Mimo że Cindy pochodzi z San Francisco, brzmi trochę jak jeden z legendarnych nowojorskich zespołów: Velvet Underground. A właściwie w szczególności jedna piosenka Velvet Underground: „Cukierek mówi”, który otwiera album zespołu z 1969 roku zatytułowany tak samo. „Candy Says” to spokojna piosenka, piękna i prosta, w której Lou Reed szepcze o transpłciowej aktorce Candy Darling. „Candy mówi: «Znienawidziłam swoje ciało i wszystko, czego potrzebuje na tym świecie»”. Linie gitarowe w piosence mogą mienić się jak szkło w słońcu, ale naprawdę łamią serca. Spożycie czegoś tak delikatnego może być trudnym przeżyciem. Nadmiar piękna może przytłaczać. Być może dlatego nie napisali wielu takich piosenek. „Bladoniebieskie oczy”, być może, ale ta piosenka kończy się żartem. W „Candy Says” nie ma nic zabawnego.
Wyobraźcie sobie zatem, że „Candy Says” byłby początkiem nowego gatunku, gdyby zespół nie tworzył szorstkich piosenek o heroinie i niewierności, a zamiast tego tworzył skromną, ale olśniewającą muzykę. Oto kurs, jaki obmyśliła Cindy, łącząc rok 2024 z rokiem 1969 poprzez portal marzeń na niebie. Piosenki Cindy są krótkie i słodkie, na pierwszym miejscu stawiane są uczucia, a na drugim miejscu struktura utworu. Kogo obchodzi refren, gdy nastrój jest boski? Cindy używa jedynie najpotrzebniejszych rzeczy, a mianowicie wyciszonego głosu i gitary piosenkarki i autorki tekstów Kariny Gill. Ich poprzedni, znakomity album z 2023 roku Dlaczego nie teraz?miał momenty pełnego ataku zespołu, z przejściami perkusyjnymi i rytmicznymi organami, a dźwięki Motown przesączały się przez mgłę. Ale Jezioro Łabędzieich najlepsze wydanie, poprawia się poprzez odejmowanie. Na EPce jest bardzo mało perkusji, tu i ówdzie tamburyn, okazjonalnie shaker do jajek, wytłumiony werbel. Nie ma potrzeby niczego efektownego. Tak naprawdę nie trzeba niczego.
Cóż, to nie do końca prawda. Po prostu osiągają tak wiele za tak niewiele. Głos Gill jest niebiański, a ona gra na gitarze z najbardziej przewiewnymi uderzeniami. To dźwięczne rockowe brzmienie przeżywa dłuższy moment w San Francisco, gdzie Cindy stoi na czele grupy zespołów, w których skład często się zmienia (Flowertown, Violent Change, Now i Sad Eyed Beatniks należą do grup, które mają wspólnych członków z Cindy). . Choć krótki, bo trwa 17 minut i sześć piosenek, Jezioro Łabędzie to najlepsze jak dotąd stwierdzenie tej sceny. EP-kę otwiera „All Weekend” – piosenka o średnim tempie, z wolno podskakującą linią gitary, dudniącym basem i niemal komicznym staccato brzęczeniem tamburynu. Brzmi to tak, jak chciała brzmieć dziewczęca grupa z lat 60., zanim na scenę wkroczył Phil Spector. Brzmienie wielu piosenek jest tak okrojone, że prawie przypominają dema czegoś innego, ale jest to rodzaj czegoś innego, co rujnuje doskonale dobre demo z okrojonymi elementami. „The Bell” to najlepsza piosenka na EP-ce, może dlatego, że jest najsmutniejsza. Jej teksty, śliskie i tajemnicze, wskazują na żal i niepokój. „Och, teraz wiem, co miałeś na myśli / wszędzie widzę tego znaki, jak szybko obracające się koła podczas naszej powolnej jazdy po prostym świecie”. Sposób, w jaki śpiewa „Och, wiem” bez większej wymowy, sprawia wrażenie, jakby były jednym długim, tęsknym słowem. W tej piosence, podobnie jak w czterech z sześciu na EP, Gillowi towarzyszy chórek Staizsha Rodriguesa, który dodaje jej warstwy ciepła. Ich połączone harmonie sprawiają, że piosenki brzmią jak kołysanki.
Z dwóch piosenek, w których Rodrigues się nie pojawia, jedna jest instrumentalna. drugi, Jezioro Łabędzieutwór tytułowy jest wyjątkiem na EPce. Brzmi to szczególnie lo-fi, a Gill mówi zamiast śpiewać. Jeśli jest inny moment z Velvet Underground, który wspomina „Jezioro Łabędzie”, może to być „Tajemnica morderstwa”, piosenki, w której Reed i perkusistka Maureen Tucker rozmawiają ze sobą. Ale tam, gdzie zamierzeniem tej piosenki jest zamieszanie, „Jezioro Łabędzie” oferuje jedynie całkowitą klarowność. Słychać momenty, w których usta Gilla się spotykają. Czasami podwaja swój głos, ale zamiast się powtórzyć, druga Gill w niesamowity sposób pojawia się ułamek sekundy za pierwszą, jakby próbowała bezskutecznie dokończyć zdania swojego bliźniaka. Gitara gra ten sam słodko-gorzki riff, w górę i w dół, delikatnie, jak odwiązanie wstążki. Słowa są kuszące i dziwne. „Dziś ponownie widziałem zakonnice w autobusie, teraz i w godzinie, kiedy tego potrzebowaliśmy”. Jak notatki do filmu Godarda, który nigdy nie powstał. Slyly, teksty Gilla nawiązują do albumu Stooges Surowa moc. To klasyczny zespół, który Cindy w niczym nie przypomina. Ale z całą pewnością wykorzystują surową władzę.
Wszystkie produkty prezentowane na Pitchfork są niezależnie wybierane przez naszych redaktorów. Jeśli jednak kupisz coś za pośrednictwem naszych łączy detalicznych, możemy otrzymać prowizję partnerską.