„W pewnym sensie najgorszy mecz, jaki widziałem w tym sezonie.” Taki był werdykt jednego z dziennikarzy, który był świadkiem sobotniego remisu Evertonu z West Ham United 0:0 i niewielu obecnych nie zgodziłoby się z tym.
Takie mecze stały się stałym elementem programu drużyny Seana Dyche’a, który swój wynik osiągnął we wschodnim Londynie. Czasami groziło wybuchem meczu piłkarskiego. Twórcze talenty Ilimana Ndiaye z Evertonu i Crysencio Summerville z West Ham United próbowały podnieść swoje drużyny na duchu – i przez krótki czas było o to blisko osiągnięcia celu – ale ogólnie rzecz biorąc, były to dwie drużyny z Premier League, które starały się unikać kłopotów.
Remis nie robi większego wrażenia na korzyść którejkolwiek z drużyn – obie nadal mocno plasują się w dolnej połowie tabeli – ale w przypadku Julena Lopeteguiego, menedżera, który nadal cieszy się pełnym wsparciem ze strony rywali, może na dłużej powstrzymać wilki od zdobycia bramki. jego deska. Dla Dyche’a jest to cenny punkt na trasie po porażce z Southampton 2 listopada i jest to raczej mały krok naprzód niż ogromny skok.
Jednak puste miejsca na londyńskim stadionie na początku drugiej tercji opowiadały jakąś historię, podobnie jak oklaski po ogłoszeniu zaledwie minuty doliczonego czasu gry pod koniec pierwszej połowy. Gdy zegar wybijał 90 minut, grupa kibiców gospodarzy odwróciła się tyłem do akcji i zamiast tego zrobiła sobie selfie. Wielu już wyjechało. Wszyscy wiedzieli, że zwrot akcji w końcówce meczu jest mało prawdopodobny, nawet jeśli bramkarz Evertonu Jordan Pickford dwukrotnie udaremnił Danny’ego Ingsa w końcówce meczu, aby zachować punkt.
Pytanie, na które oba kluby będą musiały odpowiedzieć, brzmi: czy dla swoich kibiców powinno być coś więcej? Żaden z kibiców nie przyszedł na mecz z wielkimi nadziejami ani oczekiwaniami, a płaska atmosfera sprawiała wrażenie, jakby oglądanie meczu było przykrym obowiązkiem, a nie ciężko zapracowanym wydarzeniem tygodnia. Kibice płacą dobre pieniądze za swoje miejsca. Wyniki są podstawą, ale oni też chcą dobrej zabawy, a w sobotę nie było tego zbyt wiele. To był futbol pełen uśmiechu i niedźwiedzia.
Gospodarze West Ham przedstawiają przestrogę, gdy Everton przygotowuje się na kolejny rozdział z nowym stadionem, który ma zostać otwarty przed następnym sezonem i potencjalnym nowym właścicielem, Friedkin Group (TFG).
ZEJDŹ GŁĘBEJ
Wzmocnienie zarządu, CEO Hunt i Murphy podziwiali – co słyszymy o przejęciu Friedkina
Lopetegui zastąpił latem Davida Moyesa na stanowisku głównego trenera, rozpoczynając coś, co miało być odważnym, postępowym nowym świtem. Jednak obecna rzeczywistość West Hamu to słabe wyniki i w dużej mierze naganne występy, pomimo wydatków na zawodników wynoszących około 130 milionów funtów (168 milionów dolarów) latem. Po sobotnim losowaniu Hiszpan pozostaje na niepewnym podłożu i choć jest dopiero wczesna pora, futbol jest nudny, mało inspirujący i pozbawiony życia.
Ze strony niektórych fanów Evertonu słychać podobne pomruki niezadowolenia ze stylu gry i podejmowania decyzji przez Dyche’a, nawet jeśli nie zapewnił mu takich samych bogactw, jak przeciwnik z soboty.
Były menedżer Burnley odegrał kluczową rolę w utrzymaniu Evertonu na rynku w ostatnich latach, szczególnie w zeszłym sezonie w obliczu dwóch odjęć punktów, ale dalsze wysiłki okazały się trudne.
Pomimo korzystnych meczów na początku sezonu Everton wciąż znajduje się zbyt blisko strefy spadkowej, aby zapewnić sobie komfort, a harmonogram wkrótce stanie się znacznie trudniejszy, a mecze Manchesteru United, Liverpoolu, Arsenalu, Chelsea i Manchesteru City odbędą się w grudniu.
Kluczowy jest ten okres przejściowy, zanim TFG oficjalnie przejmie obowiązki. Wszystko i wszyscy będą teraz pod kontrolą w klubie – łącznie z menadżerem – podczas gdy proces zatwierdzania przejęcia będzie przebiegał.
Ponieważ Dyche wygasa kontraktowi z końcem sezonu i nie zaproponowano mu jeszcze nowej umowy, oznacza to, że przesłuchania trwające do sześciu miesięcy mają pokazać, że może być częścią nowej ery Evertonu. Aby było to możliwe, on i jego zespół będą musieli wykazać pewne oznaki postępu.
Pod rządami Dyche’a Everton może być funkcjonalny, ale rzadko dostarczający rozrywki. Czasami w tym sezonie nie było żadnego z nich. Tematem kampanii był zespół walczący o rytm i równowagę, który nie osiąga już takich samych wyników jak wcześniej.
Rozwiązaniem Dyche na sobotnią nieobecność Dwighta McNeila z powodu kontuzji był powrót do planu z poprzedniego sezonu, z Abdoulaye Doucoure na nieco źle dopasowanym, ale chętnym numer 10. Na pierwszy plan wysuwała się praca, co było nieuniknione. Nawet nowe — lub w tym przypadku ulepszone — przypomina stare.
Doucoure sprawia, że Everton jest bezpieczniejszy w posiadaniu piłki i trudniejszy do pokonania, ale brakuje mu finezji w ostatniej tercji. Utrwala niektóre ich braki.
Atak Evertonu we wschodnim Londynie znów był niezdarny; Podobnie jak West Ham, byli lepsi w kontratakach, niż gdy próbowali podtrzymać zaklęcia posiadania piłki. Doucoure był pełen wątpliwości, gdy na początku pierwszej połowy Idrissa Gueye wpadł do bramki i kusiło, aby zastanowić się, jak bardziej nastawiony na atak Ndiaye, grający po lewej stronie, poradziłby sobie z podobnymi szansami.
Reprezentant Senegalu sporadycznie pokazywał momenty naprawdę wartościowe, ale Everton musi znaleźć sposób, aby go bardziej zaangażować. Dyche może mieć do dyspozycji lepsze narzędzia niż w zeszłym sezonie, ale nadal musi opracować spójny i realny plan ataku. Okazuje się, że dla niektórych fanów jest to źródłem frustracji.
Trzon Pickforda, Jarrada Branthwaite’a i Jamesa Tarkowskiego prawdopodobnie zapewni im wystarczającą liczbę punktów, aby przetrwać, ale atak wymaga sporej pracy.
Tylko w czterech z 11 meczów w tym sezonie zanotowali oczekiwaną łączną liczbę bramek (xG) powyżej jednego. Tylko w trzech meczach zakończyli rozgrywki z wyższym xG niż ich przeciwnicy.
Rzadko kiedy zdejmują kajdany w zaciętych meczach. To sprawia, że występy takie jak sobota są na razie odrębną możliwością.
Przyszłość będzie musiała być jaśniejsza i bardziej żywa.
(Zdjęcie na górze: Harriet Lander/Getty Images)