W poniedziałek izraelskie wojsko rozpoczęło maniakalne bombardowanie Tyru na południowym wybrzeżu Libanu, uderzając w budynki mieszkalne po lewej i prawej stronie i przekształcając tę scenę w typowy izraelski horror. Od początku ludobójstwa w sąsiedniej Palestynie w październiku ubiegłego roku Izrael zabił ponad 2700 osób w Libanie, większość w ciągu ostatniego półtora miesiąca.
Tyr, starożytny fenicki port splądrowany przez Aleksandra Wielkiego w 332 rpne, nie jest oczywiście obcy zniszczeniom. W mieście znajdują się trzy zestawy ruin rzymskich i bizantyjskich – z których jeden przypadkowo doświadczył bardziej wyjątkowej formy zniszczeń w 2013 r., kiedy konwój należący do ówczesnej ambasador Stanów Zjednoczonych w Libanie Maury Connelly zdołał w niewytłumaczalny sposób uszkodzić to historyczne miejsce To. Ten konkretny epizod skłonił Jadaliyyę nagłówek: „Opony nad oponami: ambasador USA rujnuje ruiny”.
Biorąc pod uwagę jego zaciekłe partnerstwo z państwem Izrael, Stany Zjednoczone z pewnością miały ogromny udział w rujnowaniu Libanu na przestrzeni współczesnej historii. Na przykład w 1982 r. Stany Zjednoczone dały zielone światło izraelskiej inwazji, w wyniku której zginęło dziesiątki tysięcy ludzi w tym kraju. Podczas 34-dniowej wojny Izraela z Libanem w 2006 r., w której zginęło około 1200 osób, Stany Zjednoczone przyspieszyły dostawy bomb dla izraelskiej armii, jednocześnie agitując za opóźnieniem zawieszenia broni – podejście, które administracja Joe Bidena obecnie w zasadzie wzmocniła, aby dostosować się do ludobójstwa w Gazie .
Po raz pierwszy poznałem Tyr – i resztę Libanu – miesiąc po rzezi w 2006 roku, kiedy wraz z moją przyjaciółką Amelią odbyliśmy autostopową podróż po kraju, zarówno po zrujnowanej, jak i niezniszczonej części. Kierując się na południe od Bejrutu, podwiózł nas jowialny mężczyzna w średnim wieku o imieniu Samir, który umieścił nas na kilka dni w swoim domu w Tyrze i eskortował podczas wycieczek samochodowych do zniszczonych wiosek wzdłuż granicy libańsko-izraelskiej.
Samir mieszkał ze swoim młodym synem w apartamentowcu, który ledwo uniknął pobicia. Naprzeciwko kompleksu znajdował się kolejny budynek mieszkalny, który izraelskie dzieło przeciął na dwie części, pozostawiając na widoku pionowy stos kuchni. Zgodnie z libańską tradycją nadmiernej gościnności, Samir dopilnował, aby Amelia i ja przez cały nasz pobyt byliśmy mocno przekarmieni, częstując nas manousheh i innymi smakołykami w skromnym lokalu położonym wzdłuż nadmorskiej promenady w Tyrze.
Wysadzana palmami promenada jest obecnie niszczona przez izraelskie naloty, ale w czasach nieapokaliptycznych stanowi malownicze tło dla letnich wieczornych spacerów, rodzinnych pikników, konsumpcji argileh i innych standardowych ludzkich zachowań w mieście, które Izrael lubi teraz na całym świecie wierzyć, to jaskinia terrorystów. W czasach Pucharu Świata lokalni kierowcy mogą bez końca jeździć tam i z powrotem z flagami i klaksonami, świętując triumf zwycięskiej drużyny.
Następnie wróciłem do Tyru w 2008 r. w towarzystwie Hassana, przyjaciela, z którym Amelia i ja podróżowaliśmy autostopem w 2006 r., a którego ojciec przybył do Libanu pieszo z Palestyny w 1948 r., kiedy Izrael brutalnie założył sklep na ziemi palestyńskiej. Hassan, uchodźca bez paszportu, zaczął rekompensować klaustrofobiczne granice narzuconej mu krainy schronienia, jeżdżąc po całym kraju, czasem kilka razy dziennie.
Przez kilka miesięcy mojej wizyty musiałem jeździć na strzelbie, a wieczorami często spędzaliśmy czas nad morzem w Tyrze, popijając libańskie wino z butelki i wpatrując się przez wodę w migoczące światła bazy UNIFIL w Naqoura granica z Izraelem – jedyne ultra zelektryfikowane miejsce w kraju skądinąd spektakularnie dotkniętym niedoborem prądu.
Przez wiele nocy pędziliśmy także przez wioski na południe od Tyru, a Hassan opowiadał mi swoje dni jako bojownik w Amal, przeważnie szyickiej libańskiej partii politycznej i byłej milicji, która brała udział w kierowanym przez Hezbollah ruchu oporu wobec izraelskiej okupacji południowego Libanu. Kiedy niedawno rozmawiałem z Hassanem, poinformował mnie, że on także „walczy” z Izraelem w tej ostatniej wojnie – ale tym razem dostarczając żywność i inne artykuły pierwszej potrzeby wysiedlonym cywilom z południowego Libanu.
Amal został w dużej mierze wycięty z międzynarodowego punktu widzenia przez redukcjonistyczną narrację polityczną i korporacyjną w mediach, która woli po prostu obsadzić Hezbollah w roli panujących libańskich „terrorystów”. Jednak w Tyrze plakaty męczenników przedstawiające bojowników obu stron wywieszają się wzdłuż arterii komunikacyjnych i przyklejają do witryn sklepów, co przypomina, że – dopóki Izrael będzie dokonywał rzezi, wysiedleń i okupacji – ludzie będą nadal walczyć.
Podczas jednego z moich licznych powrotów do Tyru na przestrzeni lat, w 2016 roku, wynająłem pokój w labiryncie chrześcijańskiej dzielnicy miasta przylegającej do portu, który posłużył mi jako baza wypadowa do przeprowadzenia własnej autostopowej wyprawy przez południowy Liban – podróż dzięki temu zetknąłem się z coraz większą liczbą plakatów męczenników i coraz większą liczbą żywych historii ruchu oporu, jak zapisałem w swoim dzienniku podróży Męczennicy nigdy nie umierają.
Pojechałem autostopem do Kany, miejsca legendarnej przemiany wody w wino przez Jezusa Chrystusa i miejsca izraelskiej masakry w 1996 r., w której zginęło 106 uchodźców przebywających w siedzibie ONZ. Pojechałem autostopem do Aita al-Shaab, przygranicznej wioski, która była punktem wyjścia wojny w 2006 roku, a teraz ponownie została zniszczona w proch.
Po powrocie do chrześcijańskiej dzielnicy Tyru odwiedziłem maleńką restaurację przy lewej burcie należącą do kultowego Abu Roberta, osiemdziesięcioletniego rybaka, który przeżył wszelkiego rodzaju kataklizmy libańskie. Abu Robert zalecał codzienne kąpiele w Morzu Śródziemnym na długowieczność i opowiedział mi o tym, jak w 1948 roku popłynął z ojcem do Palestyny po arbuzy i wrócił z ładunkiem uciekających Palestyńczyków.
Moja ostatnia wizyta w Tyrze miała miejsce w czerwcu 2022 r., kiedy dowiedziałem się, że Abu Robert zmarł wcześniej tego roku i spędził dzień na jego cześć na białej piaszczystej plaży miasta. Temperament i kolor morza w Tyrze ciągle się zmienia, ale tego dnia było spokojne, krystaliczne, seledynowe.
Ponieważ Izrael robi teraz, co w jego mocy, aby zbombardować życie w Tyrze, ważne jest, aby pamiętać, że do zabicia miejsca potrzeba czegoś więcej niż tylko bomb.
Poglądy wyrażone w tym artykule są poglądami autora i niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko redakcyjne Al Jazeery.