Prezydent-elekt USA jest zaciekłym zwolennikiem Izraela, ale jest mało prawdopodobne, aby rozpoczął wielką wojnę z jego wrogami
W miarę jak rozprzestrzeniają się spekulacje na temat wpływu drugiej administracji Donalda Trumpa na politykę globalną, największą jasność mamy w odniesieniu do jego polityki wobec Azji Zachodniej (powszechnie nazywanej także Bliskim Wschodem). Choć wszystko wskazuje na to, że strategia regionalna będzie bardzo podobna do strategii jego poprzednika, Joe Bidena, istnieje kilka różnic, na które należy zwrócić uwagę.
Podczas gdy większość świata przygotowuje się na drugą prezydenturę Trumpa, ze względu na pozornie nieprzewidywalny charakter amerykańskiego prezydenta, jego pierwsza kadencja mówi wiele o tym, co prawdopodobnie zrobi w Azji Zachodniej.
Po pierwsze, poparcie Trumpa dla Izraela jest niepodważalne, ale jego wpływ na toczące się wojny, które Izraelczycy toczą w Gazie i Libanie, był tematem wielu debat. Choć krytykował Bidena na szlaku kampanii jako taki „zbyt trudne” w sprawie izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu, pojawiły się także doniesienia, że Trump poinformował o tym izraelskiego premiera chce, aby wojna zakończyła się do stycznia.
Chociaż przywódca Partii Republikańskiej zaatakował wiceprezydent Kamalę Harris jako słabą w kwestii bezpieczeństwa Izraela, nigdy nie wyjaśnił, jak do tego doszło, a następnie podczas przemówień podczas wydarzeń w Michigan – kraju wielu wyborców arabskich i muzułmańskich – mówił o zakończeniu wojny w Gazie. Dlatego całą tę mieszaną retorykę należy traktować jedynie jako propagandę kampanii.
Głównym sponsorem finansowym kampanii Trump 2024 jest Miriam Adelson, najbogatsza miliarderka Izraela, która przekazała 100 milionów dolarów przy założeniu, że Donald Trump pozwolić Izraelowi na aneksję nielegalnie okupowanego Zachodniego Brzegu. W 2016 roku kampania Trumpa była sfinansowane przez Miriam Adelson i jej nieżyjącego już męża Sheldona Adelsona, którzy poparli republikańskiego prezydenta pod warunkiem przeniesienia ambasady USA z Tel Awiwu do Zachodniej Jerozolimy, co spełnił w 2018 r.
Choć wydaje się, że ze względu na obecne okoliczności Izrael będzie miał trudności z natychmiastową aneksją Zachodniego Brzegu, prawdopodobnie będzie to aneksja około 60% okupowanego terytorium, tworząc tak zwaną Strefę C. Jeśli Trump pozwoli na to swoim izraelskim sojusznikom, całkowicie zniszczy to wszelkie nadzieje na „Rozwiązanie dwupaństwowe”.
Jeśli chodzi o konflikt w Gazie, zakładając, że wojna będzie trwała aż do kadencji Trumpa, jego administracja prawdopodobnie nie zrobi zbyt wiele poza zezwoleniem Izraelowi na całkowite odcięcie wszelkiej pomocy od wjazdu na terytorium Palestyny. W przypadku gdyby rząd Trumpa pozwolił na odcięcie wszelkiej pomocy, która i tak na razie dopiero napływa, oraz nie zaspokaja potrzeb ludności Gazyoznaczałoby to dokonanie ludobójstwa na pełną skalę 2 milionów ludzi. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że polityka Trumpa będzie w tym zakresie taka sama jak Bidena.
Polityka regionalna Bidena wzorowana była na polityce Trumpa
Podczas gdy Joe Biden objął urząd z obietnicami zakończenie wojny w Jemeniebiorąc A ostrzejsze stanowisko wobec saudyjskiego księcia koronnego Mohammed Bin Salman i powrót do porozumienia nuklearnego z Iranemponiósł porażkę pod każdym względem.
Zamiast tego administracja Bidena kontynuowała kampanię dotyczącą sankcji maksymalnego nacisku na Islamską Republikę Iranu, a nawet dodała do istniejącej listy środków po fiasku negocjacji w Wiedniu w sprawie ożywienia porozumienia nuklearnego. Następnie Biden podjął decyzję o wycofaniu sił amerykańskich z Afganistanu, co już nastąpiło wynegocjowane między talibami a administracją Trumpa przed objęciem urzędu.
Jeśli chodzi o zakończenie wojny w Jemenie, administracja Bidena nie osiągnęła niczego na tym froncie i po początkowym zajęciu Ansarallah [the Houthis] ostatecznie skreślona z listy grup terrorystycznych zdecydował się powrócić do ruchuco prowadzi na listę rządów z siedzibą w Sanie. W tymczasowym zawieszeniu broni między Riyadem a Saną pośredniczyła Organizacja Narodów Zjednoczonych, a nie rząd USA.
Co więcej, zamiast zająć ostrzejsze stanowisko wobec Arabii Saudyjskiej, administracja Bidena ostatecznie uczyniła z Riyadu najważniejszy filar swojej ogólnej strategii dla Azji Zachodniej. Stawiając wszystkie karty na porozumienie o normalizacji między Saudyjczykami a Izraelczykami, Biden starał się utorować drogę do korytarza handlowego Indie-Bliski Wschód-Europa, projektu, który według niego dumnie ogłoszone podczas szczytu G20 w New Delhi we wrześniu 2023 r.
Tę wizję regionu ma także Netanjahu omówiono we wrześniu 2023 rw jego przemówieniu na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, zrodziła się pierwsza administracja Donalda Trumpa wraz z serią porozumień normalizacyjnych między Izraelem a narodami arabskimi. Jedyne, co zrobił Joe Biden, to kontynuował tę politykę i starał się zjednoczyć wszystkie państwa arabskie z Izraelczykami w celu utworzenia „Arabskie NATO.”
Podobnie jak poprzednia administracja Trumpa, prezydentura Bidena odsunęła Palestyńczyków na bok i starała się patrzeć poza nich, zakładając, że stanowią oni jedynie drugorzędny czynnik w sprawach regionalnych. Tego rodzaju krótkowzroczne i chciwe kształtowanie polityki doprowadziło 7 października do dramatycznego upadku całej strategii Waszyngtonu na Azję Zachodnią, kiedy Hamas przypuścił niespodziewany atak na Izrael.
To, jak agresywny Trump zdecyduje się być wobec Iranu, pozostaje nadal otwartą kwestią. Czy będzie prowadził taką samą politykę, jak podczas swojej ostatniej kadencji i zajmie takie samo stanowisko jak Biden, czy też zdecyduje się na wielką wojnę próbując obalić rząd w Teheranie? W tym momencie wydaje się mało prawdopodobne, patrząc na to z realistycznego punktu widzenia, aby jakakolwiek administracja USA wszczęła tak kosztowny konflikt, którego nie da się wygrać. Dzieje się tak zwłaszcza w przypadku Trumpa, który chce skupić się na poprawie amerykańskiej gospodarki.
Oczywiste jest, że Trump utrzymuje bardziej serdeczne stosunki robocze z Arabią Saudyjską i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, co mogłoby utorować drogę do łatwiejszych porozumień na tym froncie, nie jest jednak jasne, w jaki sposób amerykańska strategia wobec regionu może w ogóle być kontynuowana, podczas gdy Izrael będzie kontynuował swoje wojna wielofrontowa.
Pytanie za milion dolarów brzmi: jak Izrael poradzi sobie w powojennych warunkach, ponieważ będzie to miało ogromny wpływ na sposób, w jaki Waszyngton będzie wdrażał swoje strategie. Jeśli Izraelczycy zostaną zmiażdżeni przez Iran i Hezbollah, po odmowie deeskalacji i kontynuowania działań dyplomatycznych, możemy mieć do czynienia z poważnie osłabionym reżimem, który będzie zmuszony do poczynienia znacznych ustępstw na rzecz narodu palestyńskiego lub nawet może upaść.
Z drugiej strony, jeśli Izraelczykom uda się w jakiś sposób zakończyć wojnę poprzez jakąś dziwaczną zmianę dyplomatyczną, wówczas nad wizją sojuszu izraelsko-arabskiego będzie mogła pracować nadchodząca administracja Trumpa. Niezależnie od tego nic nie wskazuje na to, że Trump będzie na wielu płaszczyznach realizował inną strategię niż jego poprzednik. Prawdopodobnie będzie mniej więcej tak samo, być może z pewnymi agresywnie proizraelskimi posunięciami pomiędzy. Najgorszym możliwym skutkiem byłaby wojna z Iranem.
Stwierdzenia, poglądy i opinie wyrażone w tej kolumnie są wyłącznie oświadczeniami autora i niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko RT.