Złapani w starciach indyjsko-chińskich koczowniczy pasterze z Ladakhu boją się o przyszłość

Chushul, Ladakh, Indie Odgłos bulgoczącej wody wrzącej na kuchence i aromat szpinakowego dalu wypełniają powietrze w kuchni Tashi Angmo, gdy wałkuje ciasto, by zrobić coś w rodzaju tybetańskiego chleba.

„To danie, które w Ladakhu nazywamy timok, a w Tybecie tingmo” – mówi, przygotowując urządzenie do gotowania na parze ciasta, które uformowała w kulki przypominające kluski. „To pyszny posiłek po ciężkim dniu pracy.”

Angmo (51 lat) mieszka w Chushul, wiosce położonej na wysokości 4350 metrów (14270 stóp) w indyjskim Ladakh, jednym z najwyżej położonych regionów na świecie, znanym z dziewiczych rzek i jezior, wysokich dolin i gór oraz czystego nieba . Chushul leży również około 8 kilometrów (5 mil) od indyjskiej linii faktycznej kontroli z Chinami, spornej, de facto granicy między obydwoma krajami.

Rodzaj tybetańskiego chleba zwanego timok w Ladakhu i tingmo za granicą w Tybecie [Priyanka Shankar/Al Jazeera]

„Miałem około 11 lat, kiedy zdałem sobie sprawę, że moja rodzina i ja mieszkamy bardzo blisko chińskiej granicy. Byliśmy wtedy rodziną pasterską i często jeździłem z ojcem w pobliże granicy, aby wypasać owce” – mówi Angmo.

Obecnie pracuje jako robotnica, wykonując różne zadania, od czyszczenia dróg po pomoc na budowie i gotowanie posiłków dla innych pracowników, dla Organizacji Dróg Granicznych – inicjatywy indyjskiego Ministerstwa Obrony mającej na celu utrzymanie dróg na obszarach przygranicznych subkontynentu.

Ladakh
Tashi Angomo mieszka w Chushul, wiosce graniczącej z Chinami w indyjskim Ladakh [Priyanka Shankar/Al Jazeera]

„handlowaliśmy nawet morelami i jęczmieniem, które rosły w naszej wiosce, z chińskimi pasterzami. W zamian przywieźliśmy kurczaka, trochę chińskich ciasteczek i czajniki!” – woła i wskazuje na czajniki, które wciąż trzyma w kuchennej szafce.

Nawet wojna chińsko-indyjska w 1962 r. z powodu sporów granicznych i terytorialnych między sąsiadami, po tym, jak New Delhi udzieliło schronienia Dalajlamie i innym uchodźcom tybetańskim, nie zachwiała tej delikatnej równowagi.

Doszło do śmiertelnego starcia latem 2020 r. Gdy świat był pochłonięty walką z pandemią Covid-19, żołnierze indyjscy i chińscy walczyli kijami, kamieniami i gołymi rękami wzdłuż Linii Rzeczywistej Kontroli w dolinie Galwan w Ladakhu . Każda ze stron twierdziła, że ​​wojska drugiej wkroczyły na ich terytorium. Walki w zwarciu doprowadziły do ​​śmierci 20 żołnierzy indyjskich i co najmniej czterech żołnierzy chińskich. Były to pierwsze ofiary śmiertelne na granicy od dziesięcioleci.

Ladakh
Granica indochińska widziana z Chushul, która leży około 8 kilometrów (5 mil) od indyjskiej linii faktycznej kontroli z Chinami [Priyanka Shankar/Al Jazeera]

Od tego czasu obie strony zwiększyły liczbę patroli granicznych i przeniosły wojska w ten region, a ich wojska czasami brały udział w starciach.

W wielu wioskach Ladakhi graniczących z Chinami wypas i uprawa roli odbywa się w pobliżu granica został obecnie ograniczony przez wojsko indyjskie. Pływanie łódką po dziewiczym jeziorze Pangong Tso, do którego części roszczą sobie zarówno New Delhi, jak i Pekin, również zostało ograniczone wyłącznie do łodzi wojskowych.

„Nie możemy już zbliżać się do granicy ani handlować z Chińczykami. Pasterze – z których większość to nomadowie – również stracili ziemię w pobliżu granicy, odkąd indyjskie wojsko nadzoruje ten obszar” – mówi.

Teren został w dużej mierze pochłonięty przez wojskowe strefy buforowe po obu stronach granicy, a bogate pastwiska na odcinku 2 km w obu kierunkach są obecnie strefą zakazaną dla pasterzy.

Interactive_Indie-Chiny_border_Galwan Valley_10 października 2024

Młodzi nomadzi i rolnicy wyjeżdżają

Ubrana w różowy szalik i szary sweter Kunjan Dolma, trzydziestolatka, należy do społeczności Changpa – półnomadycznego Tybetańczyków zamieszkujących płaskowyż Changtang we wschodnim Ladakhu. Zimą mieszka w Chushul, a przez resztę roku prowadzi nomadyczny tryb życia.

Dolma mówi Al Jazeerze, że tereny w pobliżu chińskiej granicy są ważnym zimowym pastwiskiem dla ich zwierząt. „Ale jeśli zaprowadzimy nasze owce i kozy w pobliżu chińskiej granicy, wojsko nas zatrzymuje i radzi, abyśmy znaleźli pastwiska gdzie indziej. W ostatnich latach straciliśmy ważne pastwiska, ale zaczęliśmy dostosowywać się do ograniczeń” – mówi, dojąc owce w oborze zbudowanej z kamieni na świeżym powietrzu i otoczonej nisko położonymi górami.

„W pewnym sensie ograniczenia militarne również mają sens. Chronią nas przed chińskimi żołnierzami, którzy, jak się obawiam, mogliby zabrać nam owce, gdybyśmy zbliżyli się do granicy”.

Dolma mieszka z mężem i nastoletnią córką, a rodzina ma około 200 owiec, których wełnę sprzedają do produkcji szali pashmina. To ważne źródło dochodu – wyjaśnia.

Spędza dni w górach, aby zapewnić jakom i owcom dostęp do najlepszych pastwisk w cieplejszych miesiącach roku. Zimą społeczność Changpa wycofuje się do wiosek na niżej położonych wzgórzach Ladakhu. Zarabia na życie sprzedając wełnę pashmina, mięso jaka i mleko.

Ladakh
Kunjan Dolma, która należy do społeczności Changpa – półnomadycznego Tybetańczyka zamieszkującego dolinę Changthang we wschodnim Ladakhu – wraz z rodziną pasie swoje owce [Priyanka Shankar/Al Jazeera]

Jednak córka Dolmy, podobnie jak wielu młodych ludzi z nomadycznych rodzin z płaskowyżu Changtang, zaczęła szukać innych zawodów, aby zarobić na życie. Dolma dodała, że ​​wojskowe ograniczenia dotyczące pastwisk również zwiększyły dynamikę odwracania się młodych nomadów od tradycyjnego stylu życia.

Popijając kubek ciepłej wody, zanim uda się w góry, aby wypasać bydło, Dolma wspomina swoje młodsze czasy, kiedy na ich ziemiach nie było napięć granicznych.

„Spędziłem wiele radosnych dni w tych górach z moimi owcami, a kiedy nie było żadnych ograniczeń granicznych, bardzo łatwo było nam przeprowadzić nasze bydło przez pastwiska. Nawiązaliśmy także kontakt z nomadami z Chin, którzy byli bardzo przyjaźni” – mówi i dodaje, że chciałaby, aby jej córka mogła doświadczyć tego samego koczowniczego stylu życia.

W Radzie Rozwoju Autonomicznych Wzgórz Ladakh (LAHDC), organie administracyjnym w stolicy terytorium związku, Leh, 37-letni Konchok Stanzin jest radnym współpracującym z przywódcami wsi w Chushul, aby zapewnić sprawne funkcjonowanie samorządu lokalnego.

W rozmowie z Al Jazeerą w siedzibie LAHDC Stanzin przyznaje, że nomadzi w Ladakhu borykają się z problemami wynikającymi z napięć granicznych.

„Pastwiska znajdują się w strefie buforowej, która obecnie jest ziemią niczyją. Tak więc koczownicy stają przed trudną sytuacją, próbując dowiedzieć się, dokąd zabrać swoje jaky i owce. Oprócz lądu borykamy się również z trudnościami w Pangong Tso, gdzie nadal trwają wojskowe kontrole graniczne” – wyjaśnia Stanzin. Tso to po tybetańsku jezioro.

„[Young people] migracja ze swoich wiosek w poszukiwaniu pracy jest poważnym problemem” – zauważył. „Prowadzi to również do zaniku tradycji koczowniczych, takich jak pasterstwo, które umożliwia produkcję paszminy. Staramy się więc edukować młodzież, aby kontynuowała swoje tradycje, jednocześnie pracując nad poprawą sytuacji ekonomicznej w przygranicznych wsiach.”

Ladakh
Tsering Stopgais, syn Tashi Angmo, przeprowadził się do pracy do stolicy Ladakhu, Leh [Priyanka Shankar, Al Jazeera]

„Nadal pamiętam chińskie ciasteczka”

Tsering Stopgais (25 l.), popijając filiżankę podstawowej herbaty maślanej Ladakhi w kuchni swojej matki Tashi Angmo, zauważa, że ​​największym wyzwaniem dla regionu jest tworzenie miejsc pracy.

„Wzdłuż tej granicy istniał kiedyś otwarty szlak handlowy między Indiami a Chinami. Jeśli ponownie się otworzy, będzie to dla wielu z nas ogromna szansa ekonomiczna” – mówi.

„Mój dziadek przekroczył granicę, aby handlować z Chinami i dobrze zarabiał. Moja mama też jeździła w pobliże granicy i handlowała z Chińczykami. Wciąż pamiętam chińskie ciasteczka, które przynosiła do domu.

Angmo wtrąca się, twierdząc, że wszystkie starcia graniczne mają charakter polityczny.

„Media społecznościowe odgrywają również rolę w rozpowszechnianiu plotek o napięciach granicznych. W rzeczywistości nie jest to strefa działań wojennych i obecnie jest tam spokojnie. To konflikt między politykami, a nie ludźmi po obu stronach granicy” – mówi Angmo.

Na marginesie wrześniowego posiedzenia Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku indyjski minister spraw zagranicznych S. Jaishankar odniósł się do sytuacji we wschodnim Ladakhu i powiedział: „W tej chwili obie strony mają rozmieszczone wojska”.

Na wydarzeniu zorganizowanym przez zespół doradców Asia Society Policy Institute w Nowym Jorku kontynuował: „Niektóre kwestie związane z patrolowaniem (granicznym) wymagają rozwiązania”, podkreślając, że ten aspekt rozwiąże spór.

Chuszul
Wioska Chushul położona bardzo blisko indyjskiej linii faktycznej kontroli z Chinami [Priyanka Shankar/Al Jazeera]

Emerytowany starszy pułkownik Zhou Bo, który służył w Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (PLA), a obecnie jest starszym członkiem Centrum Bezpieczeństwa Międzynarodowego i Strategii na Uniwersytecie Tsinghua oraz ekspertem China Forum, powiedział Al Jazeerze, że patrole graniczne są kontynuowane, ponieważ „ każda strona ma własne wyobrażenie o tym, gdzie leży granica”.

„Czasami więc na przykład chińskie oddziały patrolują obszary, które Hindusi uważają za terytorium Indii. I podobnie” – mówi.

Według doniesień lokalnych mediów Chiny odmówiły indyjskim oddziałom dostępu do kluczowych punktów patrolowych we wschodnim Ladakhu, twierdząc, że regiony te należą do Pekinu. New Delhi twierdzi, że utrudniło to armii indyjskiej prowadzenie regularnych działań w zakresie bezpieczeństwa granic w regionie.

Starszy pułkownik Bo mówi, że chociaż kwestia granic jest trudna do rozwiązania, obie siły zbrojne podpisały w przeszłości porozumienia mające na celu utrzymanie pokoju, a rozmowy nadal trwają w celu znalezienia rozwiązania w celu rozwiązania niezgody militarnej i politycznej.

„Edukacja może przynieść pokój”

Licząc koraliki na swojej buddyjskiej mali i intonując modlitwę, 71-letnia Kunze Dolma, która w wieku około dziewięciu lat przeżyła wojnę chińsko-indyjską w Chushul w 1962 r., twierdzi, że uważa, że ​​edukacja może zaprowadzić pokój.

„Pamiętam tylko, jak bardzo bałam się tej wojny, gdy byłam małą dziewczynką. Myślałam, że chińska armia wkroczy do naszej szkoły” – mówi Al Jazeerze.

71-letnia Kunze Dolma
Kunze Dolma (71 l.) uważa, że ​​edukacja może zaprowadzić pokój między Indiami a Chinami [Priyanka Shankar/Al Jazeera]

„Teraz pracuję jako kucharka w wiejskiej szkole i mam nadzieję, że dzieci zdobywają wiedzę na temat utrzymywania pokoju wzdłuż granicy oraz tego, że ludzie po obu stronach granicy powinni się lepiej rozumieć” – mówi Al Jazeera.

Tsringandhu (26 lat) uczy w rządowym gimnazjum w Chushul. „W tej szkole uczę dzieci w wieku od trzech do dziesięciu lat. Uczę ich języka Ladakhi Bhoti, który jest odgałęzieniem języka tybetańskiego. W naszej wiosce uczę uczniów o granicy, opowiadając im historię tego języka i wyjaśniam, że Tybet jest teraz częścią Chin i znajduje się za granicą” – powiedział Al Jazeera.

„Kiedy kształcimy dzieci, po prostu mówimy im, że kraj za granicą to Chiny, a nie kraj wroga. Patrzę na edukację jako na sposób na zaprowadzenie pokoju. Jeśli nauczyciel we właściwy sposób będzie edukować dzieci na temat miejsc i kultur, nie będzie żadnych działań wojennych i zapanuje pokój” – mówi.

Zrodlo