Minstrelsy z pogranicza komercyjnego debiutu Iana był albo przebłyskiem geniuszu, albo końcem hip-hopu, jaki znamy. Jasne, składanka pełna tanich rzeczy Stado Kaveli wpisz beaty i takty o „rzucanie pieniędzmi na twoją głowę” może być w złym guście, bo pochodzi od białego dzieciaka urodzonego w 2005 roku – zwłaszcza gdy zostało upozorowane na to dziecko pochodzi z pieniędzy. Ale to, co sprawia, że wspinaczka Iana jest tak dziwna, to fakt, że zanim wybuchł za pokazanie swojej twarzy, tworzył już najlepszą muzykę w swoim życiu. W 2023 roku Instagram Iana był prywatny i anonimowy, a jego SoundCloud stanowił bibliotekę rapu typu plugg jego bardzo awangarda. Nagrania DIY, które umieścił w Internecie, łączyły napięte melodie z niesamowitymi kolażami dźwiękowymi: jego rapy balansowały pomiędzy próżnością a samokrytyką, unosząc się nad widmowymi reklamami i teksturowaną perkusją, która przeradzała się w próbki wycięte z nawiedzonych amfiteatrów. Czasami pisanie piosenek było bolesne i szczere. „Mama powiedziała mi, że jest dumna, nadal uważam, że nie wystarczym” – rapuje na wyprodukowanym przez iokera „Przypomnienia”, odmieniając swój głos jak Izaya Tiji w jego najciemniejszej godzinie. Za zasłoną anonimowości Ian czerpał korzyści z eksperymentów.
Zasłona podniosła się w styczniu wraz z fragmentem „Wimbledonu”, przechylona w pułapkę pukanie do głośników, która wywołała setki komentarzy w stylu: „Cholera, ten biały chłopak potrafi rapować!” ian poddał się powstałemu szumowi i nigdy nie oglądał się za siebie, odtwarzając przestarzałe pułapki, gdy publiczność roiła się. Pięć miesięcy później prymuspodejmować właściwe kroki Żegnajcie Konie podwaja formułę: repliki Young Chop i wyprodukowane rozmowy raperów. Tylko Ten czas na fajną funkcję Chief Keef. To niefortunne. Produkcja jest sztywna i duszna, a jej celem jest zachwyt, a w tle znajdują się wiotkie haczyki i wersety, które ledwo odzwierciedlają talent artysty u steru. Oprócz kilku przyćmionych świateł, Żegnajcie Konie spotyka się jak Sport 2K muzyka menu: rodzaj utworów, przy których chcesz wyciszyć telewizor.
„Till I Die” to jedna z kilku piosenek z 2024 roku, które mają wywołać dreszcze w czaszce w taki sam sposób, jak „Jan” I “Trudno w Da Paintnadal to robię ponad dekadę później. Zamiast tego przebija się przez fanfary dęte i banalne brzmienie syntezatora, które brzmi, jakby zostało wyrwane Regularny program. Zadowolona z siebie nonszalancja rytmu Iana w refrenie wydaje się efekciarska (jeśli mówisz liczby za bramą, lepiej ślizgaj się jak Bossman Dlow). To samo dotyczy „3,5” i „Loco”. W „Older” próbuje nawiązać do melodramatu Future’s Życie na wysokim poziomie i natychmiast się potyka: „Rodzice się starzeją/Wielcy próbują mi przeszkodzić/Podaj mi doję/Do rana próbuję umrzeć”. Zapomnij o poważnym użyciu słowa „bigwig” w bolesnej piosence rapowej: postrzegana walka Iana blednie w porównaniu z artystami podejmującymi prawdziwy ballada w tym duchu – plus, że doja cię nie zabije, kolego.