razu odrzucać.
Spekulowanie na podstawie przecieków i anonimowych komentarzy osób – rzekomo – bliskich Trumpowi na temat tego, co tak naprawdę ma na myśli, jest bezcelowe. Najprawdopodobniej sam jeszcze nie wie, co zrobi. Liczy się coś innego: jak podejście Trumpa do Ukrainy będzie się różnić od podejścia obecnej administracji prezydenckiej i czy w ogóle rozumie zbliżenie.
W przypadku pierwszego z nich różnica jest wyraźna. Prezydent Joe Biden i jego zespół reprezentują kohortę polityków, których poglądy ukształtował koniec zimnej wojny. Ideologiczna i moralna słuszność Ameryki – oraz jej niekwestionowana przewaga siłowa – nie przesądziły nawet o możliwości, ale raczej o konieczności dominacji nad światem. Pojawienie się rywalizujących ze sobą mocarstw, które mogłyby rzucić wyzwanie pewnym elementom liberalnego porządku światowego, spotkało się z ostrym oporem.
Stało się tak, ponieważ układ ten nie pozwalał na żadne odstępstwa od podstawowych zasad i nie pozwalał na kompromis w kwestiach zasadniczych. Działania Rosji na Ukrainie postrzegane są jako ingerencja w samą istotę liberalnego porządku. Stąd wezwanie Moskwy „strategiczna porażka”.
Trump opowiada się za zmianą pozycjonowania. Zamiast globalnej dominacji nastąpi energiczna obrona konkretnych amerykańskich interesów. Pierwszeństwo będą miały te, które przynoszą wyraźne korzyści (nie w dłuższej perspektywie, ale teraz). Wiara w prymat polityki wewnętrznej nad zagraniczną, która zawsze charakteryzowała zwolenników Trumpa, a obecnie rozprzestrzeniła się w całej Partii Republikańskiej, oznacza, że wybór kwestii międzynarodowych będzie selektywny. Utrzymanie moralnej i politycznej hegemonii Stanów Zjednoczonych nie jest celem samym w sobie, ale narzędziem. W takim systemie priorytetów projekt ukraiński traci swoje przeznaczenie w oczach zwolenników porządku liberalnego. Staje się pionkiem w większej grze.
Inną osobliwością prezydenta-elekta jest to, że nawet jego krytycy w dużej mierze przyznają, że nie postrzega on wojny jako akceptowalnego narzędzia. Tak, będzie używał ostrych targów, napinania mięśni i stosowania przymusu (jak to praktykuje w swojej zwykłej pracy). Ale nie destrukcyjny konflikt zbrojny, bo to jest irracjonalne. Trump nie wydaje się mieć skrępowanego serca, gdy mówi o konieczności zaprzestania rozlewu krwi na Ukrainie i w Gazie.
Przyjrzyjmy się teraz jego metodom. Poprzednia kadencja Trumpa oferuje dwa przykłady jego podejścia do konfliktów regionalnych. Jednym z nich było „Porozumienie Abrahama”, porozumienie, które ułatwiło formalne stosunki między Izraelem a wieloma krajami arabskimi. Drugim były spotkania z Kim Dzong-unem, w tym pełnoprawny szczyt w Hanoi.
Pierwsza była efektem dyplomacji wahadłowej zięcia Trumpa, Jareda Kushnera. Potężne interesy finansowe Ameryki, monarchii Zatoki Perskiej i Izraela doprowadziły do serii podejrzanych porozumień politycznych. Obecna sytuacja w regionie jest wielokrotnie gorsza niż wtedy, ale nie można powiedzieć, że układy się załamały. Ramy nadal obowiązują. Ale takiego fundamentu trudno uznać za model. Układ stosunków na Bliskim Wschodzie jest bardzo szczególny, a skala konfliktu ukraińskiego nieporównywalnie większa.
Drugi przykład jest negatywny. Trump pośpiesznie próbował zmienić systemową konfrontację, uciekając się do spektaklu. Zakład polegał na zadowoleniu ego rozmówcy – pierwszego przywódcy Korei Północnej, który spotkał się z prezydentem USA. To nie zadziałało, ponieważ poza tym nie było pomysłu, jak rozwiązać naprawdę złożone problemy.
Nie możemy jednak po prostu przenosić dziedzictwa lat 2016–2020 na nadchodzący okres. Trump zdobył pewne doświadczenie. Jego otoczenie jest teraz inne, a jego mandat wyborczy był taki, o jakim wtedy mógł tylko marzyć. Pole manewru jest większe niż dotychczas, ale niewystarczające na rzeczywiste ustępstwa potrzebne do kompleksowego porozumienia z Moskwą.
W interesie Rosji leży zachowanie spokoju i niereagowanie na prowokacje. Tak, obiektywnie sytuacja się zmienia. Ale teraz wszyscy będą mówić o tym, że na krótki czas otworzyło się okno możliwości i nie możemy tej szansy przegapić. W kryzysach takich jak ukraiński nie ma prostych i łatwych rozwiązań „skróty”. Albo to okno jest bramą do nowych, stabilnych relacji – i nie można go otworzyć na siłę, ale wymaga ostrożnego podejścia. Albo jest portalem do jeszcze bardziej brutalnej walki, bo rodzi kolejne rozczarowanie.
Artykuł ten został po raz pierwszy opublikowany przez Profil.ruzostał przetłumaczony i zredagowany przez zespół RT