Cła, imigranci i polityka fiskalna: druga kadencja Trumpa na stanowisku prezydenta USA

Kiedy 20 stycznia przyszłego roku Donald Trump zostanie zaprzysiężony na 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych, jedną z pierwszych rzeczy, jakich oczekują od niego ekonomiści, będzie wprowadzenie przynajmniej części ceł, które obiecał podczas kampanii.

Jako kandydat Trump zapowiedział nałożenie ceł na cały import w wysokości od 10 do 20 procent i 60 procent na import z Chin.

Ekonomiści oczekują, że zacznie od ceł obejmujących kilka krajów, w tym Chiny i innych partnerów handlowych, takich jak Kanada, Meksyk i Unia Europejska.

„Przynajmniej zagrozi im cłami, a jeśli nie wynegocjują według jego upodobań, Trump je nałoży” – mówi Al Jazeerze Gary Hufbauer, starszy pracownik naukowy w Peterson Institute for International Economics.

I chociaż Hufbauer spodziewa się „dość sztywnych ceł” na import z Chin, twierdzi, że prawdopodobnie będą wyjątki dla miliarderów, którzy wspierali Trumpa, w tym takich firm jak Tesla i TikTok Elona Muska.

„To, jak daleko pójdą cła, zależy od tego, jak daleko prezydent Xi jest skłonny negocjować z Trumpem” – mówi, odnosząc się do chińskiego prezydenta Xi Jinpinga.

Ale to nie tylko Chiny.

Trump obiecał, że Unia Europejska będzie musiała „zapłacić wysoką cenę” za niewystarczające zakupy amerykańskich produktów. Niektóre z tych obaw pojawiły się w środę na europejskich giełdach. Niemieccy producenci pojazdów, w tym Grupa Mercedes-Benz i BMW, byli jednymi z spółek, które odczuły ten strach i straciły po około 6,5 procent.

Podobnie Kanada jest również narażona na cła Trumpa, ponieważ 75 procent jej eksportu trafia do USA. W zeszłym miesiącu Trump powiedział, że renegocjuje istniejący pakt USA-Kanada-Meksyk, znany jako USMCA, i „będzie się przy tym świetnie bawić”.

„Będzie sporo zakłóceń w światowym systemie handlu” – ostrzega Hufbauer.

„Wcześniejsza” polityka fiskalna

Oprócz ceł, które są „największą dziką kartą”, polityka fiskalna pochłonie w przyszłym roku w Waszyngtonie mnóstwo czasu i energii, mówi Bernard Yaros, główny ekonomista USA w Oxford Economics.

Według niego dotychczasowe obniżki podatków, wygaśnięcie limitu zadłużenia i coroczna praktyka ustalania budżetu prawdopodobnie zbiegną się mniej więcej w tym samym czasie.

Wszystkie muszą zostać przyjęte przez Kongres USA. Republikanie zdobyli kontrolę w Senacie USA i jeśli uda im się zdobyć większość także w Izbie Reprezentantów – ostateczny wynik spodziewany jest pod koniec tygodnia – wówczas Yaros spodziewa się, że środki polityki fiskalnej zostaną przyjęte w terminowy sposób.

Oczekuje również, że Kongres uchyli część podpisanej przez prezydenta Joe Bidena ustawy o redukcji inflacji (IRA), w tym odebranie części wydatków klimatycznych i ulg podatkowych na pojazdy elektryczne. Oczekuje jednak, że ulgi w podatku od czystej energii w dużej mierze pozostaną niezmienione, ponieważ trafiły one do kilku stanów pod przewodnictwem Republikanów.

W analizie powyborczej Oxford Economics zauważył, że około tuzina Republikanów w Izbie Reprezentantów popiera kredyty IRA na inwestycje w zasoby odnawialne i wytwarzanie energii z nich, ponieważ czerwone stany nieproporcjonalnie skorzystały z inwestycji w czystą energię.

„Inflacyjna i destrukcyjna” imigracja

Kolejną kwestią, która powinna natychmiast zwrócić uwagę Trumpa, jest imigracja.

„Niezależnie od tego, czy Trump zacznie łapać ludzi i ich deportować, oba zjawiska będą powodować inflację, destrukcyjne i utrudniają przedsiębiorstwom planowanie” – mówi ekonomistka Rachel Ziemba, dodając, że humanitarne skutki tego będą miały ogromne żniwo. Część z nich można było zaobserwować podczas pierwszej kadencji Trumpa.

Ekonomiści oczekują, że polityka imigracyjna USA stanie się restrykcyjna do połowy 2025 roku. Można to prawdopodobnie osiągnąć poprzez zmniejszenie liczby przyjęć uchodźców i przywrócenie Protokołów o ochronie migrantów, powszechnie nazywanych polityką „pozostania w Meksyku”.

To drugie wymagało od osób ubiegających się o azyl czekania w Meksyku, aż ich sprawy będą rozpatrywane przez sądy imigracyjne, a nie w USA, gdzie mogliby kwalifikować się do uzyskania pozwolenia na pracę.

To właśnie wielu imigrantów przyczyniło się do gwałtownego wzrostu na amerykańskim rynku pracy w ostatnich miesiącach. Ich usunięcie spowoduje zacieśnienie rynku pracy, co może mieć inne skutki uboczne, w tym na płace i inflację.

Choć ekonomiści wielokrotnie ostrzegali w okresie poprzedzającym wybory, że prezydentura Trumpa będzie miała charakter inflacyjny, ich zdaniem stanie się to dopiero, gdy taka polityka zacznie obowiązywać.

Zrodlo